Michał Gramatyka z Polski 2050 zaliczył w poprzedniej kadencji parlamentu niewątpliwy sukces. W zdominowanym przez Zjednoczoną Prawicę Sejmie doprowadził do tego, że przyjęta została jego poprawka do ustawy o mObywatelu. Sytuacja to dość zaskakująca, bo przecież zgłoszony przez niego pomysł dotyczył fundamentalnej sprawy – zaufania do państwa i przejrzystości sprawowania władzy.
Chodziło o to, żeby kod źródłowy aplikacji mObywatel został ujawniony i żeby każdy mógł sprawdzić, czy rząd nie zaszywa tam jakichś niespodzianek. – Filozofia open data, czyli filozofia przejrzystości w przypadku sprawowania władzy publicznej, również tam, gdzie jest to podyktowane względami cyfrowymi, jest dość powszechna i dość popularna. Mam nadzieję, że dojdzie do tego również w Polsce – argumentował poseł Gramatyka.
O ironio, kiedy polityk już w nowej kadencji został wiceministrem cyfryzacji, to jemu przypadło wdrożenie nowego obowiązku. A ten okazał się wyzwaniem. Już w marcu usłyszeliśmy, że Centralny Ośrodek Informatyki (COI), który odpowiada za mObywatela, zgłasza problemy. W kwietniu sam minister przyznał, że będzie dążył do zmian w ustawie. W środę w czasie debaty nad projektem w Sejmie Gramatyka mówił, że na zmianę miały wpływ opinie od ministra – koordynatora ds. służb specjalnych Tomasza Siemoniaka.
Dlaczego jako poseł Gramatyka nie wpadł na to, że publikacja kodu mogłaby powodować problemy z bezpieczeństwem? Gramatyka tłumaczył się zapewnieniami poprzedniego ministra cyfryzacji Janusza Cieszyńskiego (obecnie poseł PiS), że wykonawca aplikacji nie ma nic przeciwko.
Choć Polska 2050 miała wnieść nowy styl polityki, zmianę w ustawie minister Gramatyka prowadzi po ścieżkach PiS-u. Zamiast nowelizować ustawę o mObywatelu osobnym projektem, zmiana dotycząca kodu źródłowego weszła jako poprawka poselska do zupełnie niezwiązanej z tematem ustawy. Dzięki temu bardzo technicznym i kontrowersyjnym tematem otwierania kodu źródłowego zajmowali się posłowie z sejmowej komisji administracji i spraw wewnętrznych przy okazji prac nad ustawą o pomocy Ukrainie, a nie parlamentarzyści z komisji cyfryzacji. Na posiedzenie nie zaproszono ekspertów ds. cyberbezpieczeństwa, nie przeprowadzono nad fundamentalną zmianą szerszej debaty. W efekcie przyjęto rozwiązanie, które pozwala opublikować tylko tę część kodu mObywatela, która zostanie zaakceptowana przez Zespoły Reagowania na Incydenty Bezpieczeństwa Komputerowego (CSIRT). A to z kolei otworzy drzwi dla teorii spiskowych – co też rząd chowa w aplikacji. Nie jest to pierwszy przypadek w tej kadencji, bo podobnie miała być przeprowadzona wrzutka wiatrakowa, która znalazła się w ustawie o mrożeniu cen energii, a którą firmowała polityczka Polski 2050 Paulina Hennig-Kloska.
Parlamentarne ścieżki na skróty są bardzo wygodne – można łatwo przepchnąć rozwiązania, nie trzeba prowadzić dla nich oceny skutków regulacji. A dodatkowo niewprawnemu obserwatorowi trudno też wyłapać, kto i jakiej treści poprawkę zgłasza.
Dla ministra Gramatyki to może już oczywiście nie mieć znaczenia. Właśnie kandyduje z pierwszego miejsca śląskiej listy Trzeciej Drogi do Parlamentu Europejskiego. Aplikacja mObywatel przestanie być wkrótce jego problemem. Pytanie tylko, czy swoimi standardami legislacyjnymi otworzył szerzej furtkę kolegom. ©℗