Skojarzenie w założeniach koncepcyjnych programu „Mieszkania dla młodych” (MDM) dwóch podstawowych aspektów misji społeczno-ekonomicznej państwa, a więc polityki mieszkaniowej z polityką rodzinną, może wskazywać na długo oczekiwane uruchomienie na najwyższych szczeblach rodzimej władzy procesów decyzyjnych, których celem jest zdecydowane przeciwdziałanie skrajnie niepożądanym zjawiskom, prowadzącym wprost do grożącej Polsce zapaści demograficznej, a w jej następstwie także gospodarczej – pisze Jarosław Jędrzyński, analityk rynku nieruchomości portalu RynekPierwotny.com.
Demografia na równi pochyłej
Wg danych GUS niska liczba urodzeń w Polsce nie gwarantuje - już od z górą dwóch dekad - prostej zastępowalności pokoleń. Dokładnie od 1989 r. utrzymuje się okres tzw. depresji urodzeniowej. W 2010 r. współczynnik dzietności wyniósł 1,38, co oznacza, że był on niższy aż o około 60 proc od wielkości optymalnej, określanej jako korzystna dla stabilnego rozwoju demograficznego. Wg. raportu Katolickiej Agencji Informacyjnej, stan taki lokuje nasz kraj w globalnej statystyce dzietności na 209 miejscu (sic!) listy sklasyfikowanych w sumie 222 krajów świata. Co więcej, od 3-4 lat zaczęły w Polsce ujawniać się symptomy świadczące o przechodzeniu depresji urodzeniowej w utrwalony już proces modelowania klasycznej zapaści demograficznej, czego podstawowym objawem jest spadająca z roku na rok o 5 proc. liczba urodzeń. Taki stan rzeczy prędzej czy później doprowadzi krajowy współczynnik dzietności w okolice jedynki, a więc wartości będącej absolutnym ewenementem na skalę światową.
Stąd też mało optymistyczna wymowa prognozy ONZ, wg. której liczba mieszkańców Polski w połowie XXI wieku skurczy się o prawie jedną piątą do zaledwie 32 mln. Już jednak przed upływem ćwierćwiecza na jednego emeryta mają przypadać zaledwie dwie osoby w wieku produkcyjnym, co ma być symptomem dramatycznego procesu starzenia się polskiego społeczeństwa w przyszłości. W rzeczywistości może być jeszcze gorzej, ponieważ przewidywania te nie uwzględniają procesów migracyjnych Polaków, które, o ile sytuacja społeczno-ekonomiczna w Polsce, w tym w dużym stopniu mieszkaniowa, nie ulegnie radykalnej poprawie, będą się z roku na rok nasilać.
Wg. danych GUS w ubiegłym roku poza granicami Polski przebywało czasowo 2mln 60 tys. mieszkańców naszego kraju, z czego najwięcej w Wielkiej Brytanii, która także stale notuje największy wzrost polskiej emigracji. Na razie liczba czasowych emigrantów zwiększa się „zaledwie” o kilkadziesiąt tysięcy rocznie, ale prognozy w tym względzie są nieubłagane, wskazując najczęściej na systematyczny wzrost liczby Polaków przedkładających emigrację nad życie w kraju. Co ciekawe, jak ostatnio donosił jeden z popularnych portali, na Wyspach rodzi się najwięcej polskich dzieci na obczyźnie (prawie 21 tys. w ub. roku), a same Polki są najbardziej dzietną nacją ze wszystkich tamtejszych imigrantek – pisze Jarosław Jędrzyński, analityk rynku nieruchomości portalu RynekPierwotny.com.
Różnica w podejściu do problemu posiadania potomstwa przez Polaków zamieszkałych w kraju oraz tych przebywających na emigracji, w tym głównie w Zjednoczonym Królestwie, wynika po pierwsze z różnicy w polityce prorodzinnej. Polska jest krajem, który na ten cel przeznacza jeden z najmniejszych odsetek PKB w Europie, Wielka Brytania z kolei wprost przeciwnie. Podobnie rekordowo niskim wsparciem budżetu państwa cieszy się także rodzima mieszkaniówka, wobec czego drugą główną przyczyną silnego spadku urodzeń w Polsce jest brak perspektyw mieszkaniowych. Tak przynajmniej twierdzi aż trzy czwarte Polaków, zapytanych o to w niedawnych badaniach CBOS. Czy nowy rządowy program dopłat do kredytów mieszkaniowych oznacza nadzieję na uzdrowienia tej mało komfortowej sytuacji mieszkaniowo–rodzinnej szerokiej rzeszy młodego pokolenia Polaków?
MDM, czyli cd. polityki małych kroków prowadzących donikąd
- Polski rynek nieruchomości mieszkaniowych należy do najbardziej opóźnionych rozwojowo w Europie. Potwierdzają to od lat wszelkie możliwe statystyki mieszkaniowe, począwszy od liczby istniejących lub budowanych mieszkań na 1000 mieszkańców, poprzez powierzchnię mieszkalną per capita, a na dostępności cenowej mieszkań i ich deficycie statystycznym skończywszy – mówi Jarosław Jędrzyński, analityk rynku nieruchomości portalu RynekPierwotny.com.
Ta znacząca skala cywilizacyjnego cofnięcia wynika z utrzymującego się od początku transformacji ustrojowej, a wielokrotnie opisywanego przez rynkowych ekspertów, braku w pełni adekwatnej do sytuacji społeczno-ekonomicznej statystycznej polskiej rodziny polityki mieszkaniowej, wspartej odpowiednim budżetem. Tymczasem w Polsce od lat na mieszkalnictwo przeznacza się zaledwie jeden promil PKB, co jak wynika z historii oraz doświadczeń państw o różnym stopniu rozwoju gospodarczego jest kwotą nawet dwudziesto-trzydziestokrotnie zaniżoną w stosunku do potrzeb takiego kraju jakim jest obecnie Polska.
W Polsce państwowe wsparcie komercyjnego segmentu rynku mieszkaniowego poprzez dotowanie nabywania mieszkań na własność, na zasadach jakie wciąż obowiązują w „Rodzinie na swoim”, a jakie w przyszłości wyznaczy MDM jest z pewnością inicjatywą potrzebną, pożyteczną, a przede wszystkim oczekiwaną, jednak w głównym stopniu przez pozostającą w mniejszości tę lepiej sytuowaną od średniej krajowej część młodego pokolenia Polaków. A taki zakres dedykacji każdego kolejnego z programów interwencyjnych państwa na rynku nieruchomości będzie oznaczał ponawianie próby osiągnięcia mocno oddalonego celu za pomocą okresowo powtarzanych małych kroków, w dodatku skierowanych donikąd. Wystarczy bowiem zadać sobie retoryczne pytanie, w jakim stopniu rozwiązała problemy polskiego mieszkalnictwa kończąca właśnie swą kilkuletnią misję „Rodzina na swoim”? – Zauważa Jarosław Jędrzyński, analityk rynku nieruchomości portalu RynekPierwotny.com.
Nie tędy droga
Powstrzymanie zbliżającej się nieubłaganie kolejnej fali masowej emigracji Polaków, tudzież zahamowanie dramatycznego regresu krajowych statystyk demograficznych, wreszcie radykalna poprawa warunków mieszkaniowych Polaków z perspektywą likwidacji w przewidywalnym choć długim terminie gigantycznego statystycznego deficytu mieszkaniowego, to zadania wielokrotnie przekraczające potencjał i możliwości takich programów jak RnS czy MDM. Paradoksalnie jednak ten ostatni staje się powoli sztandarowym przykładem troski państwa o optymalne warunki rozwoju rodziny i radykalną poprawę parametrów demograficznych kraju. Niestety, nie tędy droga.
Od dawna czołowi eksperci rynkowi postulują wdrożenie programu mieszkaniowego, często określanego jako „narodowy”, który radykalnie zredukowałby zacofanie cywilizacyjne polskiej mieszkaniówki. Miałby on polegać m.in. na długoterminowym wspieraniu przez państwo w stopniu wielokrotnie poważniejszym niż obecnie budownictwa społecznego, komunalnego czy socjalnego, stworzenia warunków prawno-gospodarczych dla budownictwa komercyjnego na wynajem, uproszczeniu i odbiurokratyzowaniu procesów inwestycyjnych, czy wreszcie udostępnieniu pod budownictwo mieszkaniowe tanich terenów inwestycyjnych.
Na razie niestety sytuacja we wszystkich wymienionych kwestiach wygląda już tradycyjnie coraz mniej optymistycznie, a oczekiwanie na wprowadzenie radykalnych zmian programowych w polityce mieszkaniowej rządu coraz bardziej przypomina przysłowiowe czekanie na Godota. Kurczą się zasoby mieszkań komunalnych choćby poprzez ich wyprzedaż, spada rokrocznie liczba mieszkań budowanych przez gminy dla rodzin o niskich dochodach, cieszące się jeszcze kilka lat temu wielką sławą TBS-y odchodzą do lamusa, a budownictwo spółdzielcze resztkami sił walczy o przetrwanie. Natomiast z ostatniego raportu GUS, publikującego wstępne dane budownictwa mieszkaniowego w okresie styczeń – wrzesień 2012, można się dowiedzieć, że w okresie trzech pierwszych kwartałów br. w ramach budownictwa społecznego czynszowego oddano do użytkowania 896 lokali, czyli o… 42,4% mniej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku – podsumowuje Jarosław Jędrzyński, analityk rynku nieruchomości portalu RynekPierwotny.com.