Zdrowie psychiczne nie stanie się furtką dla kobiet chcących terminacji ciąży.
Jak wynika z sondy DGP, ginekolodzy nie zamierzają szukać furtki w wyroku TK. Luką, na którą wskazuje część komentatorów, mogłaby być szersza interpretacja zdrowia – również tego psychicznego. W wyroku jest bowiem mowa o tym, że ciąża może być przerwana po gwałcie albo gdy zagraża życiu lub zdrowiu matki. Pytani przez nas lekarze mówią ostro, że nie będą podejmować ryzyka w obecnej sytuacji prawnej. Co więcej, wielu ma też obawy przed terminacją ciąży ze względu na zagrożenie życia lub zdrowia kobiety. Profesor Mirosław Wielgoś, ginekolog i były rektor WUM, dodaje, że nie można od lekarza wymagać, by naginał prawo.
Jednocześnie pojawiają się wątpliwości co do tego, czy zaostrzenie kodeksu karnego w drodze wyroku TK jest legalne. Konstytucja wymaga, by czyny karalne były określone „przez ustawę”, a tworzenie prawa nie leży w kompetencji trybunału.
– Wyrok zmusza kobiety do heroizmu, nie zmuszajcie lekarzy do tego samego – mówi jeden z naszych rozmówców. Chodzi mu o zapis w orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego mówiący o tym, że będzie można wykonywać zabieg przerywania ciąży, jeżeli będzie ona zagrażać zdrowiu kobiety. A definicja zdrowia może być bardzo szeroka.
– Nie będę kombinował ani szukał luk w prawie – ucina prof. Krzysztof Preis, kierownik Katedry Perinatologii i Kliniki Położnictwa Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. Choć to właśnie do jego placówki zjeżdżały się pacjentki z całej Polski, którym odmówiono aborcji ze względu na klauzulę sumienia lub bez wytłumaczenia. W sumie mieli 250–270 pacjentek rocznie na ok. 1100 aborcji w Polsce. Jak dodaje, zdarzają się aborcje ze względu na stan psychiczny kobiety, jednak są to pojedyncze przypadki.
Taka postawa jest zgodna z rekomendacją
prawników, którzy przeanalizowali wyrok TK. W efekcie już w czwartek lekarze musieli odmówić pacjentce, choć wada płodu jest ciężka, a dziecko po porodzie będzie żyło bardzo krótko. Nikt nie chce ryzykować więzieniem, a kara za przerwanie ciąży to trzy lata. Takiej samej karze podlega osoba, która udziela pomocy w przerywaniu ciąży. Dlatego – jak mówi Preis – nie mogą też podawać numeru infolinii, gdzie takie osoby mogłyby uzyskać pomoc.
Michalina Drejza, rezydentka ginekologii i położnictwa, ekspertka Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), opowiada, że w szpitalu, w którym pracuje, jeszcze w środę przed południem wykonano terminację ciąży. – Nie mieliśmy pojęcia, że to ostatni w naszym kraju zabieg ze względu na przesłankę embriopatologiczną – mówi. Jednocześnie podkreśla, że innym pacjentkom zakwalifikowanym do aborcji już po publikacji uzasadnienia wyroku trzeba było odmówić.
– Niedawna wypowiedź szefowej Strajku Kobiet Marty Lempart, która mówiła, że to dla lekarzy czas próby, a ci, którzy będą odmawiać legalnej aborcji, skończą w sądzie, odbiła się w medycznym środowisku szerokim echem. To krzywdzące słowa – przekonuje Drejza. – Jesteśmy między młotem a kowadłem. Mimo umiejętności i chęci mamy związane ręce. Rozumiem frustrację, ale nawoływanie do heroizmu, pójścia na zderzenie z organami ścigania to za dużo. Boimy się konsekwencji – dodaje.
Dlatego Drejza nie wyobraża sobie, by odrodziło się podziemie aborcyjne na wzór tego, które istniało w latach 90. Instytut Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi również deklaruje, że aborcja będzie tam możliwa jedynie po gwałcie czy wskutek bezpośredniego zagrożenia życia matki. – Na pewno wzmocnimy pomoc psychologiczną – deklaruje rzecznik placówki Adam Czerwiński. Z kolei Polskie Towarzystwo Ginekologów i Położników podtrzymało wcześniejsze stanowisko, w którym apelowało o wycofanie się z decyzji odbierającej kobietom
prawo wyboru.
Ginekolog i położnik Piotr Kretowicz boi się, że będzie musiał odmawiać. I nie przewiduje, by którykolwiek z lekarzy zachował się inaczej. Na pytanie, czy TK zostawił jakąkolwiek furtkę, odpowiada: nie. Owszem, została przesłanka mówiąca o ratowaniu życia i zdrowia kobiety. Teoretycznie uszczerbek na zdrowiu psychicznym mógłby pod nią podejść. – Musiałoby się spotkać wiele osób dobrej woli, najlepiej w dużym ośrodku, gdzie odpowiedzialność rozmyłaby się na kilka osób. Do tego kobieta w ciąży z wadami letalnymi, załóżmy, po trzech próbach samobójczych. Czy to już wystarczy, czy powinna jeszcze raz targnąć się na życie, by sprawa była oczywista? – pyta.
Są też tacy, którzy liczą, że część kobiet będzie mogła liczyć na wyjątki. Psychiatra Aleksandra Krasowska przekonuje, że kobiety w tej sytuacji nie mogą dziś liczyć na systemową
pomoc psychologiczną od państwa. – Jeśli pojawi się pacjentka posiadająca dokumentację medyczną, ocenię jej stan psychiczny i gdy będzie potrzeba wynikająca z jej stanu zdrowia, wystawię zaświadczenie. Nie mam wątpliwości, że znajdą się koledzy, którzy takie zaświadczenia będą respektować i wykonają aborcję – mówi. Z drugiej strony rozumie lekarzy, którzy się na to nie zdecydują.
– Z wykonania aborcji ostatecznie będzie rozliczany nie psychiatra, który wystawił opinię, ale ginekolog, który jej dokonał – ostrzega były rektor Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego prof. Mirosław Wielgoś. Ocenia, że powoływanie się na zdrowie psychiczne jest możliwe, ale to nieostra przesłanka. Podobnie jak cienka bywa granica między zdrowiem, życiem kobiety a wadami płodu. – Dotąd zdarzały się ciąże kończone ze względu na dobrostan matki. Dziś jestem sobie w stanie wyobrazić, że każdy taki zabieg będzie brany pod lupę, a lekarze mogą być posądzani o nadużycia. Dlatego musimy być ostrożni w działaniach i rozmowach z pacjentkami – mówi.
Zakaz nie będzie miał przełożenia na liczbę aborcji, co pokazują statystyki. Jak oceniają eksperci, część kobiet przerwie ciążę w Wielkiej Brytanii, Holandii albo Hiszpanii. To główne kierunki wyjazdów. Na Słowacji aborcji dokonują kobiety, które i tak dotychczas nie miały do niej prawa w Polsce. Słowacy wykonują Polkom zabiegi na życzenie do 12. tygodnia ciąży, czyli jeszcze przed możliwością weryfikacji prawidłowości rozwoju płodu. – Potem już nie – mówi nam pracownik jednej z klinik aborcyjnych. Mimo tego ograniczenia korzysta z tej opcji kilkaset Polek rocznie. Koszt to równowartość ok. 2000 zł.
Karolina Więckiewicz z Aborcji bez Granic mówi, że samo opublikowanie uzasadnienia wyroku w Dzienniku Ustaw nie wpłynęło na jej działania. – Datą graniczną był 22 października, kiedy TK ogłosił wyrok. W poprzednich miesiącach organizowałyśmy po pięć wyjazdów za granicę, po tej dacie było ich już przeszło 100 – mówi. Opowiada, że zgłaszają się do nich kobiety, które dostały odmowę ze szpitali, które do publikacji jeszcze prowadziły zabiegi, i te, które od razu zdecydowały się szukać pomocy za granicą. – Nie pytamy o powody. Nie pytają o to też kliniki zagraniczne, chyba że przekroczona jest granica 24. tygodnia ciąży. Wówczas szpitale w Hiszpanii czy Belgii, które dokonują późnych zabiegów, proszą o dokumenty potwierdzające przesłanki embriopatologiczne – mówi Więckiewicz.
– Działamy w systemie tygodniowym – opowiada Nina (nazwisko do wiadomości redakcji), koordynatorka z ramienia Abortion Support Network. Od 22 października do 22 stycznia organizacja pomogła 130 osobom w wykonaniu aborcji za granicą. Nina pracuje w Anglii, organizuje klinikę w Londynie lub okolicy, przelot i nocleg. Gdy wraca do Polski, zawiesza działania. – Chodzi o ewentualne konsekwencje prawne za pomoc w organizowaniu aborcji – mówi. W Wielkiej Brytanii w zeszłym roku dokonano 866 terminacji ciąży u kobiet z zagranicy. Polki znalazły się na czwartym miejscu po Irlandii, Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Malcie.
Przykład Irlandii pokazuje, że zakazy nie przekładają się na zmniejszenie liczby przerwanych ciąż. Do 2018 r. prawo należało tam do najostrzejszych w Europie. W 2001 r. „The Economist” pisał, że 7000 Irlandek dokonało aborcji w różnych państwach. W 2013 r. dopuszczono aborcję w przypadku zagrożenia życia matki, a w 2018 r. po referendum wydano zgodę na aborcję do 12. tygodnia w przypadku zagrożenia życia i zdrowia kobiety lub ryzyka późniejszego obumarcia płodu. Ostatnie dane mówią o 6700 legalnych aborcji rocznie.