Miała być remedium na rzekomą zgniliznę środowiska sędziowskiego. Dziś odchodzi do przeszłości w niesławie, krytykowana nie tylko przez przeciwników, lecz także tych, którzy byli jej gorącymi zwolennikami
Miała być remedium na rzekomą zgniliznę środowiska sędziowskiego. Dziś odchodzi do przeszłości w niesławie, krytykowana nie tylko przez przeciwników, lecz także tych, którzy byli jej gorącymi zwolennikami
Izba Dyscyplinarna Sądu Najwyższego została powołana w 2018 r. Przepisy regulujące jej status oraz tryb postępowania przed nią znalazły się w nowej ustawie o SN (Dz.U. z 2018 r. poz. 5). Zgodnie z nimi izba, jako jedyna spośród izb SN, nie podlegała nadzorowi I prezesa SN, otrzymała odrębny budżet oraz zaplecze administracyjne. Orzekający w niej otrzymali o 40 proc. wyższe pensje od pozostałych sędziów SN. A co chyba najistotniejsze, została ona w całości obsadzona osobami wskazanymi przez obecną, budzącą wątpliwości Krajową Radę Sądownictwa. Jak wówczas tłumaczył projektodawca, a więc głowa państwa, to wszystko miało zagwarantować nowo powołanej izbie niezależność, dzięki której mogłaby „w sposób niezakłócony realizować swoje zadania, od których w dużej mierze zależy poziom zaufania obywateli do władzy sądowniczej”. Jednak to, co w oczach projektodawcy miało być plusem, dla wielu prawników od początku stanowiło poważne argumenty do stawiania tezy o niekonstytucyjności przyjętych rozwiązań. Tezy, która później znalazła potwierdzenie w orzecznictwie nie tylko rodzimego Sądu Najwyższego, ale także międzynarodowych trybunałów, co ostatecznie doprowadziło do uchwalenia w zeszłym tygodniu prezydenckiej ustawy likwidującej ID SN.
Ale izba od początku budziła kontrowersje nie tylko ze względu na swój ustrój. Zarzucano również, że osoby, które weszły w jej skład, to w przeważającej mierze ludzie powiązani z obecnym ministrem sprawiedliwości. O ID SN bywało głośno także z powodu jej decyzji, zwłaszcza tych podejmowanych wobec sędziów, którzy swoimi działaniami próbowali ukrócić działania rządzących. Krytycy zarzucali, że ID SN swoimi rozstrzygnięciami daje dowód braku niezależności od czynników politycznych, dzięki którym powstała. Przy czym izba potrafiła wprawić w zdumienie nie tylko swoimi merytorycznymi rozstrzygnięciami. Zdarzało się bowiem i tak, że niemałe poruszenie wywoływała ich forma. Tak było np. wówczas, gdy sędziowie ID SN w jednym z uzasadnień cytowali Jana Pawła II.
Wątpliwości co do sposobu ukształtowania ID SN były zgłaszane, odkąd w Sejmie rozpoczęły się prace nad prezydenckim projektem, czyli od 2017 r. Głosy krytyczne płynęły m.in. ze strony ówczesnego kierownictwa SN, ówczesnej Krajowej Rady Sądownictwa czy środowiska naukowego. Wskazywano m.in., że ID SN będzie całkowicie odrębnym sądem, z samodzielnością i niezależnością organizacyjną oraz finansową, a jej prezes będzie miał pozycję równorzędną do I prezesa SN. Dlatego też zdaniem wielu prawników jej powołanie było sprzeczne z art. 175 ust. 1 konstytucji, zgodnie z którym wymiar sprawiedliwości w Polsce sprawują Sąd Najwyższy, sądy powszechne, sądy administracyjne oraz sądy wojskowe. Tymczasem, jak podkreślała m.in. ówczesna I prezes SN Małgorzata Gersodrf, ID SN jest całkowicie nowym i odrębnym sądem, niewymienionym w konstytucji jako sąd uprawniony do sprawowania wymiaru sprawiedliwości.
