Zasadnicza część zmian w telewizji naziemnej już się zakończyła, ale protest nadawców prywatnych dopiero się rozkręca.
Zasadnicza część zmian w telewizji naziemnej już się zakończyła, ale protest nadawców prywatnych dopiero się rozkręca.
Ponad 46 mln zł budżet państwa wydał na dofinansowanie zakupu telewizorów i dekoderów. Wsparcie będzie można otrzymać jeszcze do końca roku, ale największe fale wniosków już za nami.
Rząd dopłaca do zakupu urządzeń, bo bez nich część Polaków mogłaby stracić możliwość oglądania telewizji. Kanały emitujące swój program naziemnie musiały się bowiem w tym roku przenieść na inne częstotliwości i zmienić techniczne parametry sygnału (z DVBT na DVBT2). Daje to wyższą jakość obrazu i dźwięku, a w przyszłości także dostęp do większej liczby kanałów. Jednak w starszych modelach telewizorów jedynym efektem zmiany jest czarny ekran.
Wyłącznie z anten naziemnych korzysta prawie jedna trzecia gospodarstw domowych w Polsce (ok. 4,44 mln), część jednak posiada odbiorniki działające w standardzie DVBT. W lutym, przed rozpoczęciem zmian w systemie nadawania, Krajowy Instytut Mediów (KIM) podawał, że zagrożonych utratą sygnału było 1,81 mln gospodarstw. Na koniec kwietnia ich liczba spadła do 1,53 mln, a w maju do 1,32 mln.
Dla nich 21 marca uruchomiono rządowy program dopłat. Wynoszą one 100 zł (w przypadku dekodera do starego telewizora) lub 250 zł na nowy telewizor. Może je dostać każde gospodarstwo domowe, które złoży wniosek, deklarując, że sytuacja materialna nie pozwala mu samodzielnie ponieść kosztów zakupu.
Analiza liczby wniosków o dopłatę wskazuje, że przybywało ich skokowo w regionach, gdzie wyłączany był stary standard - tuż przed i zaraz po zmianie.
W sumie od początku akcji dofinansowania do ostatniego etapu „przeprowadzki” złożono ponad 462 tys. wniosków, z czego zrealizowano prawie 384 tys. Wśród zakupów dominują dekodery: 86 proc. zrealizowanych dopłat na łączną kwotę prawie 33,2 mln zł. W ich przypadku kwota dofinansowania pokrywa cenę urządzenia, podczas gdy do telewizora użytkownik musi dopłacić. Co więcej, już po uruchomieniu dopłat kancelaria premiera zapowiedziała, że zakup zbyt drogiego urządzenia (kosztującego ponad 4 tys. zł) może być nadużyciem środków publicznych - i wtedy wsparcie trzeba będzie zwrócić.
Dofinansowanie sprzętu to niejedyny problem związany ze zmianą standardu nadawania. Wywołała ona niezadowolenie nadawców naziemnych stacji komercyjnych, gdyż telewizję publiczną przy tej rewolucji potraktowano ulgowo.
Początkowo akcja miała objąć wszystkie kanały emitowane drogą naziemną. Ale w ostatniej chwili Urząd Komunikacji Elektronicznej zdjął ten obowiązek z multipleksu trzeciego (MUX3), w całości zajmowanego przez TVP. Do końca 2023 r. może on nadawać jak woli: w DVBT lub DVBT2. Na nowy standard musi przejść dopiero 1 stycznia 2024 r. Naziemni nadawcy prywatni - TVN, Polsat, TV Puls i Kino Polska - we wspólnym stanowisku nazwali to dyskryminacją i wyrazili protest „przeciw niesprawiedliwym działaniom, które pozbawiają dużą część widzów telewizji naziemnej dostępu do ulubionych kanałów”. Zapowiedzieli też, że będą „domagać się adekwatnej rekompensaty i jak najszybszego przełączenia kanałów TVP” na standard obowiązujący pozostałych.
- Decyzja UKE o pozostawieniu multipleksu zajmowanego przez TVP w dotychczasowym standardzie została podjęta na wniosek MSWiA - mówi Witold Tomaszewski, rzecznik prasowy UKE. Resort spraw wewnętrznych zwrócił się do UKE miesiąc po wybuchu wojny w Ukrainie, kilka dni przed pierwszym etapem przełączeń. - Działanie Regionalnego Systemu Ostrzegania (RSO) było jednym z argumentów ministerstwa. Chodziło o kwestie bezpieczeństwa i porządku publicznego oraz zabezpieczenia kanału komunikacyjnego z obywatelami o jak największym zasięgu - wobec tego, co dzieje się za naszą wschodnią granicą - wyjaśnia Tomaszewski.
Według nadawców regulator wcale nie musiał przychylać się do wniosku ministerstwa. - Zgodnie z zasadą legalizmu MSWiA jest prawnie umocowane do oceny kwestii bezpieczeństwa i porządku publicznego - odpiera rzecznik urzędu. - Prezes UKE nie ma kompetencji i podstaw prawnych do podważania uzasadnienia właściwych organów państwa odpowiedzialnych za bezpieczeństwo, obronność czy porządek publiczny. Wniosek tego resortu został przez nas zrealizowany zgodnie z prawem telekomunikacyjnym - mówi.
W toku dyskusji o zmianach w nadawaniu pojawiała się też sugestia, że można z nią było poczekać (choć i tak odbyła się później, niż wynikało to z pierwotnych ustaleń w ramach Unii Europejskiej). - Terminu refarmingu dla nadawców komercyjnych nie można już było dalej przesunąć, bo cały proces odbywał się na podstawie uzgodnień międzynarodowych - stwierdza Witold Tomaszewski. - Gdyby telewizja się nie przeniosła do końca czerwca, powodowałaby zakłócenia sieci komórkowych na Litwie. Poza tym byłoby technicznym wyzwaniem dla Emitela (operator multipleksów - red.) - argumentuje. - Na żadnym etapie przełączeń nadawcy prywatni nie złożyli wniosku o zmianę swoich rezerwacji w jakimkolwiek zakresie - podkreśla.
Nie zwrócili się też do żadnego organu państwa o rekompensatę, o której mowa w ich stanowisku. Na razie liczą bowiem straty, jakie ponieśli przez to, że mają mniejsze niż TVP szanse na przyciąganie widzów i reklamodawców. - Każdy z czterech etapów przełączania wiązał się z ograniczeniem dostępności dla widzów kanałów operatorów komercyjnych. W tej chwili analizujemy szczegółowe dane, na ich podstawie oszacujemy ostateczne skutki przełączenia naszych kanałów na nowy standard i wówczas będziemy podejmować konkretne decyzje co do dalszych kroków - informuje Katarzyna Issat, dyrektorka ds. komunikacji korporacyjnej w TVN. ©℗
/>
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama