- To nie rządy kupują nasze urządzenia sieciowe, ale od rządów zależą warunki funkcjonowania rynku. Dlatego zawsze staramy się utrzymywać z władzami jak najlepsze relacje - mówi Ulf Pehrsson, wiceprezes i szef relacji rządowych i branżowych w Ericssonie.
DGP
Jak toolbox – czyli zestaw narzędzi zapewniających bezpieczeństwo sieci komórkowych piątej generacji, zatwierdzony w styczniu br. przez Komisję Europejską – zmienił sposób waszej pracy?
Toolbox zawiera dość szeroki wachlarz środków. Rekomendowane przez Komisję Europejską narzędzia dotyczą w dużej części kwestii technicznych – i staramy się, by Ericsson spełniał te warunki, ponieważ współpracujemy z operatorami i rządami we wszystkich 27 państwach Unii. Oprócz tego przewidziano bardziej strategiczne środki bezpieczeństwa, np. dotyczące kwestii własnościowych i ustroju państw, z których pochodzą dostawcy sprzętu – i zdajemy sobie sprawę, że Ericsson raczej nie jest dostawcą, do którego te zasady są przede wszystkim adresowane.
Myślę, że toolbox reprezentuje bardzo odpowiedzialne podejście Unii Europejskiej do infrastruktury krytycznej, jaką jest 5G. Nakłada na nas, jako dostawcę sprzętu, wiele obowiązków, ale stawia też wymagania operatorom – i słusznie, bo budujemy tę sieć wspólnie.
Mówi pan, że to nie Ericsson jest na celowniku przy wprowadzaniu toolboxu. To kto jest?
Zasady bezpieczeństwa dotyczą w równym stopniu wszystkich dostawców – i wszystkich operatorów. Ericsson tak jak inni producenci będzie musiał – oprócz technicznych – spełnić wszystkie warunki strategiczne, a więc odpowiedzieć na pytania dotyczące sposobu zarządzania firmą, możliwości wywierania na nas wpływu przez rząd itd.
Mówimy o zestawie narzędzi, który jest jeszcze w trakcie implementacji w krajach członkowskich. Oczywiście chcielibyśmy, żeby wdrożenie było spójne, szczególnie w odniesieniu do wymagań technicznych. Inaczej dostosowanie się może być dla nas i innych producentów kosztowną operacją. Obecnie zaledwie kilka państw dysponuje ramami prawnymi dla wprowadzenia toolboxu, inne są w trakcie procesów legislacyjnych, a pozostałe dopiero zaczynają.
Komisja nakreśla ogólne zasady i pozostawia członkom Unii duży margines swobody co do konkretnych reguł cyberbezpieczeństwa. Które kraje obierają bardziej rygorystyczny kurs?
Nie do mnie należy ocena.
Tam, gdzie prace są zaawansowane, przepisy koncentrują się na technicznych aspektach sprzętu sieciowego czy na polityce?
Rozumiem, że mówiąc o polityce, ma pani na myśli strategiczne środki bezpieczeństwa. Niektóre państwa dotychczas ich nie zaadresowały, koncentrując się bardziej na kwestiach technicznych. Ale nie chciałbym wskazywać konkretnych krajów. Implementacja to dłuższy proces i za wcześnie na ocenę jego efektów.
Widzi pan na tym etapie jakieś zagrożenie lub wyzwania dla firmy związane z wdrażaniem toolboxu? Co może pójść nie tak?
Gdyby w państwach członkowskich wprowadzono różniące się między sobą szczegółowe wymagania techniczne dla sprzętu do budowy sieci, byłoby to wbrew idei wspólnego rynku – i zwiększało koszty sprzętu, nie przyczyniając się do poprawy bezpieczeństwa. Dlatego chcielibyśmy, aby implementacja odbywała się jak najbardziej harmonijnie.
Da się użyć zasad bezpieczeństwa jako narzędzia do wspierania firm europejskich – jak Ericsson i Nokia – przeciwko Huawei?
To spekulacje. Nie komentujemy decyzji dotyczących bezpieczeństwa narodowego podejmowanych przez rząd żadnego państwa, w Europie czy gdzie indziej na świecie. Nie wpływamy na linię polityczną, nie komentujemy jej, jesteśmy tylko jej odbiorcą.
W Polsce proces legislacyjny jest w toku. Z projektu ustawy wynika, że cyberbezpieczeństwo jest związane z przestrzeganiem praw człowieka. Czy pana zdaniem te dwa pojęcia się łączą?
Odpowiedź na to pytanie leży w gestii rządu.
Szwedzki rząd też widzi taki związek?
Prawo, które obowiązuje w Szwecji od stycznia tego roku, wymaga, by regulator rynku telekomunikacyjnego przy ocenie ryzyka zasięgał opinii agencji bezpieczeństwa i służb bezpieczeństwa. Nie jestem wtajemniczony, jak one szacują poziom bezpieczeństwa.
Co cyberbezpieczeństwo oznacza dla dostawcy sprzętu?
W ostatecznym rachunku liczy się bezpieczeństwo całej sieci telekomunikacyjnej. Składają się na to cztery obszary. Dwa dotyczą nas jako dostawcy: to standaryzacja produktów sieciowych oraz zapewnienie bezpieczeństwa naszego sprzętu i oprogramowania, łańcucha dostaw i komponentów. Za kolejne dwa odpowiada wyłącznie operator: to proces wdrażania sieci i zarządzanie nią na co dzień. Nie wystarczy więc, żeby dostawca wykonał swoje obowiązki. Operator też ma do odegrania ważną rolę, a bezpieczeństwo sieci wynika ze skutecznych działań we wszystkich obszarach.
Operator może zbudować niebezpieczną sieć z bezpiecznego sprzętu?
Tak, to możliwe. Dlatego duża odpowiedzialność spoczywa na operatorach.
Cyberbezpieczeństwo jest drogie? Jak bardzo zwiększa koszt waszych produktów?
Wszystko kosztuje, ale rządy już zrozumiały, że na bezpieczeństwie nie można oszczędzać i przy wprowadzaniu sieci 5G niska cena nie powinna być priorytetem. Sieć piątej generacji to nie jest tylko kolejne G. Ona będzie platformą dla wszystkich gałęzi przemysłu i sfery publicznej. To infrastruktura krytyczna.
Czy to, co Ericsson robi w zakresie cyberbezpieczeństwa, jest standardem rynkowym? Huawei i Nokia podejmują podobne działania i zapewniają porównywalny poziom bezpieczeństwa?
Nie oceniamy tego, co robią nasi konkurenci.
A uważa pan, że to w porządku, aby wykluczać dostawcę z rynku z powodów politycznych, a nie technicznych?
Nie mogę komentować polskiego prawa. Ale unijny toolbox dopuszcza taką możliwość.
Tak, i polski resort cyfryzacji z niej skorzystał. Jeśli obecny projekt nowelizacji ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa zostanie uchwalony, wygra na tym Ericsson.
To pani opinia. My skupiamy się na swojej technologii i dostosowywaniu jej do wymagań i regulacji obowiązujących na rynkach, na których chcemy działać. Jak dotychczas, nasze produkty spełniają kryteria określone przez wszystkie kraje świata, w których jesteśmy obecni. Taki sam cel stawiamy sobie w Polsce.
W ubiegłym roku polski premier Mateusz Morawiecki spotkał się w Sztokholmie z Arunem Bansalem, wiceprezesem wykonawczym Ericssona. Nadal utrzymujecie dobre stosunki z polskim rządem?
Jak najbardziej. Nie tylko dzięki wizytom polskich władz w Szwecji, ale przede wszystkim za sprawą naszej aktywności w Polsce, która jest dla Ericssona jednym z najważniejszych krajów w Unii. W Łodzi i Krakowie mamy dział badań i rozwoju, drugi co do wielkości w Europie po szwedzkim. W Tczewie prowadzimy zaś produkcję urządzeń do 4G i 5G na rynek europejski. W tych działaniach czujemy silne wsparcie polskiego rządu. Sieć piątej generacji uruchomiliśmy już w Polsce we współpracy z Polkomtelem i Playem.