/>
- Z punktu widzenia polskiej konstytucji aktualny ustrój Izby Dyscyplinarnej SN faktycznie nie ma racji bytu, bo jest ona organem o charakterze sądu wyjątkowego, który poza czasem wojny nie może być powołany, a jest powołany. W świetle prawa polskiego ustrój Izby Dyscyplinarnej jest niemożliwy do zaakceptowania - przyznaje dr hab. Jacek Zaleśny, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego
Problemem było również to, że osoby orzekające w tym organie przeszły procedurę konkursową przed obecną KRS, której skład w większości zależy od woli polityków zasiadających w ławach sejmowych. Od początku więc zarzucano, że wybory tak ukształtowanej KRS będą zgodne z tym, czego oczekują rządzący. I tak w ID SN z rekomendacji tego organu znalazło się wiele osób, które wcześniej były powiązane z obecnym ministrem sprawiedliwości - prokuratorem generalnym. Są to przede wszystkim byli prokuratorzy jak m.in. Małgorzata Bednarek, Adam Roch (obecny prezes ID SN; patrz: rozmowa obok), Ryszard Witkowski czy Jarosław Duś.
Wszystkie te wątpliwości znalazły odbicie w będącym bezpośrednią przyczyną likwidacji ID SN wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 15 lipca 2021 r. (sprawa C-791/19), w którym uznano, że izba ta nie może być uznana za niezależny i bezstronny sąd. A to właśnie z powodu jej organizacyjnej odrębności, sposobu powoływania jej sędziów oraz przynależnego im dodatkowego wynagrodzenia. TSUE uznał, że okoliczności te mogą budzić w przekonaniu jednostek uzasadnione wątpliwości co do niepodatności tego organu na czynnik zewnętrzne.
Od początku również podnoszono, że nie ma racjonalnego uzasadnienia dla tworzenia osobnego organu mającego zajmować się jedynie sprawami dyscyplinarnymi. A to dlatego, że spraw tych jest tak naprawdę niewiele. Potwierdziła to ostatnio także obecna I prezes SN Małgorzata Manowska, która w opinii do prezydenckiego projektu znoszącego ID SN wskazała, że do ID SN w 2021 r. wpłynęło zaledwie 467 spraw. Dlatego też jej zdaniem pozostawienie ID SN w dotychczasowym kształcie przy jednoczesnym odebraniu jej - zgodnie z orzecznictwem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej - spraw dyscyplinarnych sędziów mogłoby „podważyć efektywność systemu odpowiedzialności zawodowej” oraz „wywołać zastrzeżenia co do wydatkowanych na działalność tej Izby środków publicznych”.
Środowiska sędziowskie podnosiły również, że istnienie takiego odrębnego ciała nie ma sensu, gdyż, wbrew twierdzeniom rządzących, sędziowie nie popełniają masowo poważnych przestępstw, za które należy ich ścigać. Twierdzenia te zdają się mieć odzwierciedlenie w opublikowanych niedawno przez samą ID SN danych. Wynika z nich bowiem, że na 206 zarejestrowanych spraw z wniosków o zezwolenie na pociągniecie do odpowiedzialności karnej lub zatrzymanie i tymczasowe aresztowanie, 122 sprawy dotyczyły sędziów, z czego jedynie 25 zakończyło się prawomocnym uchyleniem immunitetu. Co więcej, wśród tych spraw największą grupę stanowią postępowania, w których zezwolenie dotyczy przestępstw przeciwko bezpieczeństwu w komunikacji - 10 spraw, w tym osiem to przypadki prowadzenia pojazdu w stanie nietrzeźwości, zaś dwa obejmują spowodowanie wypadku, w którym inna osoba poniosła uszczerbek na zdrowiu. W jednej ze spraw doszło do spowodowania wypadku przez sędziego kierującego pojazdem w stanie nietrzeźwości. Tak więc jest tak, jak od początku twierdzili sami sędziowie, że najczęściej występującymi przewinieniami w tym środowisku są te związane z prowadzeniem po spożyciu alkoholu. Pozostałe sprawy dotyczą bezprawnego pozbawienia wolności w wyniku czynów kwalifikowanych jako zbrodnia komunistyczna i zbrodnia przeciwko ludzkości (cztery), czynów mających tło finansowe (przestępstwa korupcyjne oraz utrudniania zaspokojenia wierzyciela; łącznie cztery sprawy), trzy sprawy obejmują przestępstwa przeciwko wiarygodności dokumentów i dwie przestępstwa przeciwko wymiarowi sprawiedliwości. Ponadto jedna sprawa dotyczy zgwałcenia wraz ze spowodowaniem uszczerbku na zdrowiu i ostatnia dotycząca znieważenie funkcjonariusza publicznego, zakłócania miru domowego i groźby karalnej.
Przez cztery lata swojej działalności ID SN wydała wiele orzeczeń, które odbiły się szerokim echem w mediach. Jedną z najgłośniejszych z całą pewnością jest sprawa warszawskiego sędziego Igora Tuleyi, który naraził się władzy, rozpoznając zażalenie na decyzję prokuratury dotyczącą głosowania w Sali Kolumnowej w Sejmie, co miało miejsce 16 grudnia 2016 r. Podczas tego posiedzenia przyjęto trzy ustawy: dezubekizacyjną, budżetową i nowelizację ustawy o ochronie przyrody umożliwiającą wycinkę drzew bez pozwolenia. Jak tłumaczył wówczas w rozmowie z DGP sędzia Tuleya, przygotowanie Sali Kolumnowej do obrad było skandaliczne. Jak podkreślał, posłowie opozycji zostali oddzieleni od pozostałych długą ławą, nie mieli dostępu do mikrofonów, byli pozbawieni możliwości składania wniosków formalnych. Prokuraturze Krajowej nie spodobało się to, że Tuleya dopuścił dziennikarzy do udziału w posiedzeniu, na którym zapadła decyzja o uchyleniu postanowienia o umorzeniu śledztwa. Prokuratura twierdzi, że nagłośnienie sprawy przez media doprowadziło do tego, że „kolejni świadkowie przesłuchiwani przez prokuratora w toku kontynuowanego postępowania mogli poznać treść zeznań przesłuchiwanych wcześniej osób i wiedzieli, w jakiej sprawie mają składać zeznania”. W związku z powyższym śledczy chcą postawić warszawskiemu sędziemu zarzuty niedopełnienia obowiązków, przekroczenia uprawnień i bezprawnego rozpowszechniania informacji z postępowania przygotowawczego. Rozpoznając wniosek o prokuratury ID SN w I instancji nie zgodziła się na uchylenie sędziemu immunitetu. Swoją decyzję izba uzasadniła tym, że „niemożliwym było zakwalifikowanie (...) czynu sędziego jako przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków”, a to dlatego, że „sędzia był ustawowo uprawniony do wydania zarządzenia o jawności posiedzenia (...) oraz do dopuszczenia do udziału w tym posiedzeniu przedstawicieli mediów”. To rozstrzygnięcie było sporym zaskoczeniem zarówno dla tych, którzy od początku kwestionowali niezależność ID SN, jak i dla polityków, którzy zdecydowali o jej powołaniu. Sam sędzia Tuleya po tym orzeczeniu stwierdził, że nie zmienia ono jego poglądu na ID SN, która nadal jego zdaniem nie jest sądem. - Raz do roku nawet kij od szczotki strzela - skwitował ironicznie tuż po ogłoszeniu decyzji.
PK jednak nie złożyła broni i odwołała się od tego rozstrzygnięcia. A ID SN rozpoznając sprawę w II instancji, uchyliła Tuleyi immunitet, zawiesiła go w obowiązkach służbowych i obniżyła mu wynagrodzenie o 25 proc. Piotr Niedzielak, który był sprawozdawcą w tej sprawie, uzasadniał, że zachowanie sędziego, co do którego ID SN zezwoliła na pociągnięcie go do odpowiedzialności karnej, było „ewidentne i nie trzeba prowadzić żadnych szczególnych dowodów, żeby uznać, że to uzasadnione podejrzenie popełnienia przez sędziego tego czynu zachodzi”. Oceniając zaś utrwalone przez media ustne motywy rozstrzygnięcia wygłoszone przez Tuleyę, Niedzialak stwierdził, że sędzia „powinien się po prostu miarkować, mając na sali media, i nie powinien cytować wprost z akt postępowania określonych fragmentów wypowiedzi świadków w takim czy innym kontekście”.
