Przymusowe leczenie w zakładach psychiatrycznych stosuje się nie tylko wobec niepoczytalnych sprawców przestępstw przeciwko mieniu, ale nawet za znieważenie funkcjonariusza publicznego

Reforma dotycząca zasad orzekania środków zabezpieczających przewidzianych w kodeksie karnym niewiele zmieniała w kwestii nadużywania przez sądy stosowania izolacyjnych metod w postaci detencji w zakładzie psychiatrycznym. Pod pewnymi względami jest nawet gorzej. Tak przynajmniej wynika z badań przeprowadzonych przez zespół naukowców z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Zmiana kodeksu karnego, która weszła w życie 1 lipca 2015 r. (Dz.U. z 2015 r. poz. 396), poszerzyła katalog środków zabezpieczających o te lecznicze o charakterze wolnościowym. Wcześniej, umarzając postępowania karne wobec niepoczytalnego sprawcy czynu zabronionego, można było jedynie orzec, jako środek leczniczy, przymusowe umieszczenie w zakładzie zamkniętym. Kiedy zaś nie było podstaw do stosowania detencji psychiatrycznej, prokurator na etapie postępowania przygotowawczego umarzał postępowania bez stosowania jakiekolwiek środka zabezpieczającego.
Bo ucierpiało mienie
Podejmując decyzję o umieszczeniu danej osoby w zakładzie dla psychicznie chorych sądy kierowały się stopniem społecznej szkodliwości popełnionego czynu, co do którego istnieje też podejrzenie, że zostanie w przyszłości powtórzony. Wbrew pozorom niepoczytalni sprawcy najpoważniejszych czynów przeciwko wolności seksualnej przed 2015 r. stanowili ok. 5 proc. osób umieszczonych w zakładach zamkniętych. Najczęściej detencję psychiatryczną stosowano wobec sprawców przestępstw przeciwko rodzinie (znęcanie się), życiu i zdrowiu (zabójstwa, uszczerbek na zdrowiu), a także za groźby karalne oraz przestępstwa przeciwko mieniu (np. wandalizm).
– Można było mieć zasadnicze wątpliwości czy np. czyny w postaci zniszczenia mienia mogły stanowić podstawę zastosowania detencji psychiatrycznej. Co więcej, analiza akt prowadziła do wniosku, że w prawie 40 proc. spraw sądy w ogóle nie uzasadniały, dlaczego uznają, że popełniony przez sprawcę czyn cechował się znacznym stopniem społecznej szkodliwości. W kolejnych 15 proc. spraw sądy tylko pozorowały to uzasadnienie, przepisując po prostu treść art. 115 par. 2 k.k. – wskazuje dr Małgorzata Pyrcak-Górowska, autorka raportu z badań, dodając, że przed 2015 r. detencja psychiatryczna była w dużym stopniu nadużywana.
Reforma miała więc m.in. doprowadzić do tego, by niepoczytalni sprawcy błahych czynów nie trafiali do zamkniętych zakładów, lecz zostawali objęci przymusowym leczeniem w warunkach wolnościowych. Jednak okazuje się, że dodanie nowego środka zabezpieczającego w postaci leczenia ambulatoryjnego (a także możliwości stosowania jednocześnie kilku różnych środków zabezpieczających) w żaden sposób nie wpłynęło na zmniejszenie liczby osób kierowanych do zakładów zamkniętych.
Przeciwnie. Już w 2017 r. orzeczono dwa razy więcej detencji psychiatrycznych niż w 2010 r. Nadal najczęściej powodem były przestępstwa przeciwko rodzinie, ale na drugim miejscu uplasowały się czyny przeciwko wolności (groźby karalne i stalking, który został w tym okresie wprowadzony do kodeksu karnego). W dalszej kolejności były to przestępstwa przeciwko życiu i zdrowiu oraz nadal aż w 15 proc. podstawą do zastosowania detencji były czyny przeciwko mieniu.
– Natomiast na piątym miejscu jako podstawa prawna pojawiły się czyny przeciwko działalności instytucji państwowych i samorządu, deklasując tym samym przestępstwa przeciwko wolności seksualnej. W przeszłości, gdy pokazywałam absurdalne przykłady zastosowania detencji psychiatrycznej, wskazywałam na drobne kradzieże czy niszczenie mienia. Po 2015 r. za wystarczająco społecznie szkodliwe, by zastosować detencję psychiatryczną, uznano np. zachowanie polegające na znieważeniu funkcjonariusza policji słowami powszechnie uważanymi za obraźliwe czy też uderzenie dłonią w twarz – przytacza dr Pyrcak-Górowska.
Dwukrotny wzrost orzeczeń
Na potrzeby raportu przeprowadzono badania w 27 sądach i 27 prokuraturach z 17 miast i przeanalizowano ponad 350 spraw karnych. Okazało się, że w praktyce wcale nie jest tak, że sądy decydują się na detencję wobec niepoczytalnych sprawców poważnych czynów, w stosunku do sprawców tych błahych poprzestając na terapii w warunkach wolnościowych. – Granicę pomiędzy terapią a detencją wyznaczają wnioski z opinii biegłych. Jeśli podejrzany nie leczy się i nie ma poczucia choroby, wysoce prawdopodobne jest orzeczenie detencji. Kwestia społecznej szkodliwości popełnionego bądź możliwego do popełniania czynu zabronionego jest w mojej ocenie drugorzędna. Terapia więc nie zracjonalizowała stosowania detencji. Jest ona stosowana tam, gdzie przed 1 lipca 2015 r. umorzono by postępowanie bez zastosowania żadnego środka zabezpieczającego – tłumaczy ekspertka z UJ.
