Blokady alkoholowe miały być szansą na skuteczne wyeliminowanie z dróg pijanych kierowców. Tymczasem nie dość, że ich popularność nigdy nie była wysoka, to jeszcze spada.

Każdego dnia policja zatrzymuje dziesiątki nietrzeźwych kierowców. Czasem ich liczba przekracza 100, ale bywa, że sięga nawet 300. Tylko podczas majówkowego weekendu ujawniono 874 przypadki, co i tak nie jest najgorszym wynikiem wobec ubiegłorocznych 1110 nietrzeźwych za kółkiem. Już te liczby robią wrażenie, a mowa tu tylko o osobach, które miały pecha i natknęły się na policyjny patrol. Ilu jeżdżącym po alkoholu się upiekło? Ale problemem jest nie tylko to, że nie sposób wyłapać wszystkich jeżdżących na podwójnym gazie i odebrać im uprawnienia. Bo wielu kierowców po utracie prawa jazdy za prowadzenie po kielichu wsiada za kółko ponownie. Nie dość, że bez uprawnień, to jeszcze często znów po alkoholu. Wysokie kary więzienia grożące w takim przypadku nie wszystkich są w stanie skutecznie odstraszyć.
Z tych m.in. względów w 2015 r. ustawą o pijanych kierowcach (Dz.U. z 2015 r. poz. 541) wprowadzono możliwość zmiany orzeczonego środka karnego w postaci zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych (wszelkich lub określonej kategorii) na zakaz prowadzenia pojazdu niewyposażonego w blokadę alkoholową. Chodzi o urządzenie blokujące możliwość uruchomienia silnika w sytuacji, gdy stężenie alkoholu w wydychanym powietrzu wynosi co najmniej 0,1 mg w 1 dm3.
Mało, mniej, najmniej
Zgodnie z art. 182a kodeksu karnego wykonawczego sąd może zastosować taki środek karny na wniosek skazanego po upływie połowy okresu, na który stracił on prawo jazdy. Natomiast osoby, które utraciły uprawnienia dożywotnio, o zgodę na jazdę z blokadą mogą się ubiegać po upływie 10 lat. Choć przepisy obowiązują już od pięciu lat, to liczba wydanych zakazów prowadzenia pojazdu bez blokady nie jest oszałamiająca.
Najczęściej sądy stosowały ten środek karny w 2018 r. (w sumie 2483 razy), co stanowiło rekordowe 3,62 proc. wszystkich orzeczonych w tym okresie zakazów prowadzenia pojazdów. W 2019 r. stosunek spadł jednak do 2,53 proc., by w ubiegłym roku osiągnąć jedynie 2,09 proc. (1555 przypadków zgody na jazdę z blokadą). Nawet jeśli uznamy, że statystyki za 2020 r. należałoby pominąć, ponieważ pandemia i działające na pół gwizdka sądy zaburzają obraz sytuacji, to mimo wszystko trudno mówić o tym, że omawiana instytucja się przyjęła.
Dlaczego jest tak marnie? – Przyczyn może być wiele. Podejrzewam, że nie wszyscy ukarani kierowcy znają przepisy, a nawet gdy wiedzą, że mogą wystąpić do sądu o zgodę na prowadzenie pojazdu z zamontowaną blokadą alkoholową, zniechęca ich konieczność uczestniczenia w kolejnej rozprawie sądowej – mówi Ilona Butler z Instytutu Transportu Samochodowego.
Jej zdaniem barierą mogą być także pieniądze. – Co prawda można teraz wyleasingować samo urządzenie, ale nadal pozostają koszty zainstalowania go w samochodzie i okresowych kalibracji. Biorąc to pod uwagę, część kierowców może zrezygnować z blokady albo nawet wybrać jazdę bez prawa jazdy i liczyć na to, że uda im się uniknąć kontroli drogowej – ocenia Ilona Butler. I przypomina, że ITS wielokrotnie postulował, aby sporządzić pogłębioną analizę obowiązujących regulacji i sprawdzić, czy spełniają swoją funkcję.
Kierowcy nie chcą płacić
A pamiętajmy, że od samego początku ten nowy środek karny upowszechniał się dość opornie. Choć art. 182a k.k.w. wszedł w życie 18 maja 2015 r., to przez pierwszy rok przepis był martwy. Dopiero 8 lipca 2016 r. ówczesny minister infrastruktury i budownictwa wydał rozporządzenie w sprawie wymagań funkcjonalnych i wymogów technicznych blokady alkoholowej oraz wzoru dokumentu potwierdzającego jej kalibrację (Dz.U. z 2016 r. poz. 1072). Wówczas dodatkową przeszkodą była wysoka cena urządzenia, za które trzeba było zapłacić ok. 5 tys. zł.
Dziś koszt dzierżawy lub leasingu blokady spada wraz z długością najmu. Najdroższy jest najem krótkoterminowy do sześciu miesięcy (w zależności od dostawcy 150–200 zł za miesiąc), do tego trzeba doliczyć ok. 200 zł za kalibrację i 1000 zł kaucji. Po zainstalowaniu blokady trzeba jeszcze przejść dodatkowe badanie na stacji kontroli pojazdów za kolejne 50 zł. Natomiast przy umowach na 5 lat miesięczne koszty wynajmu spadają do ok. 100 zł, a powyżej 5 lat do ok. 70 zł. A przecież jednocześnie z uchwaleniem przepisów o blokadach wprowadzono też obligatoryjne nawiązki na Fundusz Sprawiedliwości dla sprawców jeżdżących na podwójnym gazie, w wysokości minimum 5 tys. zł.
– Mimo wszystko, zwłaszcza przy zakazach prowadzenia pojazdu orzeczonych w związku z popełnieniem wykroczenia, za które można odebrać prawo jazdy na okres od 6 miesięcy do 3 lat, ukarani nawet nie myślą o ubieganiu się o zgodę na jazdę z blokadą – zauważa sędzia Krzysztof Dembowski z Sądu Rejonowego w Nisku.
Potwierdzają to statystyki Ministerstwa Sprawiedliwości. Zgodę na jazdę pojazdem tylko z blokadą w związku z popełnionym wykroczeniem wydano przez ostatnie trzy lata tylko w 542 przypadkach, co stanowi niecałe 8 proc. wszystkich orzeczeń dotyczących alkolocków.
– Nieco inaczej jest w przypadku przestępstw, gdzie minimalny okres zakazu prowadzenia pojazdu wynosi 3 lata. W każdym przypadku zgoda na dalsze wykonywanie tego środka tylko pojazdem wyposażonym w blokadę jest uzależniona od spełniania przez ukaranego lub skazanego określonych warunków. Ktoś, kto kolekcjonuje zakazy jeden za drugim, na pewno nie dostanie zgody na jazdę z blokadą – dodaje sędzia Dembowski.
Stosując art. 182a k.k.w., sąd bierze bowiem pod uwagę postawę sprawcy po popełnieniu przestępstwa, jego właściwości i warunki osobiste (np. stan zdrowia, tryb życia, sytuację rodzinną i środowisko, sposoby reagowania na stres) oraz dotychczasowe zachowanie w okresie wykonywania środka.
Blokada od razu albo dla każdego
Według Rafała Misztalskiego, prezesa AutoWatch Polska, głównego dystrybutora blokad alkoholowych, koszt instalacji urządzenia jest niski w porównaniu z tragicznymi skutkami, które może spowodować jazda na podwójnym gazie. A małe zainteresowanie, w jego ocenia, wynika z przepisów. – Jeśli kierowca, wobec którego orzeczono np. 3-letni zakaz prowadzenia pojazdu, przez pierwsze 1,5 roku go ignoruje i wsiada za kółko, to po upływie tego okresu będzie się poważnie zastanawiał, czy ubiegać się o blokadę, czy może też mu się jakoś uda. Tymczasem, aby wyeliminować z dróg nietrzeźwych kierowców, należałoby stosować blokadę natychmiast w momencie spowodowania czynu zabronionego – przekonuje Rafał Misztalski.
Zaskoczony małą popularnością blokad nie jest wcale prof. Ryszard Stefański z Uczelni Łazarskiego. – Niestety dopóki blokady alkoholowe nie będą fabrycznie montowane w nowych samochodach, co byłoby wspaniałym rozwiązaniem, w Polsce zainteresowanie nimi będzie niewielkie – przewiduje ekspert.
Wprowadzenie takich wymogów na poziomie prawodawstwa unijnego jest tylko kwestią czasu. Europejska Rada Bezpieczeństwa w Transporcie rozważa nałożenie obowiązku montowania blokad alkoholowych w nowo wyprodukowanych pojazdach, jako jedną z możliwości zwiększenia bezpieczeństwa użytkowników ruchu drogowego.
Zakaz prowadzenia pojazdów bez blokady w stosunku do wszystkich orzekanych zakazów prowadzenia pojazdów