To jednak nie był koniec zaskoczeń, jeśli chodzi o sprawę warszawskiego sędziego. Ten nie stawił się trzykrotnie na wezwanie prokuratury, która zamierzała postawić mu zarzuty. W związku z tym PK złożyła do ID SN wniosek o wyrażenie zgody na jego zatrzymanie i przymusowe doprowadzenie. Wniosek nie został jednak uwzględniony. Rozstrzygający Adam Roch odniósł się do zarzutów, jakie sędziemu zamierza postawić PK, stwierdzając, że „istnieją poważne argumenty wskazujące na dopuszczalność publicznego przeprowadzenia posiedzenia w przedmiocie rozpoznania zażalenia na postanowienie prokuratora o zaniechaniu ścigania z będącą konsekwencją jawności możliwością rozpowszechniania wiadomości” ze śledztwa.
- Muszę przyznać, że ta decyzja pozytywnie mnie zaskoczyła. Byłem bowiem przekonany, że będzie zgoda na przymusowe doprowadzenie sędziego Tulei - przyznaje Jarosław Matras, sędzia SN, który broni przed ID SN aż sześciu sędziów, w tym m.in. Piotra Gąciarka czy sędziego SN Marka Pietruszyńskiego. Dodaje jednak, że kompletnie nie zgadza się z uzasadnieniem tego rozstrzygnięcia. Jego zdaniem bowiem co innego powinno być przedmiotem postępowania.
Rozstrzygnięcie było także zaskoczeniem dla polityków partii rządzącej. Krzysztof Sobolewski z PiS ocenił, że „jest to bardzo zły przykład dla obywateli taka sytuacja, kiedy po trzykrotnym wezwaniu sędzia staje ponad prawem i nie stawia się do prokuratury na przesłuchanie”. Jak dodał, wszystko to pokazuje, że reforma wymiaru sprawiedliwości wymaga kontynuacji i on sam ma nadzieję, że rząd Zjednoczonej Prawicy jak najszybciej ją dokończy.
Kolejna sprawa, w której zapadło bulwersujące dla polityków koalicji rządzącej rozstrzygnięcie ID SN, dotyczy krakowskiej sędzi Beaty Morawiec. W jej przypadku PK także domagała się uchylenia immunitetu (chciała postawić sędzi zarzuty przywłaszczenia środków publicznych, działania na szkodę interesu publicznego w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, nadużycia uprawnień i przyjęcia korzyści majątkowej) i w I instancji izba przychyliła się do tego wniosku. Jednak w II instancji zapadło odmienne rozstrzygnięcie i sędzia immunitet zachowała.
Do tej decyzji odniósł się sam Zbigniew Ziobro. Stwierdził, że uniemożliwiła ona dogłębne zbadanie sprawy. Minister ocenił, że ID SN w osobach Pawła Zuberta i Mariusza Łodko (trzeci ze składu orzekającego Jan Majchrowski złożył zdanie odrębne) zrobiła to „w sposób bezwstydny, stawiając niegodny interes korporacyjny środowiska sędziowskiego ponad prawo i ponad zasady, których oczekuje opinia publiczna w takich sprawach”.
Zapewne tego typu decyzje skłoniły samego Jarosława Kaczyńskiego, prezesa PiS, do wyrażenia opinii, że ID SN „nie sprawdziła się”.
Ale nie tylko z powodu merytorycznych rozstrzygnięć było głośno w mediach o ID SN. Spore zaskoczenie wywołało np. uzasadnienie decyzji o zawieszeniu jednego z sędziów wydane już po tym, jak TSUE zdecydował o tym, że ID SN powinna powstrzymać się od orzekania. W uzasadnieniu sędziowie poskarżyli się na medialny lincz, ataki, ostracyzm środowiska. Jak jednak zaznaczyli, podzielają oni pogląd „jednego z największych Polaków w historii (Jana Pawła II - red.), że każdy znajduje «w życiu jakieś swoje Westerplatte. Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować»”.
Taka forma uzasadnienia rozstrzygnięcia wywołała lawinę komentarzy. Podnoszono, że nie licuje ona z powagą sądu, że zamiast stosować prawo, ID SN ucieka się do populizmu i martyrologii.
Z budzącym zdumienie sposobem procedowania przez ID SN spotkał się również sędzia Jarosław Matras.
- Jako obrońca sędziów uczestniczyłem w kilku posiedzeniach, jakie odbywały się w ID SN. I muszę przyznać, że od strony formalnej nie mogę powiedzieć złego słowa, zawsze miałem możliwość wypowiedzenia się, odniesienia się do tego, co mówiła strona przeciwna - zaznacza sędzia Matras. Zaraz jednak dodaje, że nie może nie wspomnieć o sprawie warszawskiego sędziego Krzysztofa Chmielewskiego, który został odsunięty przez prezesa SO w Warszawie od orzekania, po tym gdy wyłączył z orzekania w jednej ze spraw inną sędzię, wskazując, że otrzymała ona nominację do SO w procedurze przed obecną KRS.
- Broniąc na posiedzeniu sędziego Chmielewskiego, wskazywałem m.in. na niekonstytucyjność przepisu, na podstawie którego został on zawieszony. Mówiłem, że nie może być on narzędziem represji wobec sędziego, który wydał orzeczenie, które nie spodobało się rządzącym. Powoływałem się przy tym na orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego oraz na standard prawa do sądu, o którym mowa w Europejskiej konwencji praw człowieka - opowiada sędzia Matras. Kiedy jednak zapoznał się z uzasadnieniem uchwały ID SN (ta podtrzymała zawieszenie) przeżył coś na granicy szoku.
- Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że ta sprawa została rozstrzygnięta jeszcze przed posiedzeniem - przyznaje sędzia Matras. Skąd taki wniosek?
- W uzasadnieniu nawet jednym zdaniem nie odniesiono się do kwestii, które podnosiłem podczas posiedzenia. Ja, jako sędzia z wieloletnim stażem, nie wyobrażam sobie, że mógłbym całkowicie zignorować podnoszone przez stronę postępowania argumenty, zwłaszcza że chodziło przecież o tak poważną sprawę jak konstytucyjność przepisu - tłumaczy Jarosław Matras. Z tych też powodów doszedł on do wniosku, że jego obecność przed ID SN była jedynie listkiem figowym.
- Po zapoznaniu się z treścią uzasadnienia tej uchwały miałem wrażenie zderzenia się z murem - opowiada sędzia.
Ze sporym zaskoczeniem mieliśmy do czynienia także pod koniec 2021 r., kiedy to jedna z orzekających w ID SN oświadczyła, że zrzeka się urzędu sędziego. Był to Jan Majchrowski. „Niniejsza moja rezygnacja jest już ostatnią pozostającą w mojej dyspozycji formą protestu przeciwko naruszaniu w samym Sądzie Najwyższym obowiązującego polskiego prawa, polskiej Konstytucji, orzecznictwa polskiego Trybunału Konstytucyjnego i faktycznemu uleganiu przez kierownictwo Sądu Najwyższego i Izby Dyscyplinarnej SN bezprawnym naciskom podmiotów zewnętrznych podważającym suwerenność Państwa Polskiego, w tym przede wszystkim Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej” - oświadczył Majchrowski. Chodziło o podejmowane przez władze SN próby wykonania orzeczenia TSUE zawieszającego działalność ID SN.
Wielu prawników, z którymi rozmawialiśmy, nie kryje, że likwidację ID SN przyjmuje z ulgą.
- Nie będę płakał po izbie. Moje doświadczenia z tym organem są takie, że wydaje mi się, że już nic gorszego powstać w jej miejsce nie może - mówi sędzia Matras. Jak dodaje, dla niego największym skandalem było to, że ID SN bezrefleksyjnie podtrzymywała decyzje będących przecież nominatami ministra sprawiedliwości prezesów sądów o zawieszeniu sędziów, których jedynym grzechem było to, że wydali orzeczenie niepodobające się władzy.
O tym, że ID SN nie powinna była nigdy powstać, przekonany jest również prof. Michał Romanowski, który jest pełnomocnikiem m.in. Pawła Juszczyszyna. Ten olsztyński sędzia również podpadł rządzącym, wydając orzeczenie nakazujące ujawnić listy poparcia do KRS. Za swój czyn został odsunięty od orzekania. Po dwóch latach jednak ID SN zdecydowała o przywróceniu go do pracy. Jak uzasadniono, tak długie zawieszenie w czynnościach może bowiem godzić w konstytucyjną zasadę nieusuwalności sędziego.
- Dla mnie najbardziej szokujące w tej całej sprawie jest to, że taki twór jak ID SN mógł powstać. Szokuje mnie, że tak wielu prawników, a niektórzy z nich są przecież nawet akademickimi wykładowcami, zdecydowało się uczestniczyć w tym procederze, że za cenę awansu weszło w układ z władzą - podkreśla prof. Romanowski. ©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama