– W sytuacji, w której mamy do czynienia z posłanką, co podnosiły także zgromadzone w pobliżu osoby, przetransportowanie jej do innego miejsca, w tym przypadku radiowozu, świadczy o tym, że wykroczono ponad to, co jest konieczne do ustalenia tożsamości – ocenia dr Dorota Czerwińska z Katedry Postępowania Karnego UWr o sprawie posłanki Kingi Gajewskiej.
Na podstawie nagrań, które są dostępne w mediach społecznościowych, uważam, że doszło do zatrzymania. W sytuacji, w której mamy do czynienia z posłanką, co podnosiły także zgromadzone w pobliżu osoby, przetransportowanie jej do innego miejsca, w tym przypadku radiowozu, świadczy o tym, że wykroczono ponad to, co jest konieczne do ustalenia tożsamości. Zwłaszcza że z relacji posłanki wynika, że miała przy sobie legitymację poselską, ale uniemożliwiono jej okazanie na miejscu. Mieliśmy więc do czynienia z zatrzymaniem, a jak wiadomo, poseł nie może zostać zatrzymany bez zgody Sejmu z wyjątkiem ujęcia go na gorącym uczynku przestępstwa i jeżeli jego zatrzymanie jest niezbędne do zapewnienia prawidłowego toku postępowania. A nawet w komunikatach policji jest mowa o ewentualnym wykroczeniu – jak się domyślam, mogło chodzić o ewentualne zakłócanie przebiegu zgromadzenia lub porządku publicznego.
Granica między legitymowaniem a zatrzymaniem jest wyznaczana ustaleniem, że dane czynności były niezbędne do osiągnięcia celu w postaci ustalenia tożsamości. To kryterium jest elastyczne. W zależności od konkretnej sytuacji możemy powiedzieć, że fakt przetransportowania obywatela poza miejsce, w którym ten się znajdował, ale także przekroczenie ram czasowych, które byłyby wystarczające do ustalenia tożsamości, świadczy o tym, że mamy do czynienia z zatrzymaniem. Tę konkluzję potwierdza orzecznictwo na kanwie spraw dotyczących zamykania w kordonach policji rzekomo w celu legitymowania. Wynika z niego, że jeśli czynności wykraczają poza rzeczywistą naturę legitymowania, są długotrwałe i cechują się określoną dolegliwością i stopniem ingerencji w wolność osoby, to mamy do czynienia z zatrzymaniem niezależnie od tego, jak ta czynność została zakwalifikowana przez policję.
Z jednej strony wszyscy mamy obowiązek poddać się legitymowaniu, bo na mocy art. 65 par. 2 kodeksu wykroczeń nieudzielenie właściwemu organowi państwowemu upoważnionemu do legitymowania wiadomości albo dokumentów o własnej tożsamości jest wykroczeniem. Nie oznacza to jednak, że funkcjonariusz policji w każdej sytuacji, według dowolnego swojego uznania może nas legitymować, gdyż policja ze swoich kompetencji może korzystać tylko i wyłącznie w określonych celach, a więc w związku ze ściganiem czynów zabronionych czy z poszukiwaniem osób zaginionych lub poszukiwanych. W niedawnym przełomowym orzeczeniu (sygn. akt II KK 422/20) Sąd Najwyższy wskazał, że aby stwierdzić, czy odmowa podania danych była bezprawna, należy zweryfikować podstawę prawną i faktyczną do podjęcia legitymowania. Zgodnie z przepisami funkcjonariusz, przystępując do legitymowania, musi wskazać swoje imię, nazwisko, stopień służbowy – i to w sposób umożliwiający ich zapisanie obywatelowi – a ponadto musi wskazać przyczynę podejmowanej czynności, na żądanie osoby legitymowanej zaś – także podstawę prawną. Natomiast po zakończeniu czynności musi nas pouczyć o przysługującym nam uprawnieniu do wniesienia zażalenia do prokuratora na sposób przeprowadzenia legitymowania. W świetle najnowszego orzecznictwa, dopiero gdy policjant poda te wszystkie informacje, aktualizuje się obowiązek okazania dokumentu. Innymi słowy, najpierw policjant realizuje swoje obowiązki, a następnie obywatel swoje. Natomiast przy prawidłowo prowadzonej procedurze legitymowania mamy obowiązek okazania dokumentu; jeżeli go nie posiadamy przy sobie, to o naszej tożsamości może oświadczyć osoba, której tożsamość ustalono, czyli np. może to zrobić kolega, który swój dowód okazał. W przypadku niewylegitymowania się, pomimo prawidłowo przeprowadzonej procedury, prawo dopuszcza możliwość – w zależności od okoliczności – zatrzymania takiej osoby. ©℗