Przez dziewięć miesięcy wojny nie udało się w UE rozwiązać sprawy rosyjskich telewizji propagandowych.
Przez dziewięć miesięcy wojny nie udało się w UE rozwiązać sprawy rosyjskich telewizji propagandowych.
Walka o usunięcie prokremlowskich kanałów z transponderów satelitarnych należących do francuskiego operatora przenosi się do sądu. Organizacja Reporterzy bez Granic (RsF) zaskarżyła bowiem do Rady Stanu decyzję regulatora rynku audiowizualnego (Arcom), który uznał, że brak mu uprawnień, aby nakazać Eutelsatowi usunięcie ze swoich satelitów rosyjskich mediów propagandowych.
Chodzi o kanały Rossija 1, Pierwyj Kanał i NTV, które według RsF są częścią „rosyjskiej machiny propagandy wojennej”. Są one dostępne na rosyjskich platformach satelitarnych NTV+i Trikolor, którym Eutelsat wynajmuje miejsce na swoich transponderach.
Ponieważ firma ma siedzibę we Francji, to na początku września organizacja RsF zwróciła się do tamtejszego regulatora o nakazanie operatorowi zaprzestania udostępniania tych kanałów. Arcom nie podważył wprawdzie argumentów RSF o nagannym charakterze treści emitowanych w tych telewizjach. Uznał jednak, że sprawa nie leży w jego gestii.
Z prawnego punktu widzenia wygląda to bowiem tak, że rosyjscy operatorzy, korzystając z infrastruktury Eutelsatu, rozprowadzają te kanały w Rosji, gdzie władza Arcomu i innych unijnych regulatorów nie sięga. Dostęp do tych stacji w Unii Europejskiej – choć technicznie możliwy – jest zaś „nieautoryzowany” i Eutelsat nie ma na to wpływu, jak podkreśla szefowa firmy Eva Berneke.
– Odmowa zajęcia się głównym problemem walki z propagandą i wspierania dziennikarstwa jest godna ubolewania – ocenia postawę Arcomu Christophe Deloire, sekretarz generalny RsF.
Problem dotychczas wymyka się unijnym decydentom. Po rosyjskiej agresji Bruksela szybko wprowadziła wprawdzie zakaz rozprowadzania w krajach Wspólnoty naj aktywniejszych na polu prokremlowskiej dezinformacji kanałów RT i Sputnik, a kilka miesięcy później poszerzyła to portfolio. Dotychczasowe sankcje pomijają jednak sytuację, w której europejskie satelity są wykorzystywane przez rosyjskich operatorów.
O wypełnienie tej luki prawnej tydzień temu zaapelowała grupa 39 posłów Parlamentu Europejskiego. W liście do Josepa Borrella, wysokiego przedstawiciela Unii ds. zagranicznych i polityki bezpieczeństwa, domagają się oni nadawania rosyjskich kanałów przez satelity firm unijnych.
Jeden z sygnatariuszy listu, Andrus Ansip, były premier Estonii, wcześniej interweniował w tej sprawie, pisząc w październiku list do prezes Eutelsatu. Zarzucił w nim firmie, że podczas gdy inne przedsiębiorstwa zerwały związki z Rosją „nie czekając na wprowadzenie sankcji”, to operator kontynuuje działalność jak gdyby nigdy nic i nadal „świadczy usługi transmisji rosyjskiej propagandy wojennej”.
Swój list Ansip opublikował na Twitterze. W ujawnionej przez Politico odpowiedzi Eva Berneke podkreśliła, że „Eutelsat sumiennie wdraża wszystkie sankcje przyjęte przez Unię Europejską od czasu inwazji Rosji na Ukrainę”. Zastrzegła jednak, że zgodnie ze swoją wieloletnią polityką firma nie ocenia programów ponad 7 tys. kanałów, które są nadawane za pośrednictwem jej satelitów, „ponieważ jest to zadanie regulatorów mediów i władz publicznych”. Dodała, że zablokowanie emisji kanału telewizyjnego „bez odpowiedniej podstawy prawnej to bardzo poważna odpowiedzialność”.
Do szefowej firmy satelitarnej o zaprzestanie współpracy z rosyjskimi platformami wystąpił też ukraiński regulator rynku mediów. Zagroził, że jeśli Eutelsat tego nie zrobi, spotkają go sankcje w Ukrainie, łącznie z zablokowaniem tam jakiejkolwiek działalności.
Ze sprawozdania finansowego francuskiej spółki wynika jednak, że nie osiąga w Ukrainie „znaczących przychodów”. Natomiast od rosyjskich kontrahentów pochodziło ok. 6,7 proc. z 1,15 mld euro jej obrotów w zakończonym 30 czerwca roku obrachunkowym. ©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama