W piątek ostatni etap konkursu na prezesa telewizji publicznej. Ale decyzja o tym, kto wygra, i tak zapadnie na ul. Nowogrodzkiej. W siedzibie PiS.
W piątek ostatni etap konkursu na prezesa telewizji publicznej. Ale decyzja o tym, kto wygra, i tak zapadnie na ul. Nowogrodzkiej. W siedzibie PiS.
Dziś Rada Mediów Narodowych rozpatrzy odwołania kandydatów na stanowisko prezesa telewizji, w tym byłej szefowej TVP 1, Małgorzaty Raczyńskiej. Brak jej nazwiska na liście finalistów konkursu był zaskoczeniem. Nieoficjalnie przyjaciółka rodziny Kaczyńskich była już wymieniana jako następczyni Kurskiego. Być może wróci do gry i przedstawi w piątek swoją wizję zmian w spółce. Wtedy odbędzie się bowiem przesłuchanie wszystkich kandydatów dopuszczonych do trzeciego etapu. Na razie jest ich czworo.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że największe szanse ma obecny prezes TVP, Jacek Kurski. W Prawie i Sprawiedliwości krąży plotka, że kilka dni temu członkowie Rady mieli zostać wezwani do prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który wskazał właśnie Kurskiego.
– Nie daje po sobie poznać, żeby obawiał się konkurencji. Jak zwykle jest pewny siebie. Ale od kilku dni mocno się przygotowuje do wystąpienia przed radą. Gorzej z jego podwładnymi, którym w tym samym czasie włosy siwieją na głowie – mówi nam jeden z doradców obecnego szefostwa TVP.
Jacek Kurski kieruje TVP od stycznia. W tym czasie z telewizji zwolniono większość dotychczasowych gwiazd, zwłaszcza z pionu informacji. Wiosenna ramówka, przygotowywana w pośpiechu, nie odniosła sukcesu. Kurski przekonuje, że nie ma pieniędzy na realizację wielkich planów, stąd prace nad nowelizacją ustawy abonamentowej.
Ale ma na prawicy spore grono przeciwników, głównie skupionych wokół „Gazety Polskiej” Tomasza Sakiewicza. Nie sprzyja mu też Krzysztof Czabański. To on miał przekonać do startu Krzysztofa Skowrońskiego. Ten był już w przeszłości szefem radiowej Trójki, obecnie kieruje Radiem Wnet. Nie udało nam się z nim wczoraj skontaktować.
Pozostali kandydaci nie łudzą się wygraną. – Istniejące, ale raczej niewielkie – tak ocenia swoje szanse w konkursie Agnieszka Romaszewska-Guzy, obecna szefowa nadawanej na Białorusi telewizji Biełsat, z TVP związana – z dwiema przerwami, bo z telewizji z politycznych przyczyn wyrzucało ją dwóch prezesów – od 1992 r. Przez wiele lat pracowała jako reporterka i wydawca „Wiadomości”, potem kierowała TVP Polonia.
W rozmowie z DGP przyznaje, że największy nacisk chciałaby położyć na uproszczenie systemu prawa wewnętrznego spółki. – TVP jest jak patchwork, procedury i zarządzenia się mnożą, po latach nikt ich nie pamięta. A do obsługi tego wszystkiego potrzebny jest rozbudowany aparat biurokracji – tłumaczy szefowa Biełsatu. Jej oczkiem w głowie są oddziały. – Mają olbrzymią rolę informacyjno-kulturotwórczą i integracyjną w regionach. Ale są komercyjnie nieopłacalne. Nie mam jednak na to gotowej recepty – dodaje dziennikarka. Jest przeciwna centralizowaniu produkcji i przenoszeniu jej do Warszawy. Nie chce oceniać pracy swojego konkurenta i jednocześnie szefa, Jacka Kurskiego. Przyznaje jednak, że jego ekipie udało się prześledzić i uszczelnić przepływy finansowe. – Ale z perspektywy swojego 24-letniego doświadczenia w spółce dam sobie rękę uciąć, że nadal można znaleźć liczne przykłady nieracjonalności w tej firmie – mówi Romaszewska. Jej zdaniem nietrafiony jest jednak pomysł Kurskiego budowy anglojęzycznego kanału TVP dla zagranicy, bo nie znajdzie on widza. Poza tym w TVP brakuje ludzi, którzy mogliby budować realną konkurencję dla BBC czy Russia Today. Jej zdaniem lepiej byłoby we współpracy z PAP-em pomyśleć o tworzeniu wspólnie anglojęzycznego serwisu wideo.
– Tu obowiązuje zasada „follow the viewer” (podążaj za widzem – red.). A jedyny widz, dla którego przekaz z Polski jest ważny, mieszka na Wschodzie. Powinniśmy nadawać kanał rosyjskojęzyczny do krajów graniczących z Rosją – przekonuje Romaszewska.
Bogdan Czajkowski, którego nazwisko na liście finalistów było najmniej znane, przyznaje, że sam był zaskoczony szansą, którą dostał. – Nie stoi za mną żadna siła polityczna. Przesądziły moje doświadczenie i kompetencje – przekonuje i wymienia trzy fakultety: na wydziale elektroniki Politechniki Warszawskiej, reżyserię oraz podyplomowe studia menedżerskie w Sydney. – A do tego zarządzałem największym strajkiem okupacyjnym w historii PRL-u. To dopiero było wyzwanie logistyczne – mówi z uśmiechem Czajkowski, pytany o kompetencje do zarządzania tak dużą spółką. W marcu 1968 r. miał 19 lat, gdy został jednym z szefów komitetu strajkowego w czasie strajku studentów Politechniki Warszawskiej, w którym wzięło udział ponad 10 tys. osób. – Poza tym byłem twórcą pierwszego niezależnego i dochodowego teatru jeszcze za komuny – dodaje.
Zapytany o swój plan zmian w TVP rzuca zgrane hasła – powrotu misji na główne kanały, przywrócenia kulturotwórczej roli TVP i oddzielenia informacji od komentarza. – Chciałbym poprawy sytuacji finansowej telewizji publicznej. Nie tylko poprzez restrukturyzację i redukcję zatrudnienia w pionie administracyjnym, ale też zmianę ustawy medialnej – mówi Czajkowski. Szczegóły ma ujawnić na przesłuchaniu. – Poza tym chciałbym wyeliminować patologie, które od lat są zmorą TVP. Jedną z nich jest nepotyzm, który źle wpływa na jakość programu, z tego wynika zaniżająca się jakość, bo nie kompetencje decydują, a królik i jego krewni – mówi Czajkowski. W telewizji pracował jeszcze w latach 70., jako inżynier. Wspomina, że podlegali mu wszyscy realizatorzy dźwięku w Radiokomitecie. W latach 90. z TVP współpracował jako reżyser kilku przedstawień teatralnych. Cztery lata temu wrócił do kraju z Australii, gdzie był m.in. wykładowcą uniwersyteckim.
Nazwisko prezesa poznamy najpewniej 12 października.
Największe szanse na zwycięstwo ma obecny prezes Jacek Kurski
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama