- Mamy siedem lat rządów ministra Ziobry, a wymiar sprawiedliwości nadal reformy łaknie jak kania dżdżu i nie może się jej doczekać - powiedział mec. Marcin Wolny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

mec. Marcin Wolny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, współautor raportu „Koszty «reformy». Funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości w latach 2015-2022” / Materiały prasowe
Tytuł przygotowanego przez Helsińską Fundację Praw Człowieka raportu na temat funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości w Polsce w latach 2015-2022 to „Koszty «reformy»”. Jakie są te koszty z punktu widzenia obywatela?
Nie bez powodu w tytule raportu słowo „reforma” ujęte jest w cudzysłów. Tak naprawdę trudno mówić o reformie. Mamy siedem lat rządów ministra Zbigniewa Ziobry, a wymiar sprawiedliwości nadal reformy łaknie jak kania dżdżu i nie może się jej doczekać. Bilans ostatnich siedmiu lat wypada jednoznacznie negatywnie. Główne wskaźniki statystyczne dotyczące tego, ile trwają postępowania, dramatycznie się pogorszyły. Średni czas trwania postępowania w 2021 r. w porównaniu z rokiem 2015 wydłużył się z czterech do siedmiu miesięcy. To jest dla stron procesowych bardzo zła informacja, bo przecież do sądu idzie się po to, żeby uzyskać sprawiedliwość szybko i efektywnie. W 2015 r., kiedy obecna koalicja przejmowała władzę, mieliśmy już w mocy orzeczenie ETPC w sprawie Rutkowski i inni przeciwko Polsce, w którym trybunał stwierdził, że przewlekłość postępowań jest w Polsce problemem systemowym. To było już któreś z kolei takie orzeczenie. Obecnie sytuacja jest tylko gorsza. Nie widać żadnych nadziei na zmianę.
Przecież Ministerstwo Sprawiedliwości niedawno chwaliło się, że jest szybciej, że średni czas postępowań w bieżącym roku uległ skróceniu.
Oczywiście punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Po pierwsze, ministerstwo porównuje dane nieporównywalne, bo jeden kwartał tego roku do całego roku poprzedniego. To absolutnie niewłaściwe metodologicznie, bo te dane nie uwzględniają choćby trwającego okresu urlopowego, kiedy siłą rzeczy sądy pracują wolniej. Po drugie, porównywane były dwa następujące po sobie okresy, podczas gdy Solidarna Polska z koalicjantami rządzi od 2015 r. Dobrze by było odnosić się do początku swoich rządów, a nie tylko do zeszłego roku.
Z czego to wynika? Miały na to wpływ konkretne zmiany w funkcjonowaniu sądów czy po prostu nabrzmiewały problemy z lat wcześniejszych?
Przede wszystkim brakowało warunków do reformy. Do jej przeprowadzenia potrzebne są udział aktorów społecznych - osób tworzących i korzystających z wymiaru sprawiedliwości, diagnoza stanu bieżącego i plan działań. Tymczasem zmiany dokonywane przez ministra Ziobrę od samego początku sprowadzały się do personaliów. Mieliśmy zmiany w prokuraturze, KRS, na stanowiskach prezesów sądów, w zakresie wieku emerytalnego sędziów. Wspólnym mianownikiem wszystkich tych posunięć były zmiany personalne. Nie chodziło tu o usprawnienie tych instytucji, lecz o zastosowanie specyficznej polityki kadrowej, w ramach której następuje wymiana osób funkcyjnych na te, które władza darzy zaufaniem. W wymiarze sprawiedliwości to zdecydowanie nowe zjawisko. Przy takim nastawieniu i w takich warunkach, nie prowadząc dialogu ze środowiskiem prawniczym, nie da się prowadzić reformy. To środowisko zostało na samym początku mocno zrażone do ministerstwa. W tych stosunkach od początku nie było dużo zaufania, a każda kolejna zmiana tylko to zaufanie podkopywała i powodowała, że na linii prawnicy-rząd nie było współpracy. W ten sposób ministerstwo zostało pozbawione dość istotnego narzędzia do kształtowania wizji wymiaru sprawiedliwości. Bez rozmowy, otwarcia na drugą stronę, pewnej pokory i braku przeświadczenia o własnej nieomylności nie da się, moim zdaniem, prowadzić jakiejkolwiek zmiany, a co dopiero kwestii tak istotnej, jak reforma wymiaru sprawiedliwości.
Co z innymi niż sędziowie osobami pracującymi w sądach? Często można spotkać się z opinią, że pracownicy administracyjni i asystenci sędziów mogą odegrać kluczową rolę w usprawnianiu wymiaru sprawiedliwości. Ostatnie lata zmieniły coś w ich sytuacji?
Zmieniło się tyle, że pracownicy sądów wywalczyli po protestach podwyżki. Nawiasem mówiąc, tryb, w jaki wywalczyli te podwyżki, po długich akcjach protestacyjnych, też wpłynął na wyniki pracy sądów. Jeśli sędziowie sami musieli wykonywać czynności administracyjne, to siłą rzeczy postępowania się wydłużały. To też obciąża ministerstwo. W dalszym ciągu mam jednak wrażenie, że zarobki w sądach nie są konkurencyjne w stosunku do tego, co rynek może zaoferować doświadczonym pracownikom. Te osoby z powodzeniem znalazłyby pewnie pracę w kancelariach prawniczych. Brakuje systemu awansów i motywowania pracowników sądownictwa. To jest naprawdę trudna praca, wiążąca się z dużą odpowiedzialnością i stresem. Jeśli chcemy mówić o reformie wymiaru sprawiedliwości, to warunki pracy kadr sądownictwa trzeba poprawić w pierwszej kolejności.
A inne obszary, choćby dotyczące technicznych aspektów pracy sądów i przebiegu postępowań?
Zaniedbana została digitalizacja sądownictwa. Pewne działania przyspieszyły, gdy przyszła do Polski pandemia, ale i tak można mieć sporo uwag co do tego, jak były one prowadzone. Sporo na ten temat powiedziała niedawno Najwyższa Izba Kontroli. Nie udało się też zrobić nic, jeśli chodzi o biegłych sądowych. Biegli są w dalszym ciągu powoływani przez prezesów sądów, co nie gwarantuje odpowiedniej jakości składanych w toku procesu opinii. Biegli nierzetelni, skreśleni z listy, w prosty sposób mogą wpisać się na listę prowadzoną przez prezesa innego sądu okręgowego. Nie ma mechanizmów weryfikujących terminowość składania opinii. Nie zachęcamy też specjalistów do tego, by zostawali biegłymi, bo przecież 30 zł za godzinę pracy przy sporządzaniu opinii to są małe pieniądze, jeśli oczekujemy naprawdę dobrych ekspertyz.
Czy można dostrzec jakiś wpływ wspomnianych zmian personalnych i nowelizacji przepisów dotyczących SN i KRS na sprawność wymiaru sprawiedliwości jako całości?
Kluczowe były zmiany na stanowiskach prezesów sądów i to, że później niektórzy sędziowie bojkotowali oferty objęcia stanowiska prezesa czy wiceprezesa. To powodowało, że nie wszędzie ten, kto ostatecznie zostawał prezesem lub jego zastępcą, miał kompetencje odpowiednie do tego, żeby zarządzać sądem. To dość skomplikowane zadanie i trzeba mieć pewne doświadczenie, by dostrzegać problemy sądu i trafnie stawiać diagnozy. W mniejszym stopniu, choć pewnie również, na funkcjonowanie ogółu sądownictwa wpływ miały zmiany w KRS. Zwróciłbym tu uwagę na atmosferę wrogości i podejrzliwości, która wytworzyła się wokół sądów. To na pewno nie budowało odpowiedniej kultury pracy i przeświadczenia, że wszyscy idziemy w jednym kierunku - ku wymiarowi sprawiedliwości, który sądzi dobrze, sprawiedliwie i w rozsądnym terminie. Ponadto zawłaszczenie KRS przez polityków powoduje, że awanse sędziowskie są częściowo oderwane od realnej oceny kompetencji. Po co mam się starać, skoro jestem na starcie przegrany w procedurze awansowej, a w ogóle to nie chcę w tej procedurze kandydować, bo mam wątpliwości co do jej legalności. Lepiej jej uniknąć - takie może być rozumowanie części sędziów.
Może jednak można powiedzieć coś pozytywnego o zmianach wprowadzanych w działaniu wymiaru sprawiedliwości w ostatnich siedmiu latach?
Na pewno na plus można ocenić zmiany w zakresie przeciwdziałania przemocy domowej i dotyczące niealimentacji. Częściowo pozytywnie oceniam też reformy w systemie pracy więźniów. Sensowne były też niektóre zmiany w kodeksie postępowania karnego, które jako HFPC chwaliliśmy w toku procesu legislacyjnego. Chodzi tu o ograniczenie formalizmu, np. zniesienie konieczności precyzyjnego wskazywania dokumentów uznanych za ujawnione. Ani nie było to odpowiednią gwarancją procesową, ani nie oddziaływało pozytywnie na prestiż wymiaru sprawiedliwości, kiedy trzeba było czekać kilka godzin, aż sędzia skończy wyliczać dowody uznane za ujawnione.
Czy na działania polskich władz w obszarze sądownictwa wpływa jakoś orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka? Trybunał w końcu wielokrotnie stwierdzał przewlekłość postępowania przed polskim wymiarem sprawiedliwości.
Sprawa wykonania wyroku Rutkowski cały czas nie jest zamknięta, więc rząd systematycznie chwali się Komitetowi Ministrów Rady Europy, co zrobił, by problem przewlekłości zminimalizować. Te działania są jednak cały czas nieadekwatne. Ustawa o skardze na naruszenie prawa do rozpoznania sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki bardzo limituje wysokość odszkodowań za przewlekłość. Wprowadzany tam mechanizm: 500 zł za każdy rok, nie mniej niż 2000 zł powoduje, że sądy tak naprawdę nie oceniają realnej dolegliwości poniesionej przez jednostkę i orzekają automatycznie. Myślę, że konieczne będą kolejne nowelizacje tej ustawy. Jeśli chodzi o ETPC, to trzeba dodać, że czekające tam na rozstrzygnięcie sprawy związane ze zmianami w KRS są bombą z opóźnionym zapłonem. Polskiemu rządowi została zakomunikowana sprawa Brodowiak i Dżus, dotycząca prawa do sądu jednostki, której sprawa została rozpoznana przez sąd II instancji, w składzie którego zasiadał sędzia powołany przez nową KRS. Gdyby się okazało, że ETPC zastosuje test znany ze spraw Ástráðsson i Reczkowicz również do sądów powszechnych, to konsekwencje mogą być bardzo daleko idące. Grozi nam bardzo duże ryzyko nieuznawania orzeczeń, stwierdzania ich nieważności i zalew skarg z Polski do ETPC. Jednym słowem - chaos, za który pełną odpowiedzialność ponosi Ministerstwo Sprawiedliwości. ©℗
Na pewno na plus można ocenić zmiany w zakresie przeciwdziałania przemocy domowej i dotyczące niealimentacji. Częściowo pozytywnie oceniam też reformy w systemie pracy więźniów
Rozmawiał Paweł Kubicki