Świadczą o tym dane, z których wynika, że po 2015 r. liczba wniosków kierowanych do sądów o zastosowanie środka zabezpieczającego wzrosła dwukrotnie, z ok. 1,1 tys. w 2010 r. do ok. 2,2 tys. w 2019 r. Zaś liczba orzeczeń dotyczących środków zabezpieczających zwiększyła się w tym czasie z ok. 700 do 1,3 tys. Do tego poziom uwzględniania wniosków jest na stałym poziomie ok. 70 proc.
– Niewiele się zmieniło w uzasadnianiu tych decyzji. Sądy najchętniej sięgają po argument istotnego znaczenia dobra prawnego naruszonego przez podejrzanych. I tak z uzasadnień można się dowiedzieć, że wolność, nietykalność cielesna, dobre imię czy mienie są dobrami istotnymi w hierarchii dóbr prawnych i związku z tym zasługują na ochronę. Często podnoszone jest, w ślad za orzecznictwem Sądu Najwyższego, że gdyby sprawca był poczytalny, z pewnością orzeczono by wobec niego karę pozbawienia wolności. Szczególnie zapadło w pamięci stwierdzenie, że zastosowanie detencji wobec człowieka, który naruszył nietykalność cielesną funkcjonariusza policji, uzasadnia majestat państwa, który jest przez tego funkcjonariusza reprezentowany – wylicza autorka raportu. Która uważa, że bez interwencji ze strony ustawodawcy trudno będzie zmienić praktykę sądową.
Zakład w zawiasach
Dlatego dr Pyrcak-Górowska postuluje, by jako alternatywę dla umieszczania od razu sprawcy w zakładzie zamkniętym wprowadzić detencję „z warunkowym zawieszeniem jej wykonania”, czyli możliwość zamiany orzeczonej terapii ambulatoryjnej w sytuacji, gdy sprawca nie podejmuje leczenia w warunkach wolnościowych. – Być może należałoby zrezygnować z przesłanki znacznej szkodliwości czynu jako podstawy do zastosowania środka zapobiegawczego na rzecz stworzenia katalogu dóbr prawnych, w przypadku naruszenia których można byłoby zastosować detencje psychiatryczną – postuluje autorka badań.
– Badania pokazują, że w praktyce nadal w znaczącej liczbie spraw detencja psychiatryczna orzekana jest wobec osób, które wcale nie dopuściły się wyjątkowo poważnych czynów zabronionych. Sytuacja ta jest niepokojąca i, biorąc pod uwagę także problemy ze stosowaniem tymczasowego aresztowania czy izolacją w Krajowym Ośrodku Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym (KOZZD), dowodzi, że stan poszanowania wolności osobistej wciąż jest w naszym kraju daleki od ideału – komentuje dr Marcin Szwed z Uniwersytetu Warszawskiego, który przypomina, że nadużycia w obszarze stosowania detencji psychiatrycznej mogą prowadzić do naruszenia konstytucji i Europejskiej konwencji praw człowieka.
Inna sprawa, że zdaniem dr. Szweda prawidłowo interpretowane przepisy umożliwiają przymusowe umieszczanie w zakładzie psychiatrycznym jedynie osób, które dopuściły się najpoważniejszych czynów i stwarzają poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa innych ludzi. Gdyby te regulacje były stosowane z uwzględnieniem orzecznictwa Sądu Najwyższego oraz przepisów konstytucji i prawa międzynarodowego, to nie dochodziłoby do stosowania detencji psychiatrycznej w sprawach błahych.
– Niemniej, skoro z analizy orzecznictwa sądowego wynika, że w praktyce do takich sytuacji wciąż dochodzi, to być może warto byłoby taką nowelizację rzeczywiście rozważyć. Katalog taki powinien być zapewne ograniczony do zagrożeń dla życia, zdrowia i wolności seksualnej innych osób, tak jak występuje to na gruncie ustawy o KOZZD. Z drugiej strony, trudno jest mi się oprzeć wrażeniu, że nawet najbardziej precyzyjne i wąsko zakreślone przepisy nie zapewnią dostatecznego poziomu ochrony wolności osobistej, jeśli sędziowie nie będą ich interpretować z uwzględnieniem standardów konstytucyjnych i międzynarodowych, nie będą dostatecznie wnikliwie podchodzić do opinii biegłych itd. – wskazuje ekspert, który zgadza się również z postulatem zapewnienia sądom możliwości stosowania szerszej gamy środków nieizolacyjnych oraz generalnie podnoszeniem jakości opieki psychiatrycznej w Polsce. – Między innymi poprzez zapewnienie szerszego dostępu do usług psychiatrii środowiskowej – dodaje Marcin Szwed.
Na szybką zmianę przepisów nie ma chyba jednak co liczyć, bo Ministerstwo Sprawiedliwości nie prowadzi w tym zakresie żadnych prac ani analiz.
Kategoria czynów zabronionych będących podstawą orzeczenia detencji psychiatrycznej