Program wystartował w styczniu i już wkrótce okazało się, że zainteresowanie jest o wiele mniejsze niż oczekiwano. Jak mówi Bartosz Turek z Lion's Banku, powodem są przede wszystkim limity cenowe. Mimo że zostały one właśnie podwyższone, zdaniem analityka, nie zmieni to statystyk. Zwraca on uwagę, że do września górny limit w Warszawie wynosił niewiele ponad sześć tysięcy sto złotych. Od października wzrósł o 500 złotych - tutaj pula dostępnych mieszkań nieco się zwiększa. Jednak w innych miastach górny limit nadal uniemożliwia znalezienie atrakcyjnego lokalu. Pozostają jedynie mieszkania na peryferiach, z nieciekawym rozkładem i w nieciekawym sąsiedztwie.
W przyszłym roku wejdą zmiany, które mają zwiększyć dostępność dopłat. Będzie można na przykład kupić mieszkanie od dewelopera, który rewitalizuje stare kamienice. Zostaną także włączone nowe lokale spółdzielcze. Jednak zdaniem Bartosza Turka, nie zwiększy to w istotny sposób liczby mieszkań kwalifikujących się do programu. Ze statystyk wynika, że w tym roku, do września, powstało kilkadziesiąt tysięcy lokali. W tym samym czasie spółdzielnie oddały tylko kilkaset mieszkań.
Analityk krytykuje też inne ułatwienie. Osoby, które nie będą miały zdolności kredytowej, od przyszłego roku będą mogły dołączać osoby spoza rodziny, tak, by tę zdolność otrzymać. Bartosz Turek boi się, że w ten sposób zwiększy się liczba niespłacanych wierzytelności.