Superliga czy Liga Mistrzów? Spór najbogatszych klubów piłkarskich i UEF-y rozstrzygnie TSUE.
Superliga czy Liga Mistrzów? Spór najbogatszych klubów piłkarskich i UEF-y rozstrzygnie TSUE.
Choć to batalia sądowa, tak naprawdę jest to bitwa o gigantyczne pieniądze. Naprzeciwko siebie stanęły: najbogatsze europejskie kluby piłkarskie chcące stworzyć rozgrywki elity elit – Superligę, oraz UEFA organizująca od lat niezwykle lukratywną Ligę Mistrzów, na której co roku zarabia nawet 3 mld euro. Spór między nimi ma teraz rozsądzić Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Pomysłodawcy Superligi twierdzą, że Unia Europejskich Związków Piłkarskich (UEFA), torpedując start nowych rozgrywek, dąży do zmonopolizowania rynku, co zagraża gwarantowanej traktatami konkurencji we Wspólnocie. Z kolei UEFA, wspierana przez rządy i niemałą część kibiców – a to rzecz niecodzienna, bo fani futbolu nie darzą europejskiej centrali sympatią – odpowiada, że Superliga to zabawka najbogatszych, która ma służyć jedynie temu, by stali się oni wręcz obrzydliwe bogaci. A więc de facto nie mieli już żadnej konkurencji.
Wyrok TSUE może ośmielić bogate kluby do podobnych inicjatyw w przyszłości albo je zablokować.
O pomysłach stworzenia konkurencyjnych rozgrywek dla tych organizowanych przez UEF-ę mówiło się od lat. Jednak dopiero rok temu 12 klubów: 3 włoskie, 3 hiszpańskie oraz 6 angielskich, wcieliło pomysł w życie. Głównym inwestycyjnym partnerem był amerykański bank JPMorgan Chase, który zaoferował znacznie wyższe wynagrodzenia oraz premie dla klubów niż UEFA – aż 5 mld dol. Szefem Superligi został prezes Realu Madryt Florentino Pérez.
– UEFA ma wsparcie środowiska piłkarskiego i rządów, ale jak znam Péreza, to wydaje mi się, że sprawy nie odpuści. Wszystkie kluby, szczególnie te bogate, szukają dodatkowych pieniędzy i jeśli widzą projekt, w którym mogą zarobić 10 razy więcej, chcą się w niego zaangażować. Powiedzmy to szczerze: w zawodowej piłce nożnej wszystko kręci się wokół pieniędzy – mówi mi Jerzy Dudek, były reprezentant Polski i zawodnik Królewskich.
Nawet jeśli Pérez spróbowałby wskrzesić Superligę – na mocy wyroku TSUE lub w kontrze do niego – będzie musiał znaleźć sobie jeszcze kilkunastu partnerów. Pierwsza próba zakończyła się bowiem spektakularnym fiaskiem, bo po trzech dniach od jej powołania – pod wpływem nacisków UEF-y oraz rządów – opuściły ją prawie wszystkie kluby, z wyjątkiem Realu, Barcelony i Juventusu Turyn. To wówczas rozczarowany Pérez zdecydował się skierować sprawę do TSUE, a stało się to za pośrednictwem hiszpańskiego sądu gospodarczego, który złożył pytania prejudycjalne. Choć w UE trwa dyskusja o uprawnieniach unijnego sądu i jego działaniach ponad traktatowymi zapisami, to w tym przypadku musi on wypełnić swoje podstawowe zadanie: sprawdzić zasadność zarzutów twórców Superligi. Pérez zdecydował się więc na opcję ostateczną, bo odpowiedzi na pytania prejudycjalne są wiążące dla wszystkich krajowych i unijnych sądów.
Jerzy Dudek upatruje przyczyn fiaska rozgrywek w pospiesznym przygotowaniu oraz przedstawieniu pomysłu na Superligę przez jej twórców. – UEFA organizuje rozgrywki w taki sposób, że często dochodzi do sytuacji, w której bardzo dobry klub lub reprezentacja trafiają na dużo słabszego rywala i kibice nie chcą takich spotkań oglądać. W zamyśle Superliga jako rozgrywki elitarne miała dostarczać największych emocji oraz najwyższego poziomu. Ale sami twórcy chyba nie do końca przemyśleli własne posunięcia, dlatego tak łatwo Superliga została storpedowana: kluby wycofały się pod naciskiem politycznym i kibiców – ocenia.
Właśnie – kibiców. Ogromna część fanów futbolu nie podzielała entuzjazmu twórców Superligi, jakoby cotygodniowe spotkania zespołów elity miały być najbardziej interesującymi widowiskami sportowymi. Bo już teraz najlepsze drużyny rozgrywają między sobą niezbyt pasjonujące mecze ze względu na zbyt dużą stawkę spotkania – w efekcie półfinały czy finały Ligi Mistrzów często należą do najmniej interesujących rywalizacji w sezonie. Fani piłki nożnej podkreślali też, że Superliga przyczyni się do stopniowego pozbawiania kolorytu miejscowego sportu, który będzie stawał się coraz biedniejszy ze względu na rosnący udział największych drużyn kontynentu.
We wniosku twórcy Superligi powołują się na unijne przepisy antymonopolowe, które – ich zdaniem – nie są egzekwowane wobec UEF-y. Choć w lipcu odbyły się już wysłuchania stron, to na pierwsze (niewiążące) rozstrzygnięcia przyjdzie im poczekać. Dopiero 15 grudnia opinię w sprawie wyda rzecznik generalny TSUE – ale skład orzekający nie musi jej brać pod uwagę.
Profesor Aleksander Cieśliński z Uniwersytetu Warszawskiego w rozmowie z DGP podkreśla, że zarówno wyznaczenie rzecznika generalnego, jak i powiększony skład orzekający, świadczą o dużym ciężarze gatunkowym sprawy. Ale kluczowa będzie analiza dokumentów, które wpłynęły od obu stron, i stanowiska Komisji Europejskiej, bo sam proces – jak dodaje Cieśliński – nie jest najważniejszym elementem prowadzonego postępowania, ale jego uzupełnieniem.
Choć podczas lipcowego wysłuchania były rozważane głównie kwestie z zakresu prawa konkurencji, to nie obyło się bez emocjonalnych momentów. Jak wtedy, gdy przedstawiciele UEF-y nazwali Superligę „kartelem”, a w odwecie jej twórcy oskarżyli europejską organizację o „miażdżenie konkurentów”. Z kolei prawnicy Komisji Europejskiej stwierdzili w trakcie wysłuchania, że UEFA może mieć „uzasadnione cele w zakresie ograniczania konkurencji”, choć jednocześnie dodali, że europejski model sportu musi respektować prawo, zwłaszcza w odniesieniu do podstawowych wolności – a jedną z nich jest swobodna konkurencja.
Państwa członkowskie UE od początku sporu wspierają UEF-ę, z którą od lat współpracują. Podczas wysłuchania przedstawiciele kilku krajów Unii stwierdzili, że to UEFA jest gwarantem otwartej rywalizacji, spójności regionalnej w zarządzaniu sportem oraz przyczynia się do budowy „europejskiej tkanki społecznej”. Przedstawiciel Rumunii wprost oznajmił, że to Superliga byłaby początkiem końca otwartej konkurencji i solidarności sportowej na kontynencie. A zdaniem jednego z prawników TSUE Athanasiosa Rantosa Superliga próbowała wykorzystać dominującą pozycję finansową części klubów i stworzyć zamknięte grono, co powiększyłoby dystans dzielący jej członków od pozostałymch europejskich drużyn.
O ile na początku spór między UEF-ą a Superligą miał charakter sportowo-biznesowy, o tyle po zajęciu się sprawą przez TSUE jego konsekwencje mogą mieć dużo większy zasięg. Według europosła Europejskiej Partii Ludowej, wielokrotnego reprezentanta Biało-Czerwonych Tomasza Frankowskiego, sprawa ma bardzo duże znaczenie nie tylko dla przyszłości futbolu. Frankowski, który w PE przygotowywał raport dotyczący rozwoju sportu we Wspólnocie, w rozmowie z DGP ocenił, że rozprawa może doprowadzić do przełomowej decyzji, która ugruntuje i zapewni ochronę prawną kluczowym cechom europejskiego modelu sportu zgodną z Traktatem o funkcjonowaniu UE. – Co więcej, w trakcie przesłuchania przed trybunałem w Luksemburgu pojawiło się przytłaczające poparcie ze strony rządów krajowych UE dla UEF-y, choć oczywiście musimy poczekać na decyzję TSUE – stwierdził.
Unia Europejska nie miała żadnych kompetencji, jeśli chodzi o organizację sportu do 2009 r. i przyjęcia traktatu lizbońskiego. Od tego momentu zgodnie z art. 165 Traktatu o funkcjonowaniu UE ma się przyczyniać do wspierania europejskich przedsięwzięć sportowych, uwzględniając „szczególny charakter” sportu, w tym jego funkcję społeczną i edukacyjną. Te dwie ostatnie wartości – zdaniem urzędników unijnych, z którymi rozmawiałem – w dużej mierze stoją u podstaw silnej pozycji UEF-y. Choć Unia Europejskich Związków Piłkarskich budzi wiele kontrowersji, bo np. wielokrotnie jej członkowie byli przyłapywani na korupcji, to zdaniem państw członkowskich wciąż wspiera społeczny i edukacyjny wymiar sportu, w przeciwieństwie do prywatnych klubów piłkarskich.
