Nieustanna miniaturyzacja komputerów pozwala na wykorzystywanie elektroniki w każdej dziedzinie życia. A dynamicznie rozwijająca się globalna sieć łowi prawie milion nowych użytkowników dziennie.

Oba zjawiska spaja enigmatyczny skrót IoT - Internet of Things. Użyty po raz pierwszy w 1999 roku przed brytyjskiego przedsiębiorcę Kevina Ashtona obecnie jest synonimem biznesu wartego, według różnych szacunków, 200-600 mld dolarów. Za kilka lat kwota ta zostanie wielokrotnie pomnożona, ponieważ wykorzystanie powyższych rozwiązań stanie się powszechne i ogólnodostępne.

I tak jak skrót Internetu rzeczy zawiera się w trzech literach, tak do powstania tegoż potrzebne są trzy komponenty:

- przedmiot wyposażony w czujnik: drgań, zmierzchu, ruchu, temperatury, etc.;
- urządzenie potrafiące powyższe dane odebrać, przetworzyć i zamienić w konkretną reakcję: tablet, telefon, komputer, ale też np. sygnalizacja świetlna wrażliwa na uliczne natężenie ruchu;
- wi-fi, Bletooth, NFC, Z-Wave, czyli sposoby przesyłania danych.

W 2016 roku Zgromadzenie Ogólne Organizacji Narodów Zjednoczonych przyjęło rezolucję nadając Internetowi rangę podstawowego prawa człowieka na równi z wolnością, bezpieczeństwem osobistym czy elementarnym prawem do życia. Uzależnienie młodzieży od smartfonów, które zastępują im komputer i telewizor czy popularność zautomatyzowanych aplikacji, wyznaczają nowe trendy konsumenckie. Sieć stała się naturalnym środowiskiem ludzkiego życia.

IDC zaraportował, że rynek Internet of Things rośnie w tempie około 20proc. na rok. A w 2020 roku jego wartość ma przekroczyć bilion dolarów amerykańskich. Ericsson dodaje, że w 2021 roku na 28 mld urządzeń podłączonych do Internetu, 16 mld będą stanowiły urządzenia IoT.

Prym wiedzie Ameryka nie skąpiąc wydatków na wykorzystywanie nowoczesnych technologii w produkcji pojazdów, sprzętu AGD oraz w funkcjonowanie inteligentnych budynków. Europa dotrzymuje jej kroku, by według prognoz wyprzedzić USA, zwłaszcza, że działa pod presją regulacyjną: według dyrektywy unijnej od 2018 roku samochody mają być wyposażone w system eCall oraz powszechne mają być inteligentne liczniki energii - oba zintegrowane z Internetem.

Dla obu kontynentów wzorem i polem zdobywania nowych doświadczeń jest południowokoreańskie Songdo – architektoniczna gąbka, w którą wsiąknęły miliony sensorów zaprojektowanych przez Cisco. Nazywane potocznie najinteligentniejszym miastem świata wykorzystuje Internet rzeczy: na ulicach, w szkołach, biurowcach, szpitalach, przedsiębiorstwach, domach i fabrykach.

Aspirujących do smart city możemy szukać także w Polsce. W dużych aglomeracjach działa już 200 Systemów Komunikacji Niewerbalnej – usługi tłumaczenia migowego on-line wprowadzonych w urzędach i stacjach kolejowych. Powstała także platforma http://polskiemiastoprzyszlosci.pl/ wspierająca wszelkie nowoczesne inicjatywy, z inteligentnymi rozwiązaniami na rzecz rozładowania korków ulicznych na czele. W kolejce czekają też małe miejscowości – konkretne zapotrzebowanie na Internet rzeczy coraz częściej zgłaszają gospodarstwa rolne, w celu wykorzystania ich do uprawy roślin i hodowli zwierząt.

Opleceni coraz gęstszą siecią współgrających ze sobą innowacji technologicznych, już niedługo przestaniemy je rozpatrywać w kategorii nowinek – staną się powszechne i zwyczajne jak obecne w naszym życiu od wielu lat pralka czy lodówka. I to właśnie wyższy pozom ułatwienia, automatyzacji codziennego życia przyświeca twórcom IoT. Jako odbiorcy oczekujemy od takich urządzeń zwiększenia poczucia bezpieczeństwa osobistego i naszych podopiecznych, coraz łatwiejszej kontroli nad nimi oraz oszczędności i komfortu. Optymistycznie licząc, że otaczająca nasz smartrzeczywistość będzie inteligenta, ale nie cwana.