Samorządy dopłacą do reformy planowania. Mają jednak na niej zyskać – zminimalizuje ona bowiem zjawisko prywatyzacji korzyści i upublicznienia kosztów

243 mln zł z Krajowego Planu Odbudowy (KPO) mają otrzymać samorządy w ciągu trzech lat na przeprowadzenie tej reformy. Jednocześnie wydatki po stronie JST oszacowano na prawie 300 mln zł. Z wyliczeń dołączonych do skierowanego do konsultacji projektu nowelizacji ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym oraz niektórych innych ustaw wynika, że samorządy do niej dopłacą. Jednak Ministerstwo Rozwoju i Technologii w ocenie skutków regulacji podkreśla, że w tabeli nie uwzględniono zysków z samej reformy. Jej efektem mają być niższe koszty alternatywne, m.in. budowy i utrzymania infrastruktury, obsługi mieszkańców korzystających z usług publicznych czy wydatków na ochronę środowiska i usuwanie klęsk żywiołowych.
Te są niebagatelne (patrz: grafika). Autorzy projektu podkreślają, że przyjęte rozwiązania ukrócą sytuacje, w których inwestorzy, budując osiedle mieszkaniowe w szczerym polu, nie dokładają się do kosztów budowy i utrzymania infrastruktury. Te praktycznie w całości zrzucane są na barki samorządów, czyli de facto na podatników.
Trudno policzalne zyski
- Szacunkowo oszczędności po stronie wydatków w najbliższych 10 latach mogą wynieść kilkadziesiąt miliardów złotych, z których większość przypadnie na JST - oceniają autorzy projektu.
Samorządowcy mówią jednak, że to kwota wzięta z sufitu, a potencjalne rzeczywiste skutki reformy nie mają poparcia w wyliczeniach gmin. Ponadto projekty do KPO były zgłaszane półtora roku temu w zupełnie innej sytuacji gospodarczej, a szacowane wówczas wydatki dziś nie przystają już do rzeczywistości.
- Koszty reformy po stronie JST oraz budżetu państwa powinny zostać podniesione o 90-100 mln zł, jeśli założymy, że pierwotny szacunek był prawidłowy. Inaczej nie uda się nam zrealizować tego przedsięwzięcia - ocenia Marek Wójcik, sekretarz strony samorządowej Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego (KWRiST).
Podkreśla on też, że nie ma zgody na przyśpieszone procedowanie w ramach KWRiST tak ważnego dla gmin projektu zmian w ustawach dotyczących planowania przestrzennego.
Początek końca patologii „wuzetek”?
Gros kosztów ponoszonych przez samorządy (finansowanych z KPO) będzie związane z przygotowaniem planów ogólnych. Zgodnie z projektem gminy będą miały obowiązek ich uchwalenia do końca 2026 r. Będą to nowe narzędzia planistyczne w randze aktu prawa miejscowego, a ich przyjmowanie zgodnie z założeniami resortu ma się odbywać sprawnie(pisaliśmy o tym w DGP nr 80/2022 „Elektroniczny Rejestr Urbanistyczny od stycznia 2026 r.”).
Obecnie przedłużające się, trwające latami prace planistyczne, np. związane z przyjęciem planów miejscowych, ułatwiają niekontrolowaną zabudowę. W dodatku ich tworzenie nie jest dla gmin obowiązkowe.
Gminy zostaną podzielone na strefy planistyczne, a w planie znajdą się m.in. podstawowe parametry zabudowy i zagospodarowania terenu. Plan ogólny będzie wiążący zarówno dla planów miejscowych, jak i dla decyzji o warunkach zabudowy, co oznacza, że tzw. wuzetki będzie można wydawać tylko na obszarach wskazanych w planach ogólnych.
Piotr Uściński, wiceminister rozwoju i technologii, podkreślał, prezentując w marcu założenia reformy planowania przestrzennego, że inwestorzy warunkami zabudowy wymuszają niekiedy inwestycje, których gmina nie chce.
Mieszkania na wodzie
Problem budowania na podstawie tzw. wuzetek unaocznił jeden z ostatnich raportów Najwyższej Izby Kontroli. Wynika z niego, że na podstawie decyzji WZ w Katowicach pozwolono na budowę budynków jednorodzinnych na terenie zagrożonym powodzią lub podtopieniami. Z kolei w Krakowie budynek jednorodzinny powstał na działce położonej na terenie zagrożonym powodzią, w korytarzu przewietrzania miasta. W Łodzi nawet wyłączenie (w studium) terenu zagrożonego podtopieniem i zalewaniem spod zabudowy nie przeszkodziło w postawieniu tam budynku wielorodzinnego. W Rzeszowie całe osiedle postawiono na obszarze szczególnego zagrożenia powodzią (w dolinie rzeki będącej naturalnym korytarzem powietrznym).
Natalia Błaszczyk, radca prawny z Kancelarii Radców Prawnych Zygmunt Jerzmanowski i Wspólnicy, wyjaśnia, że zgodnie z przepisami obowiązującymi od 2018 r. obszary szczególnego zagrożenia powodzią uwzględnia się nie tylko w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego, lecz także w decyzji o warunkach zabudowy (jeśli takiego planu nie ma). Projekt decyzji jest uzgadniany z Wodami Polskimi (regionalnymi zarządami gospodarki wodnej PGW Wody Polskie).
Jednak zdaniem NIK to m.in. właśnie brak planów miejscowych jest jedną z przyczyn patologii. - Normy prawne regulujące od 18 lat planowanie i zagospodarowywanie przestrzenne, zamiast wspierać zachowanie i powiększanie systemów przyrodniczych, dopuszczają do ich postępującego i nieodwracalnego osłabiania - uważa NIK.
Presja na budowanie na terenach zielonych, w tym także zagrożonych powodzią, jest - prywatni inwestorzy chętnie osiedlają się na terenach podmiejskich, na obszarach atrakcyjnych przyrodniczo i krajobrazowo. Z informacji przekazanych przez Wody Polskie wynika, że tylko w 2021 r. wystąpień o uzgodnienia budowy na obszarach szczególnego zagrożenia powodzią wpłynęło 11 tys. (z danych nie wynika, ile z nich dotyczyło tzw. wuzetek).
- Każda sprawa jest analizowana indywidualne - zastrzegają Wody Polskie, które mogą odmówić uzgodnienia w przypadkach określonych w ustawie - Prawo wodne (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 2233 ze zm. i z 2022 r. poz. 88 ze zm.).
Drogie inwestycje pośrodku niczego / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe