Trybunał Konstytucyjny umorzył postępowanie wszczęte wnioskiem prezesa Rady Ministrów. Chodzi o ten wniosek, który wedle słów rzecznika rządu Piotra Müllera miał „rozstrzygnąć kwestię tego, czy Sąd Najwyższy w ogóle miał kompetencje do tego, aby podważyć w swojej uchwale status sędziów, bo został wykorzystany do tego przepis, który dotyczy wyłączania sędziów w konkretnych składach orzekających”.
Trybunał Konstytucyjny umorzył postępowanie wszczęte wnioskiem prezesa Rady Ministrów. Chodzi o ten wniosek, który wedle słów rzecznika rządu Piotra Müllera miał „rozstrzygnąć kwestię tego, czy Sąd Najwyższy w ogóle miał kompetencje do tego, aby podważyć w swojej uchwale status sędziów, bo został wykorzystany do tego przepis, który dotyczy wyłączania sędziów w konkretnych składach orzekających”.
Rzecznikowi rządu chodziło oczywiście o styczniową uchwałę trzech połączonych izb SN (sygn. akt BSA I-4110-1/20), która ustanowiła tzw. test niezależności. Miał on pozwolić sądom weryfikować powołania tych sędziów, którzy przeszli procedurę konkursową przed obecną, kontestowaną Krajową Radą Sądownictwa. Niejako w odpowiedzi na działania SN premier złożył wniosek do TK, w którym zaskarżył szereg przepisów, na podstawie których zapadła kontrowersyjna dla strony rządowej uchwała. Chodzi m.in. o przepisy procedury karnej i cywilnej pozwalające kwestionować udział sędziego w składzie orzekającym. Przy czym prezes Rady Ministrów nie zaskarżył literalnego ich brzmienia, a ich normatywne znaczenie ukształtowane w orzecznictwie SN. Jego zdaniem bowiem niezgodne z konstytucją byłoby takie uprawnienie sądów, które pozwalałoby im na badanie, czy skład lub sposób wyboru członków KRS albo przebieg procedury poprzedzającej powołanie danej osoby na urząd sędziego przez prezydenta były prawidłowe. Premier wskazywał również, że SN wydając styczniową uchwałę, przekroczył swoje kompetencje, gdyż „organem właściwym do rozstrzygania wątpliwości w zakresie rozumienia pojęć użytych w Konstytucji jest jedynie Trybunał Konstytucyjny”.
Na początku grudnia TK postanowił jednak, że nie zajmie się wnioskiem Mateusza Morawieckiego i umorzył postępowanie w tej sprawie (sygn. akt K 5/20). Powód? Fakt, o którym wielokrotnie pisaliśmy na łamach DGP – uchwała trzech połączonych izb nie przyjęła się w orzecznictwie. Przypadki sięgnięcia po nią przez sądy powszechne można policzyć na palcach jednej ręki, a co więcej ostatnimi czasy, o czym także informowaliśmy, Naczelny Sąd Administracyjny w kilku swoich orzeczeniach kompletnie uchwałę zignorował. Powoływał się za to na orzecznictwo TK, który, pod przywództwem Julii Przyłębskiej, nie dopatrzył się w obecnym składzie KRS niekonstytucyjności. NSA sięgnął także po uchwałę kontestowanej Izby Dyscyplinarnej SN, w której stwierdzono, że udział w orzekaniu osoby powołanej na urząd sędziego w wyniku rekomendacji obecnej rady nie narusza prawa do rozpoznania sprawy przez niezawisły i bezstronny sąd. „Analiza orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego i Sądu Najwyższego skłania do wniosku, że osoba, która została powołana przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej do pełnienia urzędu na stanowisku sędziego Naczelnego Sądu Administracyjnego na wniosek Krajowej Rady Sądownictwa, w skład której wchodzi piętnastu sędziów wybranych przez Sejm Rzeczypospolitej Polskiej (…) nie jest osobą nieuprawnioną (do orzekania – red.)” – napisano w uzasadnieniu jednego z orzeczeń NSA (sygn. akt akt I GSK 430/20).
Tymczasem, jak możemy przeczytać w uzasadnieniu postanowienia TK o umorzeniu postępowania wszczętego na skutek wniosku premiera, trybunał „wielokrotnie stwierdzał, że jeżeli określony sposób rozumienia przepisu ustawy utrwalił się już w sposób oczywisty, a przede wszystkim jeżeli znalazł jednoznaczny i autorytatywny wyraz w orzecznictwie Sądu Najwyższego lub Naczelnego Sądu Administracyjnego, to należy uznać, że przepis ten – w praktyce stosowania – nabrał takiej właśnie treści, jaką odczytują z nich sądy mające najwyższy autorytet w Polsce”. I dopiero wówczas możliwa jest kontrola zgodności z konstytucją takiej treści przepisu, jaką uzyskał on w wyniku „jednolitej, powszechnej i stałej” wykładni sądowej. Nie może więc dziwić, biorąc pod uwagę orzecznictwo sądów powszechnych (czy też raczej jego brak) oraz ostatnie rozstrzygnięcia NSA, że TK uznał, że zaskarżone przez premiera rozumienie przepisów m.in. kodeksu postępowania cywilnego oraz kodeksu postępowania karnego zostało przyjęte tylko w styczniowej uchwale SN. „Jest to więc jedyny przypadek, w którym sposób rozumienia przepisów ustawy znalazł jednoznaczny i autorytatywny wyraz w orzecznictwie Sądu Najwyższego” – czytamy w uzasadnieniu postanowienia z 2 grudnia br.
To jednak nie kończy sporu dotyczącego sędziów wskazanych przez obecną KRS. Świadczy o tym najlepiej najnowszy wniosek złożony do TK przez Małgorzatę Manowską, I prezes SN. Ona z kolei chce, aby trybunał uznał za niezgodny z ustawą zasadniczą art. 189 k.p.c., który pozwala żądać ustalenia przed sądem istnienia bądź nieistnienia stosunku prawnego. To z pewnością odpowiedź na szereg pozwów, jakie sędziowie sądów powszechnych złożyli w SN. Domagają się w nich właśnie ustalenia nieistnienia stosunku służbowego między tzw. nowymi sędziami SN a Sądem Najwyższym. Na przykład tego typu powództwo przeciwko Tomaszowi Przesławskiemu, prezesowi ID SN, złożył Krystian Markiewicz, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”.
Prezes Manowska w swoim wniosku uważa jednak, że nie można, powołując się na art. 189 k.p.c., kwestionować statusu sędziego. Jak bowiem przypomina, sędziowie zgodnie z konstytucją są nieusuwalni, a stosunek służbowy sędziego zapoczątkowany aktem powołania trwa aż do jego śmierci.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama