W historii społeczno-gospodarczej świata wiele jest metalowych skojarzeń. Świadczą o tym takie zbitki językowe jak „złoty wiek” albo „wiek pozłacany”. Wiele wskazuje na to, że nadchodzi „czas miedzi”. Ale nie metaforycznie, tylko dosłownie.
Taka wizja przyszłości płynie z nowego tekstu autorstwa trójki ekonomistów Międzyamerykańskiego Banku Rozwoju. Instytucji powołanej do życia w 1959 r., której celem jest wspieranie rozwoju gospodarczego i społecznego Ameryki Łacińskiej i Karaibów. Karina Fernandez-Stark, Penny Bamber i Martin Walter przewidują, że pandemia mocno przyspieszy wiele gospodarczych trendów. I wymieniają: przestawianie gospodarek na zielone technologie, postawienie branży moto na samochody elektryczne, rozwój sieci 5G i związany z tym rozrost branży big data oraz sztucznej inteligencji. Wszystkie te procesy mają wspólny mianownik. Jest nim metal o charakterystycznej czerwonej barwie. Miedź. Surowiec kluczowy do rozwoju nowych technologii.
Autorzy raportu przypominają, że boom na miedź trwa od kilku dekad. Dzieje się tak choćby dlatego, że najnowsze panele słoneczne oraz turbiny wiatrowe potrzebują kilkanaście razy więcej miedzi niż generacje poprzednie. Do budowy silników elektrycznych używa się cztery razy więcej czerwonego metalu niż do wytworzenia spalinowych. Jeszcze przed wybuchem pandemii zapotrzebowanie na miedź rosło w szybkim tempie. A teraz jeszcze się zwiększy, bo pierwiastek ten znajduje wiele zastosowań w sektorze medycznym, który stał się kluczową branżą całej gospodarki.
Miedziowy boom to dobra wiadomość dla eksporterów. Dziś sytuacja na rynku jest taka, że 3/4 produkcji tego surowca przypada na pięć państw: Chile, Peru, Indonezję, Australię i Kanadę. Polska znajduje się w tym rankingu tuż za nimi, w towarzystwie USA, Meksyku i Rosji.
Ale nadchodzący „czas miedzi” to także wyzwanie dla krajów obdarzonych tymi naturalnymi skarbami. Historia pełna jest przykładów tego, że zasoby naturalne potrafią z błogosławieństwa zmienić się w przekleństwo. Olbrzymie pieniądze przyciągają międzynarodowy kapitał, a w wraz z nim pojawia się zagrożenie korupcją systemu politycznego, wyzwania ekologiczne czy niszczenie lokalnych społeczności poprzez niekontrolowany wzrost wydobycia. Zasoby takie to więc za każdym razem wielka próba dla posiadających je państw, ich politycznych elit oraz administracyjnej wyporności.
Jak sobie z nimi poradzić? W kontekście miedziowym ciekawe jest porównanie dotychczasowych losów tego sektora w Peru oraz w Australii. W tym pierwszym kraju miedź stanowi ok. 30 proc. eksportu i ok. 10 proc. tamtejszych dochodów fiskalnych. Problemem jest to, że co roku spora część dochodów z miedziowego biznesu wycieka z kraju i jest wydawana na importowane dobra. Z kolei w Australii udało się wokół sektora wydobycia surowca stworzyć szeroką infrastrukturę produkcji sprzętu górniczego i usług pomocniczych. Nie mówiąc już o dobrach konsumpcyjnych, na które swoje zarobki może wydawać branża górnicza. Miedziowe zyski zostają w ten sposób w Australii. O tych lekcjach warto pamiętać także u nas, gdy nadchodzący miedziowy przypływ zacznie podnosić także nasze łodzie w okolicach Lubina czy Legnicy.
Nadchodzący „czas miedzi” to także wyzwanie dla krajów obdarzonych tymi naturalnymi skarbami. Historia pełna jest przykładów tego, że zasoby naturalne potrafią z błogosławieństwa zmienić się w przekleństwo