Niemieckie władze same omal nie wbiły Deutsche Welle noża w plecy, planując wizytę kanclerza Olafa Scholza w Rosji.

Stacja RT – dawniej Russia Today – której niemiecki regulator rynku mediów zabronił nadawania, może wykorzystać furtkę, jaką zapewnia tamtejszy system prawny. Takiego pola manewru nie ma rozgłośnia Deutsche Welle, której Kreml w odwecie zabronił działalności w Rosji. To niejedyna przewaga wschodniego mocarstwa w tej medialnej potyczce.
Nadawca RT już zapowiedział, że odwoła się od zakazu emisji. Został on wydany z powodu braku koncesji. Jak wyjaśniał regulator rynku, stacja nie wystąpiła o takie pozwolenie, odkąd w grudniu ub.r. zaczęła nadawanie swojego programu z Berlina. Decyzja regulatora ma wprawdzie status natychmiastowej wykonalności, ale rosyjska telewizja ma możliwość wstrzymania zakazu – w ramach zabezpieczenia swoich uprawnień. Jak powiedział serwisowi Broad band TV News rzecznik MABB, berlińskiego urzędu nadzorującego rynek mediów, instytucja ta lub sąd może w odpowiedzi na wniosek nadawcy zawiesić egzekucję decyzji do czasu zakończenia postępowania. Nie wiadomo, czy RT z tej furtki skorzysta.
Po zakazie emisji swojej zagranicznej stacji Kreml odpowiedział zamknięciem działającej na jego terenie niemieckiej rozgłośni Deutsche Welle, a rosyjski MSZ wszczął procedurę uznania DW za „zagranicznego agenta”. Ten nadawca również zadeklarował chęć walki o wznowienie nadawania – nie ma jednak równie prostego sposobu powrotu na antenę. Wypowiedzi przedstawicieli Kremla jasno wskazują bowiem, że Deutsche Welle jest zakładnikiem w sporze o RT. Maria Zacharova, rzeczniczka rosyjskiego MSZ – ten resort podjął decyzję o zamknięciu niemieckiej rozgłośni – zapowiedziała, że Moskwa czeka teraz na ruch Berlina.
Obie stacje są finansowane przez swoje państwa i obie działają za ich granicami. Działalność Deutsche Welle jest jednak bardziej uregulowana formalnie. Kierownictwo rozgłośni odpowiada przed 17-osobową radą. Zasiadają w niej wprawdzie przedstawiciele partii politycznych – ale także reprezentanci organizacji społecznych, związków zawodowych oraz Kościołów. W przypadku RT brak nawet pozoru nadzoru społecznego.
W Niemczech zakaz nadawania Deutsche Welle wywołał falę krytyki – w tym w kręgach rządowych. Minister kultury Claudia Roth (z partii Zielonych) nazwała to „czynem agresywnym”. Zareagował też m.in. rzecznik Departamentu Stanu USA Ned Price. Stwierdził na Twitterze, że Stany Zjednoczone „potępiają” decyzję rosyjskiego rządu. „Solidaryzujemy się z Deutsche Welle i Niemcami w obliczu moskiewskiej rozprawy z niezależnymi mediami, opozycją polityczną i społeczeństwem obywatelskim” – oświadczył Price.
Mimo to władze w Berlinie same omal nie wbiły rozgłośni noża w plecy przy planowaniu wizyty kanclerza Olafa Scholza w Moskwie, która ma się odbyć 15 lutego. Otóż – jak ujawnił w sobotę serwis internetowy dziennika „Tagesspiegel” – wśród ok. 20 dziennikarzy, którzy otrzymali zaproszenie, by towarzyszyć szefowi rządu, zabrakło przedstawiciela Deutsche Welle.
„Tagesspiegel” relacjonował krytyczną reakcję opozycji, która odczytywała takie posunięcie rządu jako próbę uniknięcia „niepotrzebnych kłopotów” przy spotkaniu z prezydentem Rosji Władimirem Putinem.
Eurodeputowany Sergey Lagodinsky z partii Zielonych powiedział dziennikowi, że niemiecki rząd nie może iść na ustępstwa wobec autokratycznej polityki Kremla. „Czerwone linie zostają przekroczone, kiedy pod wpływem kremlowskiego despotyzmu zaczynamy kwestionować nasze demokratyczne zasady ” – stwierdził Lagodinsky.
Po tej publikacji i pytaniach gazety w sprawie lotu do Moskwy rzecznik rządu Steffen Hebestreit w sobotę wieczorem oświadczył na Twitterze, że Deutsche Welle „zostało zaproszone” na wyjazd z kanclerzem do Rosji. Olaf Scholz, zapytany w programie ARD pt. „Raport z Berlina”, czy początkowy brak Deutsche Welle w delegacji mediów był spowodowany chęcią uniknięcia kłopotów z Rosją, odpowiedział, że o całej sprawie dowiedział się z mediów i zbagatelizował problem.
Komentując rządową wpadkę z listą pasażerów do Moskwy, dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” pytał retorycznie, czy „uprzedzające posłuszeństwo wobec despoty” jest dobrym wstępem do rozmów. FAZ stwierdził też, że „rząd federalny bezradnie błąka się po realnym świecie kolonialnej polityki Władimira Putina”.