Pandemia zmusiła nas do szybszego dostosowania prawa do naszego funkcjonowania w sieci. Nie zawsze z korzyścią dla jakości legislacji.

Nowoczesne technologie – szansa czy zagrożenie dla funkcjonowania przedsiębiorców w obrocie prawnym i postępowaniach sądowych” – nad tym zagadnieniem dyskutowano podczas ogólnopolskiej konferencji naukowej zorganizowanej w Lublinie przez tamtejszy Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej we współpracy z Uczelnią Łazarskiego.
W spółkach…
Choć ustawodawca od dłuższego już czasu usiłował iść raz szybciej, raz wolniej z duchem czasu w obszarze prawa gospodarczego i sądownictwa, to wraz z wybuchem pandemii musiał mocno przyspieszyć. Nie zawsze z korzyścią dla jakości legislacji. I tak np. prof. Małgorzata Dumkiewicz z UMCS porównując regulacje kodeksu cywilnego i kodeksu spółek handlowych, wskazywała na rozbieżności związane choćby z elektroniczną formą czynności prawnej. Zgodnie z art. 781 k.c. do jej zachowania wystarczy oświadczenie woli w postaci elektronicznej i opatrzenie go kwalifikowanym podpisem elektronicznym, przy czym taka forma jest równoważna z formą pisemną. Jednak zgodnie z art. 231 k.s.h. umowa spółki jawnej zawarta poprzez wypełnienie formularza udostępnionego w systemie teleinformatycznym czy uchwała o zmianie tej umowy już tego przymiotu równoważności nie posiada, mimo iż może być opatrzona nie tylko kwalifikowanym podpisem elektronicznym, lecz także podpisem zaufanym lub osobistym.
– Trudno w tym znaleźć jakąś logikę. W dodatku art. 10 k.s.h., gdzie jest mowa o oświadczeniu zbywcy i nabywcy składanym w systemie teleinformatycznym, mówi się o tym, że takie oświadczenie jest równoważne formie pisemnej. Nie wiadomo po co, bo żaden przepis k.s.h. nie mówi, że oświadczenie zbywcy i nabywcy powinno być złożone w formie pisemnej – wskazywała prof. Dumkiewicz.
Jednym z przejawów wykorzystania nowych technologii w funkcjonowaniu spółek prawa handlowego jest możliwość zdalnego podejmowania uchwał i uczestnictwa w posiedzeniach tych organów. W specustawach covidowych rozszerzono tę możliwość na posiedzenia zarządu i rad nadzorczych. I znów – jak wskazywała dr Agnieszka Goldiszewicz z UMCS – w odniesieniu do organów właścicielskich jest mowa o środkach komunikacji elektronicznej, a w przypadku posiedzeń zarządu czy rady nadzorczej o środkach porozumiewania się na odległość, co na dobrą sprawę mogłoby obejmować nawet wysyłanie znaków dymnych. Poza tym niejednoznaczne przepisy powodują, że zasady zdalnego uczestnictwa w posiedzeniach powinny być określone w regulaminie, jednak tylko w przypadku spółki akcyjnej, bo w stosunku do spółki z o.o. już o tym wymogu zapomniano.
Z kolei prof. Marek Leśniak z Uniwersytetu Wrocławskiego wskazywał, w jaki sposób e-spółki zyskiwały na popularności w okresie pandemii. Jeszcze w 2017 r. 22 proc. jawnych i ok. 32 proc. komandytowych i 53 proc. spółek z o.o. założono przez internet. Rok później te proporcje wynosiły odpowiednio 24 proc. spółek jawnych, 42 proc. komandytowych i 55 proc. spółek z o.o. Tymczasem w pandemicznym roku 2020 już przez internet założono 42 proc. spółek jawnych, 51 proc. komandytowych i 72 proc. spółek z o.o. Inna sprawa, że doktryna negatywnie oceniła normatywne wzorce umów, ponieważ tworzą one odrębny od kodeksowego model spółki handlowej. Najważniejsze zmiany z punktu widzenia spółek akcyjnych w ostatnich latach wiążą się z dematerializacją akcji, której, jak podkreślała dr Justyna Dąbrowska z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, nie należy utożsamiać z digitalizacją. – Nie jest to bowiem zabieg czysto techniczny, bo dematerializacja przekształca akcje jako papiery wartościowe w dobra cyfrowe. Dematerializacja była ostatnim akordem całego procesu ucyfrowienia, jakiemu podlegała spółka akcyjna – podkreślała badaczka. – Sama dostępność nowych technologii nie oznacza ich praktycznego wykorzystania, dlatego potrzebne są regulacje prawne. Dlatego przepisy regulujące spółkę akcyjną muszą tą zmieniającą się rzeczywistość ujmować. Z drugiej strony nie każde dostępne rozwiązanie trzeba od razu wdrażać, bo nie wystarczy sobie odpowiedzieć na pytanie, jak możemy coś cyfryzować, tylko dlaczego powinniśmy to zrobić i co to nam przyniesie – dodawała dr Dąbrowska.
W niektórych aspektach korzyści z implementacji nowych technologii są jednoznaczne. Wskazywał je m.in. dr Tomasz Szczurowski z tego samego uniwersytetu na przykładzie usprawnień w postępowaniu rejestrowym. – Wejście w życie przepisów dotyczących nowego trybu zgłaszania sprawozdań finansowych i innych dokumentów do sądu rejestrowego było prawdziwą rewolucją. Zwykle w lipcu, gdy zbliżał się termin sprawozdawczy, dziennie do Sądu Rejonowego dla m.st. Warszawy wpływało 15 tys. spraw, które następnie były obrabiane do września czy nawet października. A to powodowało, że na załatwienie tych bardziej istotnych z punktu widzenia obrotu gospodarczego trzeba było dużo dłużej czekać. Teraz wzmianka o złożeniu sprawozdania pojawia się automatycznie, a w dodatku przedsiębiorca nic za to nie płaci – mówił dr Szczurowski. Jeśli dodać do tego niedawne wdrożenie portalu rejestrów sądowych, dzięki którym wszystkie sprawy dotyczące przedsiębiorców są załatwiane online, to powinno się to przełożyć na przyspieszenie postępowań rejestrowych czy ułatwienie archiwizacji nowych akt, które teraz są przechowywane w postaci elektronicznej.
…i w sądach
Pandemia COVID-19 wymusiła też przyspieszoną rewolucję w sądownictwie polegającą na wprowadzeniu rozpraw online. Na kanwie przyspieszonej transformacji cyfrowej, jak wskazywała prof. Aneta Łazarska z Uczelni Łazarskiego, zrodziły się pytania dotyczące pogodzenia konieczności funkcjonowania sądów online z gwarancjami prawa do rzetelnego procesu. – Pierwszą fundamentalną kwestią jest jedność miejsca i czasu. Pytanie, czy sąd to jest miejsce, budynek, pomieszczenie, w którym odbywa się wymiar sprawiedliwości, czy sąd to jednak rodzaj usługi, służby, która jest świadczona obywatelowi – mówiła prof. Łazarska, dodając, że np. w Wielkiej Brytanii wideokonferencje znane są od 50 lat.
Jej zdaniem kluczową kwestią jest zapewnienie dostępu do wymiaru sprawiedliwości osobom, które nie mają możliwości technicznych, co się odbywa poprzez nałożenie na sąd obowiązku udostępnienia udziału w formie zdalnej, ale z budynku sądu.
– Nie ulega wątpliwości, że te nowe rozwiązania są bardzo dużym udogodnieniem zarówno dla stron, jak i pełnomocników. W wydziale gospodarczym zdalne rozprawy są bardzo dużym sukcesem. Jest to też duże ułatwienie dla świadków, którzy oszczędzają czas i pieniądze – przyznawała prof. Łazarska, która jest też sędzią Sądu Okręgowego w Warszawie. Jednocześnie jednak zdalne rozprawy nie mogą prowadzić do wyłączenia jawności poprzez ograniczenie dostępu do nich publiczności. A w Polsce nie ma systemowych rozwiązań w tym zakresie i sądy radzą sobie z tym różnie, np. wysyłając zainteresowanym linki czy udostępniając w sądzie salę, na której można oglądać transmisję.
Emocje budzi też przeprowadzane online postępowanie dowodowe, a w szczególności przesłuchanie świadków. – Jeżeli ktoś składa zeznania, łącząc się zdalnie, sąd nie ma możliwości zapewnia świadkowi komfortu, bezpiecznych warunków. Na tradycyjnej sali rozpraw sąd może obserwować, w jaki sposób świadek składa zeznania, czy ktoś nagrywa jego zeznania, czy też udziela mu wskazówek lub sugestii. W przypadku wirtualnej rozprawy sąd nie ma możliwości kontroli – zastrzegała prof. Łazarska.
Jak zauważa prof. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego, entuzjaści nowych technologii przewidują, że wkrótce wyroki będą wydawane przez sztuczną inteligencję. – Nie możemy powiedzieć, że sprzeciwiamy się nowym technologiom, bo przecież nie piszemy wyroków gęsim piórem. Ale ta tendencja jest zgubna i konieczne jest określenie pewnej granicy w postaci określenia nowego prawa człowieka, a mianowicie prawa do tego, by być we władzy ludzi, a nie we władzy systemu. Także prawo do sądu wymaga przynajmniej, by respektować tę zasadę, że jeżeli jesteśmy ludźmi, to mamy być we władzy ludzi, a nie algorytmu – pointuje konstytucjonalista.