Starożytni atleci nie zawsze byli doskonali i nieskalani jak antyczne rzeźby. Mamy nawet ślady ustalnia wyników przed pojedynkiem.
Zapasy w okresie starożytnym cieszyły się ogromną popularnością. Ich nauka należała do kanonu wychowania dobrze urodzonych chłopców. Wielu z nich wybierało kariery profesjonalistów w nadziei na zdobycie sławy i majątku. Stawka była wysoka, toteż zdarzało się, że aspirujący sportowcy nie zawsze polegali wyłącznie na wyuczonych umiejętnościach i przychylności bogów.
Nie tylko dla sławy
Zapaśników społeczeństwa starożytne traktowały w podobny sposób, jak dziś niekiedy traktowani są słynni piłkarze. Kibice towarzyszyli im podczas zawodów, dopingowali ich, a po wygranej tłumnie towarzyszyli im, kiedy ci tryumfalnie wkraczali do rodzinnego miasta. Wieńce zdobiące skronie mistrzów nie były jedynymi profitami z ich zwycięstw. Nagrody pieniężne wypłacane najlepszym osiągały czasami astronomiczne wysokości, po przejściu na emeryturę wielu byłych atletów wiodło więc wygodne i beztroskie życie, w dodatku ciesząc się uznaniem i szacunkiem. Grecki geograf i podróżnik Pauzaniasz wymienia liczne posągi słynnych siłaczy rozsiane po całej Helladzie.
Według tradycji zapasy (gr. pálē) dodano do greckiego katalogu dyscyplin olimpijskich już w VIII w. p.n.e. Budziły one szczególne emocje publiczności ze względu na to, że był to sport nie tylko brutalny, lecz także wymagający umiejętności i sprytu. W mitologii rolę zapaśnika powierzono najsilniejszemu z herosów – Heraklesowi. Zasady były proste. Przeciwnicy walczyli do chwili, aż jeden z nich dotknął ziemi plecami, biodrem bądź ramieniem. Za każde z takich dotknięć zawodnik tracił punkt. Do zwycięstwa wymagano zdobycia trzech punktów. Walkę można było również poddać przez odmowę dalszych zmagań oraz samowolne opuszczenie strefy zapaśniczej.
„Męski sport”
Każdy sposób prowadzący do zwycięstwa był dozwolony, o ile nie łamano bardzo ogólnych zasad rządzących tą dyscypliną. A zawodnicy potrafili zaskakiwać. Przesławny Milon z Krotonu zdobył wieniec zwycięzcy, nie staczając żadnej walki. Nikt nie odważył się przyjąć rzuconego przezeń wyzwania. Nie obyło się wszakże bez drobnego incydentu. Otóż zmierzając po nagrodę, Milon potknął się i przewrócił. Publiczność zareagowała natychmiast. Zaczęto krzyczeć, że nie powinien zostać nagrodzony, jako że znalazł się na ziemi, co trudno rozumieć inaczej, jak tylko znak od bogów. Zainteresowany gładko jednak wybrnął z kłopotu. Z niezmąconym spokojem oświadczył, że do przegranej potrzeba trzech upadków, a on wylądował na ziemi tylko raz.
Luźne zasady sprawiały, że walki wygrywano nie zawsze – jak powiedzielibyśmy dzisiaj – honorowo. Do zapaśników budzących skrajne reakcje widzów należał Leontiskos z Messene. Chociaż wielu innych zawodników mogło się pochwalić lepszą techniką, to właśnie on wygrywał mnóstwo pojedynków. Działo się tak dlatego, że do mistrzostwa opanował sztukę wyginania przeciwnikom palców w trakcie szamotaniny. Umiejętność ta przyniosła mu wiele kontrowersyjnych zwycięstw oraz przydomek „Łamacz Palców”.
Niejaki Kleostratos specjalizował się w dławieniu oponentów. Nie wiadomo, czy wszyscy jego przeciwnicy przeżyli. Źródła starożytne są zresztą zgodne co do tego, że wypadki śmiertelne podczas zapaśniczych zmagań nie należały do rzadkości. Tryumfatorzy, którzy osiągnęli zwycięstwo kosztem śmierci przeciwnika, nie byli pociągani do odpowiedzialności karnej. Choć starożytni nie znali kontratypu ryzyka sportowego, to jednak doskonale rozumieli, że każdy, kto decydował się wkroczyć do strefy zapaśniczej, stawiał na szali własne życie i zdrowie. Jego ewentualną śmierć zrzucano więc na karb woli bogów.
Umowa
Pod rządami rozmiłowanych w walkach gladiatorskich i wyścigach rydwanów Rzymian popularność zapasów nie ucierpiała. Przeciwnie. Jak grzyby po deszczu mnożyły się szkoły dla młodzików, zawiązywano spółdzielnie zawodnicze, tworzono ligi itd. Zawody w tej dyscyplinie organizowano podczas wszystkich większych igrzysk odbywających się w granicach imperium. Naturalnie największą estymą nadal otaczano zapasy na terytoriach zamieszkiwanych przez ludność grecką bądź tam, gdzie istniały większe enklawy Greków. Na przykład w Egipcie.
Właśnie z egipskiej miejscowości Oksyrynchos pochodzi zdumiewający dokument wiele mówiący o „sportowej kulturze starożytnych”. Jest to spisana na papirusie umowa, w której zapaśnik Aureliusz Demetriusz zobowiązuje się, że podczas walki z synem niejakiego Aureliusza Akwili trzy razy z głośnym krzykiem upadnie na ziemię i tym samym przegra walkę. Z kontekstu wynika, że jego przeciwnik był dużo młodszy i z pewnością mniej doświadczony. Możliwe, że dopiero debiutował. Demetriusz miał na tej transakcji zarobić 1800 drachm w srebrze. „W monecie nieobarczonej ryzykiem” – zapisano w kontrakcie. Zastrzeżono też kategorycznie, że żadne pieniądze nie zostaną wypłacone, jeżeli zapaśnik upadnie, ale bez krzyku.
Inicjator umowy – lokalna znakomitość – czuł się na tyle pewnie, że nie tylko poprosił poręczycieli o złożenie podpisów na umowie, lecz także przewidział wysoką karę umowną za niedotrzymanie przez Demetriusza słowa. Wszystkiego więc dopełniono, niczego nie zaniechano. Po złożeniu wszystkich podpisów (także poręczycieli) każda ze stron otrzymała własną kopię dokumentu. Jego data świadczy o tym, że targu dobito w 267 r. n.e., kiedy gdzieś daleko na rzymskim tronie zasiadał cesarz Gallienus.
Z punktu widzenia prawa kontrakt zawarty pomiędzy Aureliuszem Akwilą oraz zapaśnikiem Demetriuszem był oczywiście nieważny. Rzymskie prawo karne nie ścigało wprawdzie tych, którzy usiłowali korumpować sportowców, w doktrynie prawa cywilnego podkreślano wszelako, że tego rodzaju porozumienia są rażąco sprzeczne z dobrymi obyczajami. Wszak zawodnicy przed przystąpieniem do zmagań składali przysięgę i wzywali imienia bogów. Zobowiązanie się do poddania walki za pieniądze plugawiło sakralny wymiar igrzysk. Było niedopuszczalne.
Epilog
Praktyka dnia codziennego nie zawsze lubi się zgadzać z obowiązującym prawem. Najlepszym tego dowodem jest szokującej treści umowa z Oksyrynchos. Kontrakt nie tylko został spisany, ale najprawdopodobniej dotrzymano również jego postanowień. Jakie były okoliczności jego zawarcia? Być może Aureliusz Akwila chciał wylansować syna, kupując mu zaskakujące zwycięstwo. Możliwe jednak również, że ktoś postawił spore pieniądze na przeciwnika Demetriusza. W tej sytuacji przez ustawienie walki zarobić mieli wszyscy – na czele z przegranym. A może chodziło o to, żeby z jakiegoś powodu upokorzyć Demetriusza przez wymuszenie na nim przyjęcia wynagrodzenia za przegraną z niegodnym przeciwnikiem? Spekulować można długo.
Przyjrzyjmy się raczej innemu aspektowi tej plugawej historii. Treść egipskiego papirusu wydobywa na światło dzienne zjawisko zasmucające i ponadczasowe. Najwyraźniej lokalna mafia w Egipcie pod panowaniem Rzymian czuła się na tyle swobodnie, że bez obaw dokumentowała swoje przestępcze działania. Umowa podpisana przez Demetriusza pokazuje również, że sport od zarania dziejów bywał brudny, a starożytni sportowcy nie zawsze byli doskonali i nieskalani jak antyczne rzeźby. ©℗