Z innymi rządami też dobrze żyjecie? To ważne dla biznesu?
Tak, stosunki z rządami mają fundamentalne znaczenie. Oczywiście to nie rządy kupują nasze urządzenia sieciowe, ale od rządów zależą warunki funkcjonowania rynku. Dlatego zawsze staramy się utrzymywać z władzami jak najlepsze relacje. Przy 5G jest to szczególnie ważne, ponieważ w tej technologii infrastruktura telekomunikacyjna – która zawsze odgrywała w państwach istotną rolę – jeszcze zyskała na znaczeniu. Wiele rządów uważa, że sieć stała się na tyle krytyczna, iż muszą się zaangażować w zapewnienie jej bezpieczeństwa, nie mogą tego zostawić operatorom i dostawcom. Myślę, że mają rację.
W sierpniu ogłosiliście setny kontrakt na budowę sieci 5G. Jaki jest wasz udział w rynku sprzętu sieciowego w Europie?
Nie mogę powiedzieć. Na całym świecie podpisaliśmy już 109 kontraktów, a co ważniejsze – na pięciu kontynentach działa już 60 sieci 5G ze sprzętem Ericssona. Pierwsza w Europie sieć piątej generacji, którą w kwietniu ub.r. włączył szwajcarski operator Swisscom, powstała właśnie z naszym udziałem.
Ale udział w polskim rynku macie dziś mniejszy niż Huawei. Play – operator, który w 4G i 5G ma chińskiego sprzętu najwięcej – poinformował, że wymiana będzie go kosztowała 900 mln zł. Te pieniądze trafią do Ericssona?
To spekulacje. Przyznaję, że w sieciach 4G w wielu krajach europejskich nie byliśmy liderem. Natomiast w 5G mamy świetną technologię i silną pozycję rynkową na całym świecie. Zwiększamy też udział w europejskim rynku. Jeśli chodzi o koszty związane ze zmianą dostawcy, nie mogę odnieść się konkretnie do oświadczenia Play, ale w innych przypadkach są one często przesadzone, ponieważ sprzęt 4G tak czy owak musi być zmodernizowany, aby był gotowy do pracy z 5G, niezależnie od dostawcy.
Jesteście w stanie zbudować swoje 5G na sieci 4G chińskiej produkcji? Huawei twierdzi, że to niemożliwe.
Nie mogę przedstawić szczegółów technicznych, ale coś takiego jest możliwe. Choć oczywiście łatwiej jest nam wprowadzać 5G na sieci 4G zbudowanej z naszego sprzętu.
Jeśli Huawei zostanie wykluczony z polskiego rynku, operatorzy nie będą mieli wyboru: muszą pracować z wami i Nokią. Podniesiecie wtedy ceny?
Nie chciałbym spekulować. Muszę zaznaczyć, że rynek dostawców jest bardzo konkurencyjny na całym świecie, także w Europie. I nie sądzę, aby miało się to zmienić.
A czy jeśli przyjdzie do zastępowania Huaweia, wystarczy wam sprzętu?
Tak i to nie tylko w Polsce. Jesteśmy na to gotowi, mamy w Europie dużą bazę produkcyjną.
Według raportu, który Huawei zamówił w Oxford Economics, wyeliminowanie tego dostawcy opóźni wprowadzenie 5G w Europie i o prawie jedną piątą zwiększy nakłady na nową sieć. Zgadza się pan z tym?
Nie. Codziennie udowadniamy, że jest inaczej. Wdrażamy 5G na całym świecie i mamy już na koncie więcej działających sieci niż jakikolwiek inny dostawca.
Inicjatywa Open RAN proponuje alternatywny sposób budowy sieci, zakładający interoperacyjność sprzętu i oprogramowania od różnych dostawców. Myśli pan, że to zapowiedź zmian na rynku?
W debacie publicznej pojawiają się różne scenariusze rozwoju technologii. Pamiętajmy jednak, że jak dotąd nie doszło do komercyjnego uruchomienia ani jednej sieci opartej na rozwiązaniach Open RAN, choć na świecie działa już ok. 100 sieci 5G.