Szanse na reanimację noweli ustawy medialnej w Sejmie są praktycznie zerowe.

Po wczorajszym sprzeciwie prezydenta Andrzeja Dudy przepisy zwane lex TVN czeka zapewne sejmowa zamrażarka. PiS nie ma bowiem szans na przekonanie sporej części opozycji do odrzucenia weta, a potrzebowałby do tego poparcia trzech piątych, czyli 276 posłów. Tymczasem do przezwyciężenia sprzeciwu Senatu wobec tej ustawy udało mu się tydzień przed Wigilią zebrać 229 szabel. Na dodatkowe ponad 40 nie ma szans. Grudniowa szarża sejmowa w sprawie lex TVN okazała się więc dla PiS daremna.
Poselska nowelizacja ustawy o radiofonii i telewizji, którą głowa państwa zawetowała w poniedziałek, zmusiłaby amerykański koncern Discovery do sprzedaży większości udziałów w TVN. Obecne przepisy limitują bowiem do 49 proc. udział kapitału zagranicznego w podmiotach uprawnionych do polskich koncesji radiowych i telewizyjnych. Nie dotyczy to nadawców z Europejskiego Obszaru Gospodarczego (EOG). Taką firmą jest spółka Polish Television Holding zarejestrowana w Holandii, za pośrednictwem której Discovery kontroluje TVN. Nowelizacja wprowadziłaby natomiast zasadę, że nawet unijne podmioty mogą posiadać najwyżej 49 proc. udziałów w mediach, jeśli są zależne od spółek spoza EOG.
Przepisy dotknęłyby tylko TVN, który po dniach „niepokoju i niepewności” przyjął weto „z uznaniem i radością”. Zarząd TVN Discovery podkreślił, że prezydent „opowiedział się za wolnością mediów i prawem widzów do wyboru” oraz „stanął w obronie dobrych relacji ze Stanami Zjednoczonymi”.
Stosunki z największym sojusznikiem Polski były jednym z powodów decyzji Andrzeja Dudy. We wczorajszym wystąpieniu prezydent wymieniał kilka argumentów, które stały za jego decyzją.
Po pierwsze – konstytucyjne, dotyczące ochrony prawa własności, swobody działalności gospodarczej oraz interesów w toku i przestrzegania umowy z USA o ochronie wzajemnych inwestycji (zgodnie z konstytucją jako ratyfikowana umowa stała się częścią polskiego porządku prawnego). Kolejny istotny argument dotyczył relacji Polska – USA i wspomnianej umowy z 1990 r. o wzajemnych stosunkach gospodarczych i handlowych oraz związanej z tym wzajemnej ochronie inwestycji. Prezydent podkreślał, że są tam wyłączenia dotyczące rynku mediów elektronicznych, ale zwracał uwagę, że dotyczy to inwestycji przyszłych, a nie dokonanych. Tymczasem w tym przypadku chodzi o podmiot z USA, który ma 100 proc. udziałów w jednym z podmiotów medialnych w naszym kraju i który ma legalną koncesję, na którą polskie państwo wyraziło zgodę. A sam podmiot realizuje działalność w sposób w pełni legalny i aprobowany przez państwo polskie. – Ta spółka niedawno koncesję uzyskała i w jakimś stopniu to uderzenie w interesy w toku. Bez wątpienia to bardzo poważna ingerencja w już obowiązujące prawa – mówił prezydent. Argumentował też, że zapisane w ustawie pół roku na zbycie akcji i dostosowanie się właściciela TVN do wymogu limitu 49 proc. akcji oznaczałoby konieczność sprzedaży akcji poniżej wartości.
Prezydent dodał także, że istotnym dla niego argumentem była kwestia wolności mediów. Tę sprawę podnoszono podczas protestