- "To orzeczenie TSUE nie jest przełomowe. Ono idzie zaledwie kroczek dalej niż to wydane w słynnej sprawie Dziubak przeciwko Raiffeisen Bank, gdzie również stwierdzono, że sąd zasadniczo nie może wypełnić umowy regulacją dyspozytywną." - mówi Prof. Maciej Gutowski, adwokat.

Za nami kolejny wyrok, jaki Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydał w sprawie polskich frankowiczów. Tym razem stwierdził m.in., że w przypadku umowy kredytu indeksowanego do franka szwajcarskiego nie jest możliwe usunięcie nieuczciwej marży banku i pozostawienie kredytu przeliczanego na podstawie uczciwego kursu średniego NBP. Na ile jest to przełomowe rozstrzygnięcie dla tysięcy spraw toczących się przed polskimi sądami?
To orzeczenie TSUE nie jest przełomowe. Ono idzie zaledwie kroczek dalej niż to wydane w słynnej sprawie Dziubak przeciwko Raiffeisen Bank, gdzie również stwierdzono, że sąd zasadniczo nie może wypełnić umowy regulacją dyspozytywną. Wówczas jednak nie było dobitnie powiedziane, że nie może się to stać bez zgody konsumenta. Teraz to dopełniono. Ponadto TSUE w swoim ostatnim wyroku stwierdził jasno, że takie uzupełnienie umowy może mieć miejsce tylko wtedy, gdyby niedozwolone postanowienie umowne było tego rodzaju, że jego usunięcie prowadziłoby do upadku umowy. Innymi słowy, TSUE powiedział, że jeśli konsument się godzi i nie ma nieważności umowy, to można ewentualnie sięgać do tych przepisów dyspozytywnych. Choć obecnie jest to tak ekwilibrystyczny zabieg, że w praktyce trudny do zastosowania.
Czyli nie można tutaj mówić w kategoriach sukcesu frankowiczów i porażki banków?
Można tutaj mówić jedynie o pewnym dopełnieniu profrankowiczowskiej linii orzeczniczej. Jeśli bowiem chodzi o drugie pytanie, na które odpowiadał TSUE, a które dotyczyło możliwości usunięcia części nieuczciwego postanowienia umownego, to tutaj również trybunał dopowiedział, że nie można tego robić bez zgody konsumenta. Natomiast odpowiadając na trzecie z pytań dotyczące tego, od kiedy biegnie termin przedawnienia roszczeń majątkowych, to TSUE powiedział dość słuszną i oczywistą rzecz. Trybunał tak naprawdę nie oceniał polskich przepisów o przedawnieniu, a jedynie stwierdził, że gdyby istniała taka regulacja, która prowadziłaby do tego, że roszczenie konsumenta miałoby się przedawnić, zanim on podejmie ostateczną decyzję co do skorzystania z ochrony konsumenckiej czy co do losów umowy, to taka regulacja byłaby niezgodna z prawem UE. Ale na gruncie naszego prawa tak nie jest. Przyjmuje się bowiem, że przedawnienie liczy się dopiero od momentu podjęcia przez konsumenta świadomej decyzji co do losów prawnych umowy. I moim zdaniem reguła ta działa w obie strony. W tej kwestii TSUE zaprezentował zdroworozsądkowe podejście i tutaj nikt nic nie ugrał. Przyjęcie odwrotnego stanowiska prowadziłoby do absurdu, gdyż oznaczałoby to, że roszczenie przedawnia się, zanim jeszcze wiadomo, jaki ma ono kształt.
W październiku br. TSUE ma wydać kolejne orzeczenie w sprawie polskich frankowiczów. Tym razem ma odpowiedzieć na pytanie, czy bankom, po unieważnieniu umowy, przysługuje względem klientów roszczenie o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału. Czy to orzeczenie będzie istotniejsze od tego, które zapadło w zeszły czwartek?
Być może tak. Ale to czwartkowe też nie jest bez znaczenia. W ostatnim czasie, krok po kroczku, ochrona frankowiczów jest poszerzana. I moim zdaniem zabrnęła ona za daleko. Prawo jako społeczny regulator powinno prowadzić do równych i słusznych rezultatów. Porównując tę ochronę z podejściem do kredytów złotówkowych, które w następstwie decyzji Rady Polityki Pieniężnej ostatnimi czasy stały się strasznie drogie. Zestawiwszy to z ochroną frankowiczów, warto zapytać, czy ci, którzy brali kredyty w rodzimej walucie, też powinni byli być pouczani przez banki, że nieudolne działania większości parlamentarnej wywołają największą od 25 lat inflację? Nie chcę redukować tej sprawy do absurdu, ale uważam, że konsument zaciągający kredyt jest konsumentem świadomym i wie, że za wartość pieniądza w czasie trzeba zapłacić.
ikona lupy />
Prof. Maciej Gutowski, adwokat / Dziennik Gazeta Prawna