Starcie tytanów
Korespondencyjny pojedynek pomiędzy dwiema konsolami nowej generacji od samego początku miał być głównym punktem E3 2013. Od wielu miesięcy gracze z całego świata czekali na to, co w Los Angeles zaprezentują dwaj giganci nowych technologii. A zaprezentowali – poza samym sprzętem i grami, o których napisano już chyba wszystko – dwie kompletnie odmienne wizje oraz dwa niemożliwe do pogodzenia modele biznesowe.
Model 1 – amerykański kowboj
Podczas konferencji Xbox’a One na targach E3, Don Mattrick i jego koledzy prezentowali pewność siebie godną bohaterów westernów z Clintem Eastwoodem w roli głównej. Niczym rewolwerowcy strzelali w graczy kolejnymi nowościami i pomysłami, które miały pokazać wszystkim, jak fantastycznym produktem jest nowy Xbox.
Nie było tu miejsca na chwilę zawahania. Microsoft nie odniósł się również do kilku kontrowersyjnych kwestii, o których gracze z całego świata dyskutowali przez ostatnie tygodnie. Ci, którzy czekali na jakiekolwiek informacje na temat zabezpieczeń DRM czy też polityki odsprzedawania używanych gier – musieli obejść się smakiem. Nie mogło być jednak inaczej. Microsoft – jak na amerykańskiego kowboja przystało – nie musi tłumaczyć się nikomu z podejmowanych decyzji. Model forsowany przez giganta z Redmond jest prosty i przejrzysty: prezentujemy klientowi gotowy produkt, które może kupić w całości lub też nie kupi go wcale.
Don Mattrick zszokował cały świat, kiedy w jednym z wywiadów stwierdził, że użytkownicy pozbawieni internetu mogą przecież kupić Xbox’a 360, który nie wymaga stałego połączenia z siecią. Każdy, kto zada sobie trud, aby prześledzić historię Microsoftu – od garażu Billa Gatesa do korporacji wartej miliardy – szybko zrozumie jednak, że w słowach Mattricka nie ma nic szokującego. Taki jest po prostu Microsoft – nie przeprasza, nie negocjuje, nigdy się nie myli.
Model 2 – japoński samuraj
Kilka godzin po prezentacji Microsoftu, na scenie pojawili się twórcy PlayStation 4. Konferencja Sony miała zgoła inny przebieg. Japończycy zaprezentowali produkt skierowany nie do konsumenta, ale do gracza. Skupili się na wszystkich kwestiach, które Microsoft postanowił pominąć – PS4 zostanie pozbawiona wszelkich DRM-ów, a użytkownicy w dowolny sposób będą mogli rozporządzać swoimi grami.
Wyraźnie widać, że Sony – mimo postępującej amerykanizacji – zdołało zachować resztki azjatyckiej skromności. Twórcy PlayStation 4 pokazali, że potrafią słuchać graczy, a ci drudzy docenili ten gest. Kilkuminutowe owacje, które japońska firma otrzymała podczas poniedziałkowej prezentacji, to wydarzenie bez precedensu w historii Electronic Entertainment Expo.
Sony – niczym wytrawny japoński samuraj – nie poprzestało jedynie na prezentacji swojej konsoli, ale zadało również kilka sprawnych ciosów rywalom z Microsoftu. Krótki i zabawny film, na którym prezes Sony wyjaśnia graczom dlaczego pożyczanie gier na PS4 jest dużo prostsze niż w przypadku Xbox’a One, od kilku dni robi prawdziwą furorę w internecie. Kolejnym ciosem wymierzonym w giganta z Redmond jest również sama cena konsoli Sony. PlayStation 3, tuż po premierze w 2006 roku, była sprzedawana w sugerowanej cenie 500 dolarów. PS4 jest o 100 dolarów tańsza. Wydaje się, że Sony postawiło wszystko na jedną kartę. Czy ta strategia przyniesie Japończykom oczekiwany sukces? Przekonamy się w okolicach Świąt Bożego Narodzenia, kiedy nowa konsola pojawi się w sprzedaży.
Status quo
Sony pozostawiło po konferencji E3 świetne wrażenie, Microsoft – wręcz przeciwnie. Gracze, którzy cieszą się z takiego obrotu spraw muszą jednak zrozumieć, że zwycięstwo którejkolwiek z konsol będzie ich największą porażką. To konkurencja jest dźwignią rozwoju. Jeśli Sony przestanie czuć na plecach oddech Microsoftu, to najwięcej stracą na tym właśnie gracze.
Na szczęście wcale się na to nie zanosi, a gigant z Redmond – choć podczas E3 upokorzony – już wkrótce podniesie się z kolan. Wystarczy wspomnieć, że pomimo wszystkich marketingowych wpadek, preordery Xbox’a One sprzedają się wyśmienicie. Nawet jeśli nowy Xbox nie podbije Europy, to w zupełności wystarczy mu dominacja na rodzimym rynku.
„W tym momencie nie ogłaszałbym zwycięstwa PlayStation 4 poprzez nokaut – na to jest zdecydowanie zbyt wcześniej. Być może decyzje biznesowe Microsoftu związane z dużym naciskiem na usługi związane z telewizją i video na życzenie będą słuszne, a Xbox One stanie się w Stanach Zjednoczonych prawdziwym centrum elektronicznej rozrywki, gdzie gry są tylko jednym z wielu atrakcji, jakie może zapewnić konsola giganta z Redmond” – mówi Łukasz Malik, redaktor naczelny serwisu Gry-Online.pl.
Poza tym – i można to powtarzać do znudzenia – o sukcesie lub porażce ostatecznie zadecyduje nie wspomniane 100 dolarów czy też nieszczęsne DRM-y, ale przede wszystkim rozrywka, którą dostarczą obie konsole. A w tym wypadku zarówno Sony, jak i Microsoft zdecydowanie mają się czym pochwalić.
„Wojna konsol to ogromny, długodystansowy maraton, który będzie trwać przez najbliższe lata. Pozycja na starcie w żadnym wypadku nie przesądza o zwycięstwie, reguły gry mogą się diametralnie zmienić podczas trwania wyścigu” – podsumowuje Malik.