Z roku na rok wzrasta liczba danych pozyskiwanych przez służby. Największym zainteresowaniem nadal cieszą się dane telekomunikacyjne.

Jak wynika z opublikowanej na stronie Senatu „Informacji na temat przetwarzania danych telekomunikacyjnych, pocztowych i internetowych oraz wyników przeprowadzonych kontroli w 2020 r.”, policja w zeszłym roku pozyskała prawie 1,1 mln danych telekomunikacyjnych. A to oznacza wzrost o niemal 100 tys. w porównaniu z 2019 r.
Ciągły wzrost
W przedstawionym izbie wyższej przez ministra sprawiedliwości dokumencie można przeczytać, że w zeszłym roku służby przetworzyły łącznie niemal 1,6 mln danych różnego rodzaju (patrz: grafika). To wzrost o ponad 211 tys. w porównaniu do 2019 r. i o prawie 228 tys. w stosunku do roku 2018 (w tych latach bowiem służby przetworzyły odpowiednio 1 373 328 i 1 356 775 danych). Najczęściej po dane sięgała policja (70 proc. przypadków).
– Tendencja wzrostowa jest rzeczywiście zauważalna – mówi Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon. Jak dodaje, trudno jest jednak stwierdzić, z czego może to wynikać, gdyż jako opinia publiczna o wielu kwestiach nie jesteśmy po prostu informowani.
Z dokumentu przedłożonego przez MS wynika również, że służby najchętniej sięgają – i tak jest od wielu lat – po dane telekomunikacyjne. W 2020 r. pozyskały ich ponad 1,5 mln (1,34 mln w 2019 r. i 1,32 mln w 2018 r.). Drugie w kolejności, jeśli chodzi o zainteresowanie funkcjonariuszy, są dane internetowe, których przetworzono w zeszłym roku niemal 25 tys. Najrzadziej pozyskiwanymi przez służby były dane pocztowe. W zeszłym roku sięgano po nie zaledwie 13 309 razy.
DGP zapytał policję o przyczyny wzrostu liczby przetwarzanych przez tę służbę danych. Do zamknięcia numeru nie uzyskaliśmy odpowiedzi.
Warto w tym miejscu przypomnieć o tym, że – jak pisaliśmy w DGP jako pierwsi – w zeszłym roku padł również rekord dekady, jeżeli chodzi o liczbę złożonych przez policję wniosków o przeprowadzenie kontroli operacyjnej. Wówczas policja tłumaczyła, że sięganie po tego typu środki przy zwalczaniu przestępczości jest konieczne, gdyż grupy przestępcze także wykorzystują zalety transformacji cyfrowej i technologicznej, a także mobilność wynikającą z globalizacji.
Konieczne zmiany
O tym, że służby mają zbyt dużo swobody w sięganiu po nasze bilingi, przekonany był poprzedni rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar. W kwietniu br. wystąpił w tej sprawie do premiera Mateusza Morawieckiego. Pretekstem był wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z 2 marca 2021 r. (sprawa C-746/18), z którego wynika, że przepisy krajowe powinny pozwalać na sięganie po dane telekomunikacyjne tylko w celu zwalczania poważnej przestępczości lub zapobiegania poważnym zagrożeniom bezpieczeństwa publicznego. Tymczasem, jak przekonywał Bodnar, obowiązujące w naszym kraju regulacje pozwalają policji pozyskiwać dane w odniesieniu do wszystkich czynów zabronionych spełniających znamiona jakiegokolwiek przestępstwa, w tym ściganego na wniosek lub z oskarżenia prywatnego. „Tym samym stanowić to będzie nadmierną ingerencję w prawo do prywatności i w prawo do ochrony danych osobowych, a także naruszenie zasady autonomii informacyjnej (…)” – pisał ówczesny RPO.
Na razie jednak nic nie wskazuje na to, żeby rządzący byli skłonni do wprowadzenia zmian, które zmniejszyłyby swobodę służb w tym zakresie. Mało tego, podczas wtorkowej konferencji premier Morawiecki zapowiedział powstanie nowej jednostki policji – Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości, która ma zostać wyposażona w uprawnienia pozwalające na pozyskiwanie informacji nieprzeznaczonych dla tej jednostki. W tym celu biuro będzie mogło, korzystając z urządzeń lub programów komputerowych, przełamywać albo omijać energetyczne, magnetyczne lub inne zabezpieczenia. Będzie także mogło uzyskiwać dostęp do całości lub części systemu teleinformatycznego. Jak zapewniał podczas konferencji premier, zmiany te są konieczne, aby państwo mogło skutecznie walczyć z cyberprzestępczością.
– Daleki jestem od stawiania tezy, że służby nie powinny dysponować tego typu narzędziami. Nie można bowiem zaprzeczyć, że mogą one być niezwykle przydatne przy zwalczaniu cyberprzestępczości. Jednakże zwiększenie uprawnień służb powinno iść w parze ze zwiększaniem kontroli nad tym, w jaki sposób one z tych uprawnień korzystają. A tak się niestety nie dzieje – zauważa Klicki.
Iluzoryczna kontrola
Organizacje pozarządowe nie od dziś alarmują, że już obecnie jest problem z kontrolowaniem służb. Świadczyć o tym mogą chociażby przedstawione przez ministra sprawiedliwości dane. Otóż w zeszłym roku sądy okręgowe i wojskowe sądy okręgowe przeprowadziły 163 kontrole działań podejmowanych przez służby, z czego zaledwie jedna była negatywna.
– Po pierwsze jest to kontrola następcza, po drugie sądy nie mają tak naprawdę narzędzi do tego, aby skutecznie wyłapywać nieprawidłowości. Raz na pół roku otrzymują bowiem od służb sprawozdania w formie tabelek, z których tak naprawdę niewiele wynika – zauważa Wojciech Klicki.
Na to, że obecny model sprawowania kontroli nad tym, w jaki sposób służby korzystają ze swoich uprawnień, ma w istocie charakter iluzoryczny, także zwracał uwagę Adam Bodnar. On również we wspomnianym już liście do premiera stawiał tezę, że dużo skuteczniejsza od kontroli następczej byłaby kontrola uprzednia. „Dzięki takiemu mechanizmowi przypadki sięgania po dane mogłyby podlegać rzetelnej ocenie pod względem spełniania kryteriów niezbędności, adekwatności i celowości” – zaznaczał ówczesny rzecznik.
Najczęściej po dane sięga policja