Informacje na temat tego, z kim spotykał się prezydent w danym miesiącu, wymagają przetworzenia. Trzeba dowieść, że ich ujawnienie jest szczególnie istotne dla interesu publicznego.

Organizacje pozarządowe walczące o przejrzystość życia publicznego od lat próbują uzyskiwać informacje na temat spotkań osób publicznych. Czasem jest to kluczowe, choćby po to, by prześledzić proces decyzyjny. Nie jest to jednak proste. Tajne okazują się nawet oficjalne kalendarze spotkań. Przykładem może tu być sprawa terminarza prezes Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. O dostęp do niego wnioskowała Sieć Obywatelska Watchdog Polska, która chciała sprawdzić, jak często prezes spotykała się z Jarosławem Kaczyńskim. Naczelny Sąd Administracyjny uznał jednak, że taki kalendarz stanowi dokument wewnętrzny, a więc nie podlega udostępnieniu (sygn. akt. I OSK 2893/18). Spór ten znajdzie swój finał przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka, który przed trzema miesiącami zakomunikował przyjęcie skargi.
Jednocześnie Sieć próbowała innej drogi prawnej, wnioskując wprost o udostępnienie informacji o wszystkich spotkaniach, jakie odbył prezydent Andrzej Duda w lipcu 2016 r. Ten sposób również okazał się nieskuteczny. W niedawnym wyroku NSA uznał, że te dane co prawda stanowią informację publiczną, ale przetworzoną, a więc taką, którą udostępnia się wyłącznie wtedy, gdy jest to szczególnie istotne dla interesu publicznego. Co równie ważne, to wnioskodawca musi udowodnić istnienie tego interesu. I to nawet wówczas, gdy jest nim organizacja pozarządowa, której głównym celem jest zwiększanie transparentności życia publicznego.
- Koło się zamyka. Kalendarze nie podlegają udostępnieniu, bo to dokumenty wewnętrzne. Lista spotkań, nawet w bardzo krótkim wydawałoby się okresie, również nie, bo to informacja przetworzona. Jednym słowem - poczytaj sobie obywatelu to, co ci na stronie napiszemy - komentuje Katarzyna Batko-Tołuć z Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska.
Informacja przetworzona
W skardze kasacyjnej organizacja podkreślała, że celowo zawęziła do jednego miesiąca okres, którego dotyczył wniosek, bo wcześniejsze próby uzyskania analogicznych informacji za okresy dłuższe kończyły się niepowodzeniem. Poszukuje więc niejako granicy, do której można mówić o informacji prostej, nieprzetworzonej. Kancelaria Prezydenta ripostowała, że okres jest rzeczą całkowicie wtórną. Nawet w przypadku krótszego zakresu czasowego i tak sprostanie żądaniom wnioskodawcy wymagałoby wygenerowania nowej, a więc przetworzonej informacji. Nie ma bowiem jednego zbiorczego dokumentu, w którym odnotowuje się spotkania głowy państwa. A jest ich wiele. Tylko przykładowo wskazano, że w lipcu 2016 r. obył się szczyt NATO, w którym uczestniczyły reprezentacje 28 krajów członkowskich Sojuszu, 25 krajów partnerskich i osiem delegacji organizacji międzynarodowych. Prezydent tylko w ciągu tych dwóch dni odbył kilkadziesiąt spotkań, w tym wiele w formule „w cztery oczy”, z których nie sporządzono żadnych notatek.
NSA uznał, że zakres żądanych danych oznacza informację przetworzoną. Choć w przepisach nie została ona zdefiniowana i trzeba ją oceniać przez pryzmat konkretnej sprawy, to w tej nie budzi to wątpliwości.
„Jak to wykazał sąd I instancji, organ w celu udostępnienia żądanej informacji musiałby podjąć szereg czynności technicznych i analitycznych, w tym dokonać analizy akt, zebrać i zsumować pojedyncze informacje i wygenerować jakościowo nową informację, która nie istnieje w żądanej treści i postaci - zbiorczego ujęcia wszystkich spotkań, ich dat oraz wykazu wszystkich osób, które uczestniczyły w tych spotkaniach” - napisano w uzasadnieniu wyroku.
Interes publiczny
W drugim zarzucie stowarzyszenie starało się wykazać, że udostępnienie żądanych informacji, nawet jeśli je uznać za przetworzone, w sposób oczywisty jest szczególnie istotne dla interesu publicznego. Mając dostęp do tych danych, obywatele mogliby przekonać się, jak często prezydent spotykał się z prezesem PiS, a znajomość dat tych spotkań pozwoliłaby ocenić, czy odbijały się one na decyzjach głowy państwa.
Zdaniem NSA argumenty te w żaden sposób nie odnoszą się do rzekomego naruszenia prawa materialnego.
„Skarżące stowarzyszenie formułując omawianą podstawę kasacyjną, kreuje własny stan faktyczny, oparty na własnych wyobrażeniach i poglądach, a uzasadnienie tego zarzutu pozwala je określić raczej jako wyraz osobistych poglądów na sprawy życia publicznego, aniżeli jako uzasadnienie podstawy kasacyjnej” - uzasadniono.
Niezależnie od tego sąd podkreślił, że interes publiczny należy wiązać z realną możliwością wykorzystania pozyskanych informacji, np. w celu poprawienia jakości pracy urzędu. Przykładem może być poseł zasiadający w komisji ustawodawczej, mający możliwość kształtowania prawa czy organizacja społeczna mająca szanse na inicjatywę ustawodawczą.
„NSA podkreśla jednocześnie, iż uzyskanie przetworzonej informacji publicznej wiąże się z poniesieniem określonych środków, zwłaszcza finansowych i organizacyjnych, często trudnych do pogodzenia z bieżącymi działaniami konkretnych organów. W związku z tym udzielanie informacji publicznej przetworzonej podmiotom, które nie zapewniają, iż zostanie ona wykorzystana w celu usprawnienia funkcjonowania danego organu państwa, przemawia za przyjęciem, iż po ich stronie nie występuje szczególnie istotny interes publiczny uzasadniający udzielenie im żądanej przetworzonej informacji publicznej” - można przeczytać w uzasadnieniu wyroku.
Informacja przetworzona, czyli jaka? / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe

orzecznictwo

Wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego z 3 grudnia 2021 r., sygn. akt III OSK 702/21 www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia