Ogrodzenie całości działki oraz podejmowanie czynności prawnych i faktycznych bez udziału współwłaściciela wskazuje na posiadanie samoistne udziału w nieruchomości, które może prowadzić do zasiedzenia udziału – orzekł Sąd Najwyższy.

Sprawa zaczęła się w 1955 r., gdy Jan G. kupił nieruchomość położoną w dzisiejszej warszawskiej dzielnicy Białołęka. Zgodnie z umową grunt stanowił współwłasność: 1/3 dysponował Jan G., pozostałe 2/3 objęła jego córka Teresa P., która praktycznie zawiadowała całością nieruchomości. Kobieta wraz z rodziną wybudowała na działce dom i budynki gospodarcze, ogrodziła ziemię (włączając część należącą do jej ojca) oraz prowadziła na niej rozmaite prace (np. hodowlę drobiu, ogródek itp.).
Jan G. zmarł w 1975 r. Jego udział w nieruchomości przypadł w równych częściach jego drugiej żonie (pierwsza zmarła wiele lat wcześniej) oraz córce, czyli Teresie P. – obie dziedziczyły po 1/6 udziału w nieruchomości. Drugie małżeństwo Jana G. było bezdzietne, więc gdy wdowa po nim zmarła, jej fragment nieruchomości (1/6 udziału) nie miał następcy prawnego. W tej sytuacji Anna F. (córka zmarłej w międzyczasie Teresy P.) wraz ze swoim bratem Krzysztofem P. złożyli do sądu wniosek o stwierdzenie nabycia własności nieruchomości przez zasiedzenie.
Wtedy do sprawy włączył się Skarb Państwa, w imieniu którego Prokuratoria Generalna RP zakwestionowała wniosek córki współwłaścicielki. Twierdziła, że nie można mówić o zasiedzeniu spornego fragmentu działki, gdyż nie było tu posiadania samoistnego. Prokuratoria wskazywała, że Jan G. przez cały czas dysponował swoją częścią działki i jedynie umożliwiał wykonywanie czynności posiadacza przez córkę. Wynikało to ze zgodnych decyzji wewnątrzrodzinnych, nie było konfliktów ani sporów dotyczących własności. Trudno więc uznać, żeby córka zasiadywała sporną część nieruchomości przeciwko własnemu ojcu. W takiej sytuacji zdaniem Prokuratorii można stwierdzić jedynie przejawy corpus posessionis (czyli fizycznego władania rzeczą), brakuje natomiast elementu zwanej animus (czyli manifestowania przez posiadacza zamiaru władania rzeczą tylko dla siebie). Brak tego elementu wyklucza posiadanie samoistne, czyli dysponowanie nieruchomością tak jak to czyni właściciel, a co za tym idzie – wyklucza też zasiedzenie.
Z tymi poglądami nie zgodziły się sądy. Sąd I instancji uznał, że Teresa P. zasiedziała pozostałą 1/6 część nieruchomości jeszcze w 2005 r. Apelację Prokuratorii oddalił sąd II instancji, a orzeczenia utrzymał Sąd Najwyższy, oddalając skargę kasacyjną Prokuratorii Generalnej.
Zdaniem SN art. 339 k.c. wprowadza domniemanie samoistnego posiadania w sytuacji, gdy ktoś faktycznie włada rzeczą. Oczywiście przy ustalaniu, czy doszło do zasiedzenia udziału w nieruchomości, nie można opierać się tylko na domniemaniach. Sądy niższych instancji oparły się jednak na ustaleniach dowodowych co do faktów. A te nie budziły wątpliwości – poprzedniczka wnioskodawczyni objęła całość nieruchomości we władanie.
– Manifestacja posiadania samoistnego na zewnątrz była ewidentna. Już samo ogrodzenie całości działki, także ze sporną częścią, a także poczynione inwestycje, takie jak budowa domu i budynków gospodarczych, wskazują na postępowanie z nieruchomością tak jak właściciel. Objęcie władania całości nastąpiło od samego początku z pominięciem drugiego współwłaściciela, który zachowywał się biernie, pozostawiając decyzje dotyczące nieruchomości wyłącznie Teresie P. Zresztą, jeżeli zachowanie posiadaczki wynikało z użyczenia lub dzierżawy, należałoby przedstawić dowody lub choćby uprawdopodobnić fakt posiadania zależnego. Skarżący jednak tego nie uczynił, co powoduje, że skarga kasacyjna nie mogła być uznana za zasadną – stwierdziła sędzia Małgorzata Manowska.

orzecznictwo

Postanowienie Sądu Najwyższego z 19 lutego 2021 r., sygn. akt I CSKP 40/21. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia