Krzyki, przerywanie w pół słowa, insynuowanie politycznych motywacji uczestników postępowania – tak wyglądała czwartkowa rozprawa przed Trybunałem Konstytucyjnym. To był żenujący spektakl, ale też i dowód na to, jak prawdziwa jest stara łacińska paremia: nemo iudex in causa sua.

Bo trzeba sobie powiedzieć wprost: trybunał w sprawie z wniosku premiera nie jest żadnym bezstronnym arbitrem. Jest stroną, i to mocno zainteresowaną finałem sporu. Bo tak naprawdę nie chodzi o to, czy nasza konstytucja ma pierwszeństwo przed prawem unijnym, ale o to, kto ma rację: Trybunał Konstytucyjny w Warszawie czy Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w Luksemburgu. W czwartek było to widać jak na dłoni.
Koronnym dowodem na brak bezstronności co najmniej części składu orzekającego było zachowanie kilku sędziów, którzy ewidentnie nie potrafili trzymać nerwów na wodzy. Do tej grupy zaliczyć należy oczywiście byłą posłankę PiS Krystynę Pawłowicz. Jej podniesiony głos, kierowanie do przedstawicieli rzecznika praw obywatelskich pytań w stylu: „Kiedy przestanie pan bić żonę?”, przerywanie wypowiedzi zastępcy RPO, nieukrywane zniecierpliwienie, gdy ten próbował udzielić pełnej odpowiedzi – wszystko to świadczyło o tym, jak słuszna była próba odsunięcia tej osoby od orzekania w sprawie prawa UE. I jak źle się stało, że do tego nie doszło.
Uderzające było również zachowanie sędziego Zbigniewa Jędrzejewskiego. Oburza już sam fakt, że kilka razy zabierał on głos bez żadnego trybu, gdy przedstawiciele RPO próbowali udzielić odpowiedzi na pytania innego członka składu orzekającego. Nie wywołało to oczywiście żadnej reakcji ze strony przewodniczącej Przyłębskiej. A już skandalem było to, co i w jaki sposób pan sędzia raczył mówić podczas czwartkowego posiedzenia. „Pomijacie orzeczenia TK i robicie to ze względów politycznych” – grzmiał, gdy zastępca RPO próbował wyjaśnić, dlaczego pewne decyzje TK mogą budzić wątpliwości pod względem prawnym. Sędzia pozwolił sobie również na stwierdzenie, że argumentacja uczestnika postępowania „może doprowadzić do gorączki”, a ten, kto ją wypowiada, „owija w bawełnę” i stosuje „okrągłe słówka”. Wreszcie, co znamienne, sędzia Jędrzejewski, mówiąc o orzeczeniach unijnych trybunałów, określił je mianem opinii „obcych organów”.
Z powyższego płynie następujący wniosek: w czwartek sędziowie TK stawiali pytania nie po to, aby pogłębić swoją wiedzę i móc rzetelnie rozpatrzyć wniosek premiera, a po to, aby utwierdzić się w swoich dobrze już ugruntowanych poglądach, a przy okazji wykazać, że jeden z uczestników postępowania myli się w swoich ocenach. I tak się akurat składa, że chodzi o tego jedynego uczestnika, którego stanowisko jest niekorzystne dla obecnego obozu rządzącego.