„Starzy” sędziowie Sądu Najwyższego złamali uchwałę trzech połączonych izb SN, w której wydaniu sami brali udział. Tak uważa część środowiska oraz procesualiści.

Wydane w ubiegły wtorek przez pełen skład Izby Cywilnej SN postanowienie o zwróceniu się do kilku podmiotów o zajęcie stanowiska w sprawie zagadnień frankowych wywołało ożywioną dyskusję w środowisku sędziowskim. Podpisali się pod nim bowiem wszyscy członkowie składu orzekającego, a więc zarówno „starzy” sędziowie SN, jak i ci, których status nadal jest dyskusyjny.

– Orzeczenie to orzeczenie. Nieważne, czy to wyrok, uchwała, czy postanowienie. Faktem jest, że legalni sędziowie SN podjęli czynności procesowe z osobami, które sędziami nie są – uważa Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”. Jego zdaniem zmarnowano szansę na jasne przedstawienie sytuacji w SN i przesądzenie, że osoby, które w konkursie uzyskały rekomendację obecnej Krajowej Rady Sądownictwa, nie mogą podejmować żadnych czynności orzeczniczych.

Zignorowane wskazówki

Sędziowie nie mogą zrozumieć decyzji kolegów z SN, tym bardziej że obecnie ustrojowy spór jest już na bardzo zaawansowanym etapie.

– Mamy na ten temat bogate orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, mamy niedawne wyroki Naczelnego Sądu Administracyjnego co do neo sędziów w Izbie Cywilnej, który przesądził, że KRS nie jest tym organem, o którym mowa w konstytucji, oraz że nie było koniecznej kontrasygnaty przy ogłaszaniu konkursów do SN, czy wreszcie mamy uchwałę samego SN podjętą w składzie trzech połączonych izb – wylicza sędzia Markiewicz. Chodzi oczywiście o uchwałę ze stycznia 2020 r., w której znalazły się wskazówki, jak powinien zachować się sąd, jeśli w składzie orzekającym zasiada osoba, której status jako sędziego może budzić wątpliwości.

– Legalni członkowie IC SN, podpisując się pod wtorkowym postanowieniem, uchwałę tę, w wydaniu której sami przecież uczestniczyli, po prostu zignorowali – uważa prezes Iustitii.

Wtóruje mu Piotr Mgłosiek, sędzia Sądu Rejonowego dla Wrocławia-Krzyków. – Ja, jako sędzia sądu powszechnego, nie jestem tą uchwałą związany, jednak ze względu na autorytet SN respektowałbym ją ze wszystkimi konsekwencjami, jakie się z tym wiążą. Inaczej jest w przypadku sędziów SN. Ich uchwała wiąże, co oznacza, że oni nie mają w tej kwestii wyboru – podkreśla wrocławski sędzia.

Zarzuty odpiera Dariusz Zawistowski, prezes SN kierujący Izbą Cywilną, który także brał udział w wydaniu wtorkowego postanowienia.

– Uchwała trzech połączonych izb ma chronić strony postępowania przed skutkami nieważności postępowania. Tymczasem wydane w IC SN postanowienie takich skutków nie może powodować, gdyż nie jest ono rozstrzygnięciem merytorycznym, ono niczego jeszcze nie przesądza, nie wyznacza nawet kierunku, w jakim będzie się toczyć postępowanie. Ono ma walor czysto techniczny – mówi prezes Zawistowski.

Z kolei Aleksander Stępkowski, rzecznik prasowy SN, zwraca uwagę na wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 20 kwietnia 2020 r. (sygn. akt U 2/20). Jego zdaniem po tym orzeczeniu uchwała trzech niepełnych izb SN nie może wywierać żadnych skutków normatywnych.

– Wyroki TK mają bowiem w świetle art. 190 konstytucji moc powszechnie obowiązującą (w przeciwieństwie do uchwał SN) i w oczywisty sposób wiążą wszystkich sędziów Sądu Najwyższego – uważa rzecznik Stępkowski.

Brak odwagi

Część środowiska sędziowskiego zarzuca „starym” sędziom SN brak odwagi oraz chęć odsunięcia od siebie konieczności przesądzenia pewnych kwestii.

– Niestety, to działanie jest odbierane jako z serii: „zróbcie to za nas”. Mało tego, podejmując taką, a nie inną decyzję legalni sędziowie SN nawet w najmniejszym stopniu nie zasugerowali, że istnieją jakiekolwiek wątpliwości co do statusu osób, które trafiły do SN po przejściu nielegalnej procedury konkursowej – zauważa Krystian Markiewicz. Jak dodaje, skoro zabrakło im determinacji, mogli chociaż odłożyć procedowanie w sprawie frankowej np. do czasu rozstrzygnięcia przez Izbę Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN pozwów o ustalenie nieistnienia stosunku służbowego między „nowymi” sędziami a Sądem Najwyższym i wyrazić to wprost w orzeczeniu.

Z kolei sędzia Mgłosiek podkreśla, że to, co zrobiono, było najgorszym z rozwiązań, gdyż może być odbierane jako zalegalizowanie statusu osób rekomendowanych do SN przez obecną KRS.

Zdaniem prezesa Zawistowskiego wyciąganie tak daleko idących wniosków jest nieuprawnione. – Proszę zauważyć, że posiedzenie było niejawne, co oznacza, że nie było protokołowane. A skoro tak, to nie można było w protokole odnotować, że SN uznał za konieczne zwrócić się do pewnych podmiotów o zajęcie stanowiska w postępowaniu. Decyzja o tym musiała więc przybrać jakąś formę i było nią właśnie postanowienie – mówi prezes IC SN.

Natomiast Aleksander Stępkowski, pytany o to, czy po wydaniu przez SN orzeczenia w składzie, w którym znaleźli się także „nowi” sędziowie, wątpliwości co do ich statusu są już nieaktualne, zaznacza, że nie może spekulować na temat motywacji lub intencji sędziów SN orzekających w Izbie Cywilnej.

– Faktem jest, że wszyscy sędziowie Izby Cywilnej, którzy brali udział w posiedzeniu 11 maja, są podpisani pod postanowieniem i żadne zdania odrębne nie zostały zgłoszone – zaznacza Stępkowski.

Sędziowie zwracają także uwagę na to, że „starzy” sędziowie stanowią w IC SN większość, mogli więc przeforsować każde rozwiązanie.

– Mówienie o tym, że mamy sukces, bo udało się zablokować na jakiś czas wydanie uchwały w składzie, który budzi poważne wątpliwości, miałoby sens, gdyby te proporcje były odwrotne. W obecnej sytuacji należy to ocenić jako porażkę. Powstaje pytanie, czy czas jest naszym sprzymierzeńcem. Co będzie, jeśli zmieni się prezes w Izbie Cywilnej, a prezydent wbrew wyrokom NSA powoła kilku nowych „sędziów” do tej izby? Niestety przypomina mi to taktykę z wyborami I prezesa SN – uważa sędzia Markiewicz.

Okiem ekspertów

Bardzo wielu procesualistów akademickich odmówiło skomentowania sprawy pod nazwiskiem. – Problem tylko z pozoru jest czysto proceduralny, ale mój pogląd wyrażony w absolutnym oderwaniu od politycznego kontekstu będzie zapewne w sposób polityczny odbierany, dlatego wolałabym nie wypowiadać się w tej sprawie – mówi nam jedna z nich.

Część ekspertów asekuruje się też przed zajęciem jednoznacznego stanowiska. – Na pierwszy rzut oka tłumaczenie, że chodzi tylko o orzeczenie wpadkowe, nie wydaje się przekonujące, bo jest to akt prawa procesowego i jeśli uruchamiamy jakąś procedurę wpadkową, to wynik końcowy będzie uzależniony też od jej wyniku. A więc udział nowych sędziów też determinuje wynik – mówi nam jeden z sędziów w stanie spoczynku, zastrzegając, że problem wymaga gruntownego przemyślenia. – Dlatego na razie nie posunąłbym się do jednoznacznego stwierdzenia, że podpisanie postanowienia przez wszystkich członków poszerzonego składu legitymizuje nowych sędziów. Ale podnoszone wątpliwości nie dziwią – dodaje.

Zwłaszcza że – jak słyszymy – równie dobrze postanowienie mogła wydać jednoosobowo przewodnicząca składu orzekającego.

– Wydaje mi się jednak, że teza, że doszło do konwalidacji statusu sędziów, jest zbyt daleko idąca i na pewno nie można mówić o zakończeniu chaosu, z którym mamy do czynienia od wielu miesięcy – stwierdza z kolei inny akademik procesualista.

Innego zdania jest prof. Jacek Zaleśny, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.

– To jest zdarzenie prawne, które miało miejsce i w którym uczestniczyły wszystkie osoby wchodzące w skład izby SN, w tym te, których status jest kwestionowany. Nad tym faktem nie można przejść do porządku dziennego ani go bagatelizować, bo ma on konkretne prawne konsekwencje. Wynika z tego, że zdaniem sędziów SN, których status nie budzi wątpliwości, te inne osoby mogły uczestniczyć w tym zdarzeniu w charakterze sędziów Sądu Najwyższego. Gdyby było inaczej, to te osoby w ogóle by nie znalazły się w siedzibie SN czy nie brałyby udziału w wydaniu postanowienia – mówi prof. Jacek Zaleśny. – A zatem można wnioskować, że zdaniem „starych” sędziów SN te osoby są uprawnione do wykonywania czynności sędziowskich, ergo – mają status sędziego SN. Przecież nie można sobie wyobrazić, że sędzia dopuszczałby niesędziego do wykonania czynności zastrzeżonych dla sędziego, bo wówczas sam popełniałby delikt dyscyplinarny – dodaje prof. Zaleśny.

Zwracając uwagę, że tym samym wydanie postanowienia należy oceniać jako faktyczne odchodzenie od ustaleń SN podjętych w ramach uchwały trzech połączonych izb. I nie ma tutaj znaczenia, czy jest to orzeczenie, które tworzy prawa i obowiązki dla stron postępowania, czy inna czynność prawna SN.