- Umożliwienie sądom przeprowadzania z urzędu tzw. testu bezstronności nie zmieni tego, co kluczowe w relacjach europejskich, ustrojowych czy też relacjach zachodzących między sędziami - uważa dr hab. Jacek Zaleśny konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.

Partia rządząca planuje wprowadzić zmiany, które umożliwią sądom z urzędu, a nie tylko - jak to jest w chwili obecnej - na wniosek stron, przeprowadzać tzw. test bezstronności sędziego. Jakie skutki w sferze prawnej i rzeczywistej będzie miało takie rozwiązanie, skoro sądy już teraz, na podstawie ogólnych reguł proceduralnych, wykonują tego typu testy?
Przyjęcie takiej regulacji jest konstytucyjnie możliwe. Już w obecnie obowiązującym stanie prawnym sąd z urzędu sprawdza ważność postępowania, w tym właśnie okoliczność, czy w postępowaniu tym brały udział osoby do tego uprawnione. Tak więc nie ma przeciwskazań, aby sąd też z urzędu sprawdzał, czy osoby sądzące miały te cechy, które są niezbędne dla rozstrzygania sporów, takie jak bezstronność czy rzetelność. Innymi słowy jest to rozwiązanie prawnie dopuszczalne, a jednocześnie z punktu widzenia procedury postępowania sądu nie jest ono rozwiązaniem, które czyni jakąś rewolucję. Uzupełnia jedynie to, co już ma miejsce w sądach.
Czy skutkiem takiej zmiany będzie brak odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów, którzy takich testów już obecnie dokonują?
Jak najbardziej. Sąd działa na podstawie przepisów obowiązujących. Tak więc, jeśli ustawodawca w sposób szczególny upoważnia go do wykonywania określonej czynności, w tym przypadku do przeprowadzenia testu na bezstronność i rzetelność, to sąd jest kompetentny, aby tę czynność wykonać, i z tego tytułu nie można ponosić prawnie negatywnych konsekwencji. Tym bardziej więc nie odpowiadałby dyscyplinarnie w projektowanym stanie prawnym niż w stanie, który dziś obowiązuje. Inaczej ma się sprawa, jeżeli chodzi o konsekwencje przeprowadzenia takiego testu i konkluzje, do których w jego ramach dochodzi sędzia. Bo czym innym jest podstawa prawna działania, która tutaj nie będzie budzić wątpliwości, a czym innym są ustalenia, które w ramach tej podstawy będą miały miejsce. Te ustalenia bowiem również muszą mieścić się w prawie obowiązującym.
ikona lupy />
dr hab. Jacek Zaleśny konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego / Dziennik Gazeta Prawna
Czy to oznacza, że sędzia, który stwierdzi, że doszło do nieprawidłowości w procesie powołania jego kolegi, będzie narażony na odpowiedzialność dyscyplinarną?
Nie, tego skutku nie powinno być, o ile sędzia rzetelnie wykonuje daną mu kompetencję. W omawianym przypadku chodzi o sprawdzenie zdolności osoby do udziału w orzekaniu. I jeżeli sędzia zrobi to w sposób rzetelny, to z tego tytułu nie może ponosić żadnych negatywnych konsekwencji. Aby tak się stało, sędzia musi pokazać całą tę drogę, która doprowadziła go do określonych wniosków, konkluzji. Musi pokazać, że ustaleń nie podjął w sposób arbitralny, na podstawie emocji czy uprzedzeń.
Czy planowane zmiany w prawie przybliżą nas do rozwiązania problemu tzw. neosędziów, czy może wprost przeciwnie - zwiększą jeszcze chaos, z jakim mamy obecnie do czynienia w sądach?
Ten spór ma wiele płaszczyzn. Ma płaszczyznę krajową, europejską, prawną, polityczną czy też interpersonalną. I taka zmiana nie jest istotna dla żadnej z nich. Na płaszczyźnie politycznej ona niewiele zmienia, na płaszczyźnie relacji władze krajowe - władze unijne tak samo. Podobnie jest w przypadku płaszczyzny prawnej, bo przecież i dziś sędzia jest zobowiązany z urzędu sprawdzić ważność postępowania, w tym również na okoliczność osób w nim uczestniczących. Natomiast jeżeli taka jest rzeczywista potrzeba uczestników życia politycznego i z jakiegoś powodu ich zdaniem taka regulacja byłaby przydatna, to w tym kontekście może ona powstać. Najbardziej istotny skutek takiej zmiany dotyczyłby zasad ponoszenia odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów na podstawie tzw. ustawy kagańcowej. Jednakże z punktu widzenia całości napięć związanych z sądami, z relacjami zachodzącymi między Polską a UE czy między sędziami to ta kwestia jest drugorzędna. Taka regulacja w żadnym zakresie nie zmieni tego, co kluczowe w relacjach europejskich, ustrojowych czy też relacjach zachodzących między sędziami. Problem nie dotyczy bowiem testowania, ale tego, kto jest sędzią, a kto nim nie jest, czy akty stanowienia i stosowania prawa są, czy nie są zgodne z konstytucją. Dotyczy zatem kwestii ustrojowych, a nie pojedynczych regulacji czy zachowań. ©℗
Rozmawiała Małgorzata Kryszkiewicz