Smartfon z fińskim logo produkowany na Tajwanie – tak będzie wyglądał powrót słynnej marki na rynek. W pierwszych latach gwałtownego rozwoju telefonii komórkowej Nokia stała się w Polsce synonimem trwałego, użytecznego aparatu. Komórki, która służyła do dzwonienia, a nie do wszystkiego i tylko przy okazji ma funkcje telefonu. Tylko że Nokia nie potrafiła zauważyć i docenić nadejścia epoki smartfonów.

Wielu użytkowników smartfonów darzy Nokię specjalnymi względami. Bo to często był ich pierwszy niestacjonarny telefon. Zwykle trwały i to z dobrą, trzymającą nawet tydzień, baterią. Modele 1011, a potem 3310 (15 lat temu pojawił się na świecie) oraz 6310i były w swoim czasie absolutnymi hitami. Do dziś na największym portalu aukcyjnym ten ostatni model osiąga cenę kilkuset złotych. I to w czasach gdy na rynku królują smartfony, które chyba tylko butów nam nie wiążą, aż tyle potrafią. A ich moc obliczeniowa jest większa niż komputera jeszcze pięć lat temu.
Powrót na rynek, i to rynek smartfonów, to dla Nokii eksperyment. Inżynierowie z Finlandii mają w szufladach na pewno sporo interesujących, unikalnych patentów, co może okazać się dobrym wstępem do walki o pozycję marki na rynku. Smuci tylko to, że fińska Nokia będzie w zasadzie „skośnooka”. Bo wiele urządzeń elektronicznych, nie tylko smartfony, ma z wierzchu piękną i poważaną markę, jak Apple czy Samsung, a tak naprawdę powstaje w tajwańskich czy chińskich fabrykach.