Jeśli ktoś się zastanawiał, w jaki sposób administracja obchodzi przepisy o dostępie do informacji publicznej, to niedawno upubliczniony kolejny e-mail mający pochodzić ze skrzynki Michała Dworczyka stanowi dokładną instrukcję. Chodziło o pytania o osoby towarzyszące premierowi w lotach, jakimi zasypali rząd dziennikarze w 2019 r. Ówczesny szef kancelarii premiera miał sugerować w swym e-mailu trzy rozwiązania (tu cytat):
Jeśli ktoś się zastanawiał, w jaki sposób administracja obchodzi przepisy o dostępie do informacji publicznej, to niedawno upubliczniony kolejny e-mail mający pochodzić ze skrzynki Michała Dworczyka stanowi dokładną instrukcję. Chodziło o pytania o osoby towarzyszące premierowi w lotach, jakimi zasypali rząd dziennikarze w 2019 r. Ówczesny szef kancelarii premiera miał sugerować w swym e-mailu trzy rozwiązania (tu cytat):
„1. Możemy to dać
2. Odroczyć – (przetwarzanie informacji etc.) i dać po wyborach
3. Nie dać, opierając się na naciąganej ekspertyzie prawnej – RODO etc.”
Dwa ostatnie to klasyczne sposoby, jeśli nie na zablokowanie dostępu do informacji, to przynajmniej jego opóźnienie. Informacja przetworzona to taka informacja, która nie jest dostępna od ręki, tylko trzeba ją specjalnie przygotować, np. zebrać dane z wielu różnych dokumentów. Nie musi ona być udostępniona, jeśli nie jest to szczególnie istotne dla interesu społecznego. Dziennikarze zazwyczaj nie mają problemu z wykazaniem tej przesłanki, ale kolejna wymiana korespondencji już pozwala zyskać na czasie. Nawet gdy urząd uzna, że udostępnienie informacji jest szczególnie istotne dla interesu (czasem trzeba to wykazywać przed sądem), to i tak pozwala mu to przeciągać sprawę. Normalnie informacji trzeba udzielić bez zbędnej zwłoki, nie później niż w ciągu 14 dni. Ale jeśli dowiedzie się, że jest to niemożliwe, to można ten termin wydłużyć do dwóch miesięcy. A to sporo czasu, zwłaszcza gdy mówimy o okresie kampanii wyborczej.
Zresztą wydłużyć termin można praktycznie z dowolnego powodu. Moja redakcyjna koleżanka 21 czerwca 2021 r. przesłała do Trybunału Konstytucyjnego pytanie o to, kto pełni w nim funkcję rzecznika dyscyplinarnego sędziów. TK 6 lipca przesłał e-maila, że ze względu na dużą liczbę wniosków o udostępnienie informacji publicznej musi wydłużyć termin, ale odpowie do 19 lipca 2021 r. Tego dnia przesłał kolejnego e-maila informującego o kolejnej prolongacie. W końcu 9 sierpnia 2021 r. przekazał jednozdaniową odpowiedź, że „rzecznik dyscyplinarny nie funkcjonuje jako osobny organ w Trybunale Konstytucyjnym”. Napisanie tego zdania zajęło 49 dni.
W punkcie trzecim swej wyliczanki Michał Dworczyk sugerował odmowę udostępnienia informacji na podstawie RODO. Unijne rozporządzenie, zaraz po tym jak zaczęto je stosować, stało się ulubionym powodem do tego, by nie udzielać informacji publicznej. „Tego dokumentu nie możemy ujawnić, bo są tam nazwiska osób postronnych, których prywatność chroni RODO” – taką argumentację powtarzali urzędnicy wszystkich możliwych szczebli. Dziś już pojawia się ona nieco rzadziej, gdyż sądy administracyjne konsekwentnie w swym orzecznictwie powołują się na art. 86 RODO, który wprost wskazuje, że przepisy tego rozporządzenia nie stoją na przeszkodzie do udostępnianiu informacji o działalności publicznej.
Uczciwie mówiąc, nigdy nie miałem wątpliwości, że opisane triki są wykorzystywane do tego, by nie ujawniać niewygodnej prawdy albo przynajmniej to opóźnić. Jeśli jednak ktoś miał, to ujawniony e-mail powinien go chyba skutecznie wyleczyć ze złudzeń. ©℗
Nigdy nie miałem wątpliwości, że opisane triki są wykorzystywane do tego, by nie ujawniać niewygodnej prawdy albo przynajmniej to opóźnić.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama