To, że kworum podczas obrad nad wyborem prezesa nowo powołanej Izby Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego zostanie zerwane, było do przewidzenia od razu po tym, jak prezydent ogłosił, że w skład owej izby wejdą zarówno starzy, jak i nowi sędziowie SN. Ten, kto obserwuje to, co się dzieje w SN, odkąd do tego sądu trafiły osoby wskazane przez obecną Krajową Radę Sądownictwa, nie mógł spodziewać się innego obrotu sprawy. A wiele wskazuje na to, że to dopiero początek problemów, jakie nas czekają.
To, że kworum podczas obrad nad wyborem prezesa nowo powołanej Izby Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego zostanie zerwane, było do przewidzenia od razu po tym, jak prezydent ogłosił, że w skład owej izby wejdą zarówno starzy, jak i nowi sędziowie SN. Ten, kto obserwuje to, co się dzieje w SN, odkąd do tego sądu trafiły osoby wskazane przez obecną Krajową Radę Sądownictwa, nie mógł spodziewać się innego obrotu sprawy. A wiele wskazuje na to, że to dopiero początek problemów, jakie nas czekają.
O tym, że mieszanie starych sędziów SN z nowymi to zabieg co najmniej ryzykowny, przekonaliśmy się już wiele razy. Wystarczy wspomnieć chociażby problemy z wyborem kandydatów na stanowisko I prezesa SN czy do dziś niepodjętą uchwałę frankową w Izbie Cywilnej SN. Powód zawsze ten sam – kwestionowanie statusu nowych sędziów. Teraz sytuacja się powtarza. Oczywiście przepisy zostały tak napisane, że kandydaci na prezesa nowej izby i tak zostaną w końcu wybrani. Ale zapewne nie będzie to koniec zamieszania w IOZ SN. Można się bowiem spodziewać, że w przyszłości czeka nas paraliż prac tej izby. No chyba że nowo wybrany prezes wykorzysta manewr, jakim posłużył się Michał Laskowski, prezes SN kierujący Izbą Karną, po tym, jak dokooptowano mu osoby wyłonione w wątpliwym pod względem prawnym konkursie.
Chodzi o wydane przez Laskowskiego zarządzenie, zgodnie z którym w IK SN orzeka się w składach niemieszanych. Innymi słowy – starzy orzekają tylko ze starymi, a nowi z nowymi. Dzięki temu sprawy są popychane do przodu, a nie utykają na etapie wyłączeń członków składów orzekających czy składania oświadczeń o nieorzekaniu z niektórymi osobami. Choć oczywiście nie jest to rozwiązanie doskonałe, to jednak zapewnia względną stabilność, jeśli chodzi o pracę izby. I wydaje się rozsądnym krokiem. No chyba że komuś zależy nie na tym, by Kowalski otrzymał w rozsądnym terminie rozstrzygnięcie w swojej sprawie, ale na tym żeby przymusić „niepokornych” sędziów do porzucenia zasad, którym pozostają wierni od ładnych już paru lat. Bo chyba nikt nie jest aż tak naiwny, żeby po tym wszystkim, co się wydarzyło, liczyć na to, że sędziowie zrobią to dobrowolnie.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama