Internet nie zabija telewizji. Jej moc polega na tym, że tworzy obraz historii, który pozostaje w pamięci. To, co ludzie widzą na ekranie, staje się ich własną przeszłością, pomaga opowiedzieć o ich życiu, o tym, czego byli świadkami.
Rozmawiałam ostatnio z grupą trzydziestoparolatków o konflikcie wokół nowej ustawy medialnej w Polsce i oni nie rozumieli, o co tyle szumu. Mówili, że nie oglądają wiadomości, nawet telewizorów nie mają. Czy telewizyjny przekaz jeszcze do kogoś dociera?
Zapowiedzi śmierci telewizji regularnie pojawiają się mniej więcej od 2000 r., ale przynajmniej na razie te prognozy się nie sprawdziły. W większości rozwiniętych krajów, np. w Wielkiej Brytanii, USA, Niemczech, oglądalność wzrosła. Ludzie nie przestali oglądać telewizji, tylko zaczęli równolegle używać innych mediów. To prawda, że śledzenie wielkich wydarzeń telewizyjnych spadło. Obecnie w państwie liczącym 65 mln mieszkańców, jak Wielka Brytania, dobrym wynikiem jest oglądalność na poziomie 8–10 mln, 20 czy 30 lat temu można było liczyć na 25 mln widzów. Ale nie można powiedzieć, że telewizja straciła na znaczeniu w porównaniu z innymi środkami przekazu. Ona nadal jest łatwo dostępna, przeważnie darmowa, praktycznie każdy znajduje czas na jej oglądanie. Poza tym jest punktem odniesienia dla innych mediów, na przykład portali społecznościowych. Młodzi ludzie, o których pani mówiła, też odczuwają wpływ telewizji. Mogą nie mieć telewizorów, ale oglądają programy na innych urządzeniach. A nawet jeśli nie oglądają, to przekaz dociera do nich na portalach internetowych, w mediach społecznościowych, wreszcie w gazetach, które często podchwytują tematy pojawiające się w telewizji. Ale możliwe, że w Polsce sytuacja jest inna niż na przykład w Wielkiej Brytanii.
Miałam właśnie zapytać, jak bardzo różni się popularność telewizji w zależności od kraju.
Tu trzeba brać pod uwagę dwa czynniki. Pierwszy to kultura polityczna. I pod tym względem Polska ma całkiem inną sytuację niż Wielka Brytania. Do 1989 r. media w Polsce były podporządkowane autorytarnej władzy i nie były dla społeczeństwa wiarygodnym źródłem informacji. Zbudowanie pozycji telewizji publicznej jest długotrwałe, a odzyskanie utraconego zaufania obywateli jest niezwykle trudne. Legitymacja mediów publicznych jest bardzo ważną i zarazem bardzo kruchą rzeczą. W Wielkiej Brytanii BBC cieszyło i nadal cieszy się dużym zaufaniem, nawet wśród młodych ludzi. Innym ważnym aspektem jest przyzwyczajenie. Zmiany następują nie wtedy, kiedy pojawia się możliwość korzystania z nowych mediów, ale kiedy ich używanie trwale wchodzi w zwyczaj. To prawda, że coraz mniej ludzi zasiada przed telewizorem o określonej porze, żeby obejrzeć ulubiony program, i samo posiadanie telewizora już nie jest tak powszechne jak kiedyś. Chcemy sami wybierać, kiedy i co oglądamy, stąd popularność telewizji internetowej. Z innej strony ludzie zawsze szukają skoncentrowanych źródeł informacji. Zgadzam się z tym, że obecnie niekoniecznie jest to 30-minutowy serwis informacyjny oglądany co wieczór o 20. Muszę przyznać, że sam już nie oglądam głównych serwisów wiadomości, bo w tym czasie jestem zajęty czymś innym. Ale to nie oznacza, że przekazywane przez telewizję informacje do nas nie docierają i nie mają na nas wpływu.
Jak daleko sięga potęga telewizji, jak bardzo może ona zmienić nastroje w społeczeństwie?
Ja bym spojrzał na to z innej strony: jakie są możliwości przekazu informacyjnego poza telewizją, czy istnieje jakaś alternatywa? Owszem, są setki stron internetowych i blogów, za pomocą których można śledzić bieżące wydarzenia. I możliwe, że wiele osób właśnie to robi, póki nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Ale w przypadku ważnych wydarzeń, kiedy pojawia się potrzeba śledzenia najnowszych informacji, wtedy ludzie zwracają się do sprawdzonych źródeł. W większości badań na pytanie: „gdzie szukałbyś informacji w sytuacji kryzysowej”, najczęstszą odpowiedzią jest „w telewizji”. I nawet jeśli badani wskazują rodzinę i przyjaciół, wiadomości przekazywane przez inne osoby również najczęściej pochodzą z małego ekranu. Na razie nie ma alternatywnego ogólnodostępnego i skoncentrowanego źródła naprawdę ważnych informacji. Dlatego niepokoją mnie reformy w Polsce. To jest próba zdominowania ważnej instytucji kształtującej krajobraz polityczny. Jeśli znajdzie się w rękach jednej opcji, żadna strona internetowa nie będzie w stanie tego zrównoważyć.
Istnieją jeszcze prywatne stacje telewizyjne...
Oczywiście, są też inne stację, ale zakładam, że telewizja publiczna ma szczególne znaczenie, chyba że obywatele w dużym stopniu stracili do niej zaufanie. Według badania przeprowadzonego w kilku europejskich państwach oglądanie telewizji publicznej wiąże się z większą świadomością polityczną, a jej przekaz ma skutki długoterminowe. Ale nie jest wykluczone, że polscy widzowie w poszukiwaniu informacji zwrócą się do prywatnych stacji i dlatego młodzi ludzie nie przywiązują wagi do zmian w telewizji publicznej. W Wielkiej Brytanii BBC pozostaje ważnym źródłem informacji i wciąż ma prawo do pierwszej interpretacji, jeśli można tak powiedzieć. Istnieją alternatywne opinie, ale ich poszukiwanie wymaga wysiłku, silnego zainteresowania tematem, politycznego zaangażowania, co dotyczy raczej elit, ludzi najbardziej świadomych. Dla szeregowego konsumenta wiadomości BBC pozostaje bardzo ważnym źródłem informacji, choć nie jest to pozycja tak dominująca jak kiedyś. Niemniej nie pojawiło się żadne inne mocne źródło wpływu na opinię publiczną. Nadal pozostaje ona ważną siłą w naszym krajobrazie politycznym.
Na czym polega potęga telewizji? Słynny przykład: rok 1960, pierwsza w historii telewizyjna debata kandydatów na prezydenta USA Richarda Nixona i Johna Kennedy'ego. Kennedy bezapelacyjnie wygrał, ale zdaniem Amerykanów, którzy słuchali debaty w radiu, zwycięzcą był Nixon. Skąd ta różnica?
Bardzo dobre pytanie. Telewizja jest o wiele szerszym kanałem informacji. Telewidzowie mogli oceniać nie tylko treść i ton wypowiedzi, jak to robili słuchacze w radiu. Dzięki wizji można było ocenić szczerość lub jej brak po wyrazie twarzy, postawie i gestach. Poza tym Nixon wypadł niekorzystnie, bo odmówił charakteryzacji i wyglądał na nieogolonego – jego twarz była ciemniejsza i widzowie podświadomie gorzej go oceniali. Telewizja dostarcza informacji na wielu płaszczyznach. Z kolei czytając tekst czy słuchając radia, nie widzimy gestów i wyrazu twarzy mówiącego, dlatego inaczej odbieramy wywiad drukowany, a inaczej telewizyjny. Różnica jest jeszcze większa w przypadku wydarzeń masowych, kiedy widzowie mogą zobaczyć wiele różnych szczegółów i zachować w pamięci bardzo jaskrawy obraz, często pamiętany do końca życia. Możliwość obejrzenia najważniejszych wydarzeń na żywo, ich nagrania i odtworzenia, miała ogromny wpływ na utrwalenie w pamięci ważnych wydarzeń historycznych, takich jak upadek muru berlińskiego, ataki 11 września lub śmierć i pogrzeb księżnej Diany. We wszystkich tych przypadkach obraz telewizyjny miał kluczowe znaczenie dla tego, jak ludzie je odbierali i przeżywali. W kilku badaniach ankietowanym zadawano pytanie, co najlepiej pamiętają z przekazu medialnego i najczęściej wymieniane były właśnie telewizyjne relacje ważnych wydarzeń. To, co ludzie widzą na ekranie, staje się ich własną historią, pomaga opowiedzieć o ich życiu, o tym, czego byli świadkami. Żadne inne medium nie ma tak szerokiego spektrum komunikacji.
W Wielkiej Brytanii pierwsza telewizyjna debata wyborcza odbyła się dopiero w 2010 r. Dlaczego dopiero wtedy?
Pierwsza debata rzeczywiście odbyła się w Wielkiej Brytanii bardzo późno, a brytyjskie elity polityczne bardzo długo się tej formie opierały. Politycy mieli tyle władzy, że mogli sobie pozwolić na to, by odmówić brania udziału w debatach, podobnie jak mogli do końca lat 80. nie wpuszczać kamer telewizyjnych do parlamentu.
Jeśli nie przedwyborcze starcia, to jakie wydarzenia Brytyjczycy pamiętają z telewizji?
W pamięci Brytyjczyków zachowały się przede wszystkim uroczyste wydarzenia: koronacja Elżbiety II w 1953 r., pogrzeb Winstona Churchilla w 1963 r., pogrzeb księżnej Diany w 1997 r. Z życia politycznego bardzo ważny był 1990 r., kiedy Margaret Thatcher była zmuszona zrezygnować ze stanowiska premiera, niektóre obrazy stały się słynne: zamieszki w Londynie i brytyjska premier ze łzami w oczach opuszczająca rezydencję premiera na 10 Downing Street. Oglądając je na żywo, czułeś, że jesteś świadkiem tworzenia historii. Wielka Brytania ma swoją przeszłość zapisaną w telewizji, tak jak Polska strajk Solidarności i odzyskanie demokracji.
Moim rówieśnikom wprowadzenie stanu wojennego w Polsce kojarzy się z brakiem „Teleranka”, niedzielnego telewizyjnego programu dla dzieci, wielkim wydarzeniem medialnym była debata pomiędzy Lechem Wałęsą i Alfredem Miodowiczem.
Ja pamiętam Lecha Wałęsę przed Stocznią Gdańską, zwracającego się do związkowców i zapowiadającego walkę, te obrazy pamiętają również Anglicy. Moc telewizji polega między innymi na tym – tworzy obraz historii, który pozostaje w pamięci. Strona internetowa takiej siły nie ma. Niektóre z nich, owszem, przejmują część funkcji telewizji. W Wielkiej Brytanii bardzo popularnym źródłem relaksu i rozrywki stał się YouTube, niektóre filmiki oglądają miliony osób. Zresztą nie tylko rozrywki, na YouTubie jest dużo materiałów dotyczących na przykład kryzysu imigracyjnego w Europie. Internet jest uzupełnieniem telewizji, ale nie jest alternatywą, daleko mu do przejęcia jej roli informacyjnej.
Znalazłam w sieci badanie zatytułowane „Czy internet zabił telewizję”. Odpowiedzi sprowadzały się do „tak”, „nie” i „jeszcze nie”. Którą odpowiedź pan by wybrał?
Ja bym powiedział „jeszcze nie”. Już mówiłem, że śmierć telewizji z rąk internetu zapowiadano od dawna. Tymczasem ogólna oglądalność nie tylko nie spadła, lecz wzrosła. Skoro prognozy nie sprawdziły się wtedy, trzeba je traktować ostrożnie i teraz. Nowe seriale wręcz biją rekordy oglądalności. Nie wiem jak w Polsce, ale w Wielkiej Brytanii furorę robi amerykański serial „Breaking Bad”. Telewizja dostosowuje się do nowej rzeczywistości, staje się częścią przyzwyczajeń w nowy sposób, trzeba dać jej szansę. Poczekajmy i zobaczmy, jak rozwinie się oglądanie telewizji przez internet, na laptopach, tabletach i w telefonach. Trzeba pamiętać jeszcze o jednym. Poza telewizją nie ma źródła informacji, które skupiałoby uwagę na kwestiach politycznych. A politycy, rządzący, każdy, kto dąży do władzy politycznej, potrzebują środka przekazu, sposobu dotarcia do ludzi ze swoim przesłaniem. Dlatego telewizja jest potrzebna, a politycy dbają o jej przetrwanie i nie oddadzą tego narzędzia tak łatwo. To oni stanowią siłę, która utrzymuje wpływ telewizji i sprzeciwia się podważeniu jej roli przez inne media. Dlatego mówię „jeszcze nie”, zwłaszcza że wynik walki wcale nie jest przesądzony. Na razie telewizja ma się dobrze. Dochody z reklam w zeszłym roku były nie mniejsze, jeśli nie większe niż w poprzednim.
Dochody z reklam mogą generować programy rozrywkowe, co niekoniecznie wiąże się z polityką i kształtowaniem opinii publicznej.
To inny problem. Wydatki na programy informacyjne i dziennikarstwo systematycznie spadają na całym świecie, nie tylko w telewizji, w prasie i radiu też. Musimy jako społeczeństwo się zastanowić, czy demokracja jest możliwa bez wiarygodnych źródeł obiektywnych informacji. I jeśli dojdziemy do wniosku, że nie jest, musimy poszukać źródeł finansowania. Dotychczas programy informacyjne były finansowane niejako przy okazji. Ludzie chcieli przede wszystkim rozrywki i płacili za nią, a pieniędzy starczało również na wiadomości. Teraz nikt nie chce płacić za wszystko, można przecież wybrać i w dowolnej chwili obejrzeć konkretny film lub serial, obejrzeć jakiś program w internecie, i na tym cierpią programy informacyjne. Rozwiązania tego problemu jeszcze nikt nie wymyślił.