Pomimo rozwoju technologii medycznych zaskakująco mało dzieje się w dziedzinie rehabilitacji. To może być problem, zwłaszcza biorąc pod uwagę trendy demograficzne, a także rosnące koszty opieki zdrowotnej.
/>
Zacznijmy od wizji.
Pacjent po poważnej kontuzji stawu skokowego wymaga rehabilitacji. Ta jednak nie odbywa się w przychodni czy szpitalu, ale u niego w domu. Chory łączy się z fizjoterapeutą za pomocą systemu telemedycznego i informuje o postępach w leczeniu. Stosownie do nich specjalista zdalnie zmienia ustawienia sprzętu do rehabilitacji tak, by wymusić na ciele większy wysiłek. Wszystko bez konieczności wychodzenia pacjenta z domu.
Tak przynajmniej widzi to prof. Bogdan Ligaj z Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy. – Spotkałem ostatnio kilka osób, które profesjonalnie zajmują się rehabilitacją sportowców. Pomyślałem, że przydałby im się nowy sprzęt do wykonywania ćwiczeń – mówi naukowiec. Stąd pomysł na przyrząd do rehabilitacji stawu skokowego, który łączy stopę z resztą nogi.
Urządzenie wygląda jak duży talerz umieszczony na rurach podłączonych do czterech silników elektrycznych. Wszystko, co musi zrobić pacjent, to postawić stopę na talerzu. Urządzenie zajmuje się resztą: zaczyna poruszać talerzem – a wraz z nim stopą – aby symulować naturalne ruchy naszej kończyny. Przyrząd może więc zmusić stopę, aby zachowywała się tak, jak w trakcie chodzenia. Może również wykonywać ruch obrotowy, tak jak podczas ćwiczenia, w którym obracamy stopę w kostce, by rozgrzać się np. przed bieganiem.
– Urządzenie pracuje w dwóch trybach. Jeśli chcemy rozruszać staw, wtedy będziemy oddziaływać siłowo. Natomiast jeśli staw jest ruchomy, ale chcemy przywrócić pacjentowi – np. po wylewie – kontrolę nad nim, wtedy nie ma potrzeby oddziaływać z dużą siłą. Wszystko, co musi ustawić rehabilitant, to typ ruchu, jaki ma wykonywać urządzenie, wartość przemieszczenia oraz siły, z jaką ma być ono dokonywane – zachwala urządzenie prof. Ligaj.
Aby stopa prawidłowo spoczęła na urządzeniu, naukowcy wyposażyli je w pasy oraz ruchome złącza blokujące, które poprawiają ergonomię podczas zabiegu. Dzięki temu można wyznaczyć poprawną oś obrotu stawu skokowego. Co więcej, przyrząd pracuje w taki sposób, aby ruch wykonywany przez stopę odbywał się względem jej środka ciężkości. Podkreślają, że jest to bardzo ważne – w przeciwnym wypadku ćwiczenia mogłyby zaszkodzić zamiast pomóc. Z tego względu urządzenie jest wyposażone w wiele czujników, które sprawdzają, przy jakiej sile wykonywane są ćwiczenia. Zasilanie, silniki elektryczne, czujniki – podłączone są do układu sterująco-kontrolnego, który wszystkim zarządza.
Naukowcy zapewniają, że ich wynalazek stanowi znaczący postęp w stosunku do urządzeń obecnie wykorzystywanych do rehabilitacji stawu skokowego, które są większe, mniej poręczne i nie zostały zaprojektowane pod kątem włączenia do systemu telemedycznego. Ale innowacje kosztują. Inżynierowie z Bydgoszczy szacują więc, że koszt ich rozwiązania wyniósłby kilkanaście tysięcy złotych.
To oczywiście niemała kwota, jeśli idzie o pacjentów indywidualnych. Stąd, po sugestiach inwestorów, inżynierowie zaczęli pracować nad jej obniżeniem. To jednak nie jest proste – usunięcie jednego elementu w takiej konstrukcji sprawia, że trzeba przeprojektować pozostałe. Ale wtedy z kolei urządzenie albo staje się bardziej skomplikowane, albo traci na funkcjonalności, albo pojawiają się różne inne, niespodziewane problemy.
Profesor Ligaj nie traci jednak optymizmu. – Przede wszystkim w publicznej służbie zdrowia można wypożyczać sprzęt medyczny, tak jak jest to przypadku holterów do całodobowego monitorowania pracy serca. Poza tym odbiorcami sprzętu rehabilitacyjnego są nie tylko klienci indywidualni, ale przede wszystkim przychodnie specjalizujące się w tego typu działalności – tłumaczy naukowiec.
Osobną kwestią jest oczywiście budowa systemu telemedycznego w państwowej służbie zdrowia – a co dopiero takiego, który wykraczałby poza zwykłe konsultacje, a obejmował również rehabilitację. Na razie na polskim rynku usługi telemedyczne świadczone są w ramach prywatnej służby zdrowia, ale nietrudno sobie wyobrazić, że prędzej czy później technologia trafi pod strzechy – chociażby po to, aby ułatwić rozwiązanie problemów z kolejkami do lekarzy czy dostępem do specjalistów w mniejszych ośrodkach.