Samowolne opuszczenie miejsca pracy poza zakładem karnym przez niepilnowanego skazanego nie jest przestępstwem ucieczki, za które grozi do dwóch lat więzienia - wynika z czwartkowej uchwały Sądu Najwyższego. Jak dodano czyn taki należy postrzegać jako brak powrotu w wyznaczonym terminie.
"Tylko ktoś, kto nie miał wolności, swobody przemieszczania się i coś go krępowało, mógł dokonać uwolnienia się spod tej kontroli. Można przyjąć, że przy wykonywaniu pracy w systemie bez dozoru nie istnieją więzy, spod których można byłoby się uwolnić" - mówił w uzasadnieniu uchwały poszerzonego składu siedmiorga sędziów Izby Karnej SN sędzia Andrzej Tomczyk.
Sędzia dodał, że w tej sytuacji "oddalenie się z miejsca wykonywanej pracy byłoby więc naruszeniem warunków zatrudnienia określonych przez dyrektora zakładu karnego, a nie wyłamaniem się spod kontroli i odzyskaniem swobody". Zaznaczył też, że skoro osadzony legalnie opuścił zakład karny udając się do niedozorowanej pracy, to "doszło de facto do zawieszenia faktycznego pozbawienia wolności (...), brakuje elementu materialnego pozbawienia wolności".
Kwestia rozstrzygnięta w czwartek przez SN jest istotna dla praktyki sądowej. Z danych bowiem wynika, że spośród samowolnych oddaleń się więźniów przytłaczająca większość następuje z miejsc zatrudnienia, w tym - jak wskazano w uzasadnieniu rozpatrzonego pytania - "prawie wszystkie ucieczki nastąpiły z tzw. miejsc zewnętrznych, a więc miejsc, gdzie skazani byli zatrudnieni w systemie bez konwojenta".
"W sytuacji, gdy takie zachowanie może być kwalifikowane jako przestępstwo, a z drugiej strony, jako zachowanie podlegające odpowiedzialności tylko dyscyplinarnej w zakładzie karnym, celowe staje się jednoznaczne rozstrzygnięcie tego zagadnienia" - podkreślił we wrześniu zeszłego roku skład trojga sędziów Izby Karnej SN, który zadał to pytanie. Dodał wtedy, że kwestia ta jest tym bardziej znacząca, ponieważ do tej pory nie była przedmiotem wypowiedzi Sądu Najwyższego.
Mężczyzna - na kanwie sprawy, którego sformułowano zagadnienie prawne - odbywał karę pozbawienia wolności w zakładzie typu półotwartego. "Z jednostki tej został skierowany przez jej dyrektora do zatrudnienia poza terenem zakładu karnego w systemie bez konwojenta. Pracę wykonywał na terenie pewnej spółki pod nadzorem pracownika tej firmy. 19 września 2017 r. skazany samowolnie oddalił się z zakładu pracy wychodząc bramą główną z jego terenu, a po około trzech godzinach został zatrzymany w mieszkaniu swojej konkubiny" - zrelacjonowano w uzasadnieniu pytania.
Sąd rejonowy skazał go za to na trzy miesiące więzienia. Uznał, że doszło do przestępstwa z przepisu Kodeksu karnego mówiącego, że "kto uwalnia się sam, będąc pozbawionym wolności na podstawie orzeczenia sądu lub prawnego nakazu wydanego przez inny organ państwowy, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2".
Sprawa po apelacji obrońcy trafiła do sądu okręgowego, który mężczyznę uniewinnił. SO uznał bowiem, że w takim przypadku można raczej mówić o odpowiedzialności z przepisu mówiącego, że "kto, korzystając z zezwolenia na czasowe opuszczenie zakładu karnego lub aresztu śledczego bez dozoru (...), bez usprawiedliwionej przyczyny nie powróci najpóźniej w ciągu 3 dni po upływie wyznaczonego terminu, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do roku". W sprawie tej - jak wskazał SO - nie minęły natomiast trzy dni, co dopiero pozwalałoby ukarać mężczyznę.
Kasację od takiego wyroku wniósł prokurator. "Rygory, jakim jest poddany skazany wykonujący pracę poza zakładem karnym, konieczność przestrzegania regulaminu pracy, nadzór ze strony pracodawcy, brak swobody w poruszaniu się w obrębie miejsca pracy nie pozwalają uznać, iż wykonywanie pracy przez skazanego poza zakładem karnym w formie bez dozoru jest czasowym odzyskaniem wolności" - wskazała prokuratura.
Troje sędziów SN rozpoznających tę kasację zdecydowało się w związku z tym skierować pytanie do składu siedmioosobowego. Jak zaznaczono kluczowa jest interpretacja zwrotu: "kto uwalnia się sam".
"Pytanie (...) sprawdza się więc do tego, czy ten zwrot powinien być interpretowany zgodnie z jego dotychczasowym ustalonym pojmowaniem jako uwolnienie się (...) z zamkniętego pomieszczenia, konwoju lub dozoru, poprzez zerwanie więzów straży, czy też jako każde działanie, które stanowi bezprawne uwolnienie się z reżimu wykonywania kary pozbawienia wolności" - wskazano.
W czwartek - odpowiadając na te uwagi - SN zaznaczył w uzasadnieniu uchwały, że nie można odejść od tradycyjnego rozumienia zwrotu: "kto uwalnia się sam" - związanego z "mniej lub bardziej zaawansowanym fizycznym ograniczeniem swobody przemieszczania się".
"Za niedozwolone należy uznać poszerzanie zakresu penalizacji na podstawie zmiany znaczenia normy w miarę upływu czasu" - podkreślił sędzia Tomczyk i dodał, że odpowiedzialność za dany czyn powinna być wprowadzana "zawsze w drodze ustawodawczej, a nie przez zmianę dotychczasowej interpretacji, tylko dlatego, że zachowanie jest powszechne i szkodliwe".
Jednocześnie sędzia przypomniał, że ponadto w Kodeksie karnym wykonawczym zapisano, iż "nieprzestrzeganie przez skazanego lub podmiot zatrudniający warunków zatrudnienia, określonych przez dyrektora zakładu karnego, stanowi podstawę cofnięcia zgody". Według SN oznacza to sankcję dyscyplinarną za oddalenie się osadzonego z miejsca pracy, więc zachowanie takie nie podlega już przepisom Kodeksu karnego.