Wprowadzony przez Brukselę oraz państwa członkowskie model sportu przypomina piramidę: u podstawy są lokalne i regionalne związki sportowe, następnie te na szczeblu krajowym i wreszcie na szczycie federacje, takie jak UEFA. Zgodnie z tym modelem rywalizacja powinna zakładać równe prawa konkurencji i być ukierunkowana nie tylko na zysk finansowy, ale przede wszystkim na społeczne skutki sportu, w tym promocję zdrowego trybu życia. Taki model ma gwarantować spójne podejście i możliwość rozwoju sportowców od szczebla lokalnego i regionalnego po międzynarodowy. Dodatkowo UE ma sprzyjać sportowej współpracy z państwami trzecimi oraz organizacjami międzynarodowymi, a za taką trudno byłoby obecnie uznać Superligę.
Profesor Cieśliński ocenił Superligę jako całkowicie komercyjny produkt, w którym nie ma żadnego społecznego elementu rywalizacji sportowej. A to – jak dodaje – działa na niekorzyść twórców projektu, ponieważ w UE sport to coś więcej niż rodzaj zwykłej działalności gospodarczej. – Rozbawiło mnie także stanowisko Superligi, która twierdzi, że UEFA „miażdży konkurentów”. Używanie takiego argumentu z pozycji najbogatszych klubów dążących do stworzenia zamkniętego, elitarnego grona finansowanego gigantycznymi środkami największych komercyjnych instytucji finansowych nie przekona kogokolwiek, kto jest przywiązany do modelu europejskiego. Można krytykować UEF-ę za wiele rzeczy, ale na tle tego akurat projektu te ponadnarodowe federacje wychodzą na bardzo prospołeczne – podkreśla.
Na społeczną rolę sportu, która odróżnia go od innych sfer działalności gospodarczej, zwraca też uwagę Frankowski. Jego zdaniem sport nie powinien być nastawiony jedynie na przynoszenie zysków. – Jeśli pozwolilibyśmy, by komercyjny poziom elity oderwał się od reszty, to cały system się kruszy. Oczywiście jest jeszcze wiele do zrobienia czy poprawienia. Ale w piłce nożnej, podobnie jak w innych sportach, mamy organy zarządzające, które mają za zadanie sprawić, że sport jest prowadzony w sposób, który jest zrównoważony dla wszystkich poziomów. Bez wątpienia, ta specyfika i federacje muszą być kontrolowane – mówi Frankowski i dodaje, że UEFA oraz wszystkie inne organy zarządzające sportem muszą w pełni współpracować z UE i przestrzegać zasad unijnego prawodawstwa.
Skarga złożona przez twórców Superligi dotyczy zarówno prawa konkurencji, jak i czterech z pięciu podstawowych swobód: przedsiębiorczości, przepływu kapitału, przepływu pracowników i świadczenia usług. Niezależnie od tego, jaką opinię ogłosi rzecznik generalny oraz jaki wyrok ostatecznie wyda TSUE, pewne jest, że będą miały one bardzo duże znaczenie dla wszystkich kolejnych tego typu spraw. Niewykluczone, że zdecydowanie zniechęcą twórców podobnych inicjatyw w przyszłości i będą stanowiły sygnał ostrzegawczy dla każdego prywatnego podmiotu, który będzie chciał rzucić wyzwanie UEF-ie w organizacji rozgrywek sportowych. A taki scenariusz oznaczałby de facto ukonstytuowanie się – pod parasolem UE – całkowitego monopolu jednej federacji piłkarskiej do prowadzenia wszystkich możliwych rozgrywek międzyklubowych w tej dziedzinie sportu.
– To specyficzny temat, którym TSUE nie zajmował się dotychczas, choć orzecznictwo dotyczące sportu jest bardzo bogate i dotyczy fundamentalnego pytania, czy chcemy mieć nadal europejski model sportu rozumiany jako struktura piramidy, czy też model amerykański, w którym różne rozgrywki konkurują ze sobą. W Europie wierzymy w model oparty na swoistym monopolu, w którym to federacja piłkarska pełni szczególną funkcję, korzysta z wyłączności, ale i powinna mieć poczucie odpowiedzialności także za społeczną rolę sportu – uważa prof. Cieśliński.
Opinia rzecznika generalnego TSUE, która ukaże się w połowie grudnia, z pewnością rzuci nowe światło na tę sprawę. Ostatecznego wyroku można się spodziewać dopiero w przyszłym roku. Na razie Superliga pozostaje martwym projektem i niespełnionym marzeniem najbogatszych klubów do bycia jeszcze bogatszymi. Niewykluczone jednak, że atmosfera wokół tego projektu ponownie zgęstnieje, kiedy tylko zapadną pierwsze decyzje w Luksemburgu.
Reklama
Reklama