Skomplikowana materia i tempo zmian podszyte narracją rodem z filmów science fiction doprowadziły do tego, że AI zaczęła budzić lęk. Miało to odbicie w debacie publicznej, w której duża część tematów wyrażała egzystencjalne obawy – czy AI nas zastąpi? Czy AI odbierze nam pracę? Czy będziemy potrafili odnaleźć się w życiu urządzanym przez algorytmy? Czy AI to koniec demokracji przedstawicielskiej? Czy to koniec relacji społecznych? W ciągu ostatniego roku brałam udział w wielu dyskusjach i panelach, w których główna teza ustawiona była w ten sposób.

Podobne były także tematy dyskusji na OEES. Przykładem może być panel „Czy sztuczna inteligencja zabierze twórcom pracę?”, w którym miałam przyjemność dyskutować z Arturem Kurasińskim – obserwatorem rynku technologii i przedsiębiorcą, Wojtkiem Urbaniakiem z Dyspensa.AI, który na co dzień używa już AI do tworzenia muzyki, Stanisławem Trzcińskim, kulturoznawcą, autorem książki „Zarażeni dźwiękiem. Rynek muzyczny w czasach sztucznej inteligencji”, oraz Jerzym Łabudą i Anną Misiewicz z ZAiKS.

Dyskusja ta pokazała jednak, że formuła, w której stawiamy podszyte lękiem pytania, wyczerpała się. Po pierwsze dlatego, że niewiedzę i obawę zastąpiło doświadczenie – każdy z rozmówców miał za sobą pracę z narzędziami opartymi na zaawansowanych algorytmach. Część z nas, tak jak Urbaniak czy Kurasiński, przyznała w debacie, że wręcz trudno już wyobrazić sobie codzienne obowiązki bez takich programów. Po drugie, w ciągu ostatniego roku wzrosło zrozumienie, jak takie narzędzia działają – upowszechniło się przekonanie, że AI to tylko zaawansowana maszyna, której jeszcze daleko do osiągnięcia zdolności ludzkiego umysłu.

Po trzecie, pojawiły się pierwsze próby konfrontacji z rzeczywistością urządzaną przez AI. Artyści wizualni pozwali firmy, które oferowały generatory obrazów szkolone na ich pracach, to samo zrobili literaci względem m.in. OpenAI. Scenarzyści i aktorzy przystąpili do strajku po tym, kiedy studia produkcyjne chciały zastąpić ich cyfrowymi generatorami scenariuszy i awatarami. Joe Biden wydał rozporządzenie wykonawcze, które miało regulować AI, podobne prace trwają w Unii Europejskiej – do końca roku ma zostać wynegocjowany AI Act. Równocześnie mogliśmy obserwować lobbing przedstawicieli wielkich firm technologicznych w instytucjach odpowiedzialnych za te regulacje. Co pozwoliło zrozumieć, że jednocześnie powinien nastąpić lobbing strony społecznej.

Bogatsi o te doświadczenia powinniśmy zmienić sposób, w jaki stawiamy pytania w debacie publicznej. Skoro wiadomo już, że AI jest, działa, zostanie z nami i zmieni nasze życie, czas zacząć rozmawiać o tym, jaka powinna być nasza odpowiedź. Tematy, które dziś wydają się niezagospodarowane: Jak sprawić, by to społeczeństwa odnosiły korzyści z AI, a nie tylko wielkie korporacje? Jak uniknąć prywatyzacji AI? Jak budować zaufanie do tej technologii? Jakie my, jako społeczeństwo, stawiamy granice w wykorzystaniu AI? Gdzie się nie zgadzamy na użycie technologii? Jak potwierdzać tożsamość w świecie, gdzie wprowadzamy hiperrealistyczne cyfrowe awatary? Kto to powinien robić? Jak rozróżniać, co ogólnie jest prawdziwe? Kto powinien wziąć za to odpowiedzialność? Jak zachować odrębność kultury w świecie zdominowanym przez generatywną sztuczną inteligencję?

A to tylko niektóre z pomysłów, jak pójść w rozmowie dalej. Bardzo wierzę, że potrzebujemy już nowej jakości w rozmowach o AI, w której będziemy zaznaczać dodatkowo tło biznesowe, polityczne, gry interesów. Jeśli ktoś potrzebuje porady, dawajcie znać. Uważam, że poszerzanie tej debaty jest teraz naprawdę priorytetem. ©℗