Od Szczecina nad Bałtykiem, do Triestu nad Adriatykiem zapadła krzemowa kurtyna. Administracja Joego Bidena w akcie wydanym 13 stycznia podzieliła świat na trzy kategorie: te państwa, które mogą rozwijać sztuczną inteligencję bez ograniczeń, te, które mogą kupić tylko ograniczoną ilość podzespołów niezbędnych do jej tworzenia, oraz te, do których generalnie karty graficzne nie powinny trafiać
W kategorii pierwszej znalazły się m.in. kraje starej UE, Australia, Nowa Zelandia. W drugiej - reszta świata (w tym Polska). W trzeciej państwa oficjalnie wrogie USA, jak Iran, Chiny i Rosja.
Żelazna kurtyna rozdziela rozwój AI
Parafraza przemówienia Winstona Churchilla nie jest przypadkowa - gdy naniesie się ograniczenia na mapę polityczną, wciąż widać żelazną kurtynę. Europa w wizji USA jest podzielona na pół i - niestety - to pół, które może bez limitu rozwijać AI jest w amerykańskiej wizji na zachód od Odry.
Maksymalnie 50 tys. wysoko wydajnych kart GPU
Oczywiście póki co z punktu widzenia wykorzystania technologii zarządzenie Bidena nie ma żadnego znaczenia. W ciągu najbliższych dwóch lat będziemy mogli kupić maksymalnie 50 tys. wysoko wydajnych kart GPU, które są kluczowe dla trenowania sztucznej inteligencji. Tymczasem według szacunków Marka Magrysia, kierującego Cyfronetem na AGH, w 2025 r. w Polsce - zarówno w sektorze publicznym, jak i prywatnym - będzie ok. 10 tys. najszybszych podzespołów. A to ledwie 20 proc. nałożonego przez USA limitu. Co jednak, jeśli rząd uzna, że AI jest jednak na tyle ważne dla przyszłości Polski, że trzeba je rozwijać?
Sankowski: nadchodzi największa zmiana geopolityczna
Jak przekonuje w serwisie X prof. Piotr Sankowski, badacz sztucznej inteligencji: „Musimy zdać sobie sprawę, że nadchodzi największa zmiana geopolityczna (warto przeczytać «Nadchodzącą falę» Suleymana), która spowoduje, że postęp technologiczny nie będzie tworzony przez ludzi jak dotychczas, ale przez ludzi plus sztuczną inteligencję, a przez to niesamowicie przyśpieszy i musimy być częścią tej zmiany”.
Nawet jeśli rząd i biznes w Polsce znajdą 5 mld zł na inwestycje w sektor, dla pana, panie Areczku, pozostaną jednak tylko zakupy u dostawców gotowych rozwiązań, którym pozwolono importować większe ilości podzespołów koniecznych do przeprowadzenia transformacji związanej ze sztuczną inteligencją. A to np. Elon Musk, który za chwilę zostanie oficjalnie urzędnikiem administracji Donalda Trumpa.
Jesteśmy montownią AI
Jak mówił w wywiadzie dla DGP dr hab. Dominik Batorski, dziś „jesteśmy montownią AI” - mamy mnóstwo zdolnych programistów i badaczy, ale pracują oni na wartość dodaną dla zagranicznych firm. I wygląda na to, że nasze miejsce na geopolitycznej mapie pozostanie bez zmian. I to właściwie jest najważniejsza wiadomość płynąca do Polski z tej decyzji.
Mapa z podziałem na trzy strefy AI krążyła już po internecie od kilku tygodni - plany Bidena ujawnił Bloomberg. Analitycy zajmujący się technologiami w ujęciu geopolitycznym przestrzegali jednak przed podawaniem jej dalej, nie wierzyli bowiem, że taki krok jest na koniec prezydentury Bidena możliwy. A jednak. Co ciekawe, przedstawiciele polskiej administracji, z którymi wczoraj rozmawialiśmy, również są zaskoczeni zarządzeniem. Wicepremier Krzysztof Gawkowski powiedział DGP, że zwrócił się do ministra Radosława Sikorskiego z prośbą o wyjaśnienia dotyczące tej sytuacji. Sprawa jest o tyle ciekawa, że 13 stycznia rano Sikorski spotkał się z ambasadorem Markiem Brzezińskim. W komunikacie opublikowanym przez ambasadę po tym spotkaniu nie ma jednak słowa o AI. Dużo jest za to o tym, że „relacje polsko-amerykańskie są silniejsze niż kiedykolwiek wcześniej i opierają się na wspólnych wartościach i zaufaniu”.
Rykoszet wojny handlowej z Chinami
Choć krok amerykańskiej administracji to kontynuacja wojny handlowej, która ma spowolnić rozwój AI w Chinach, z polskiego punktu widzenia to porażka naszej dyplomacji i polskiej ambasady w Waszyngtonie (a, przypomnijmy: Bogdan Klich nadal nie ma statusu ambasadora, jest jedynie charges d’affair. To efekt sporu o nominacje ambasadorskie na linii rząd - prezydent Duda). Sprawę można byłoby dołożyć choćby jako kartę przetargową w sprawie wizyty Binjamina Netanjahu. Tymczasem premier i prezydent ośmieszyli się zupełnie za darmo. Teraz zadaniem dla dyplomatów jest jednak wniesienie tej kwestii na agendę z administracją Donalda Trumpa.
Gawkowski przyznał, że przedstawiciele resortu szukają pomocy w Komisji Europejskiej. Zapewnił, że osobiście zwróci się do komisarz Henny Virkkunen o podjęcie „zdecydowanych działań”. Rząd jednak powinien wyciągnąć gorzką lekcję - jeśli chcemy pomarzyć o tym, by wyjść z „drugiego obiegu”, sami musimy się o to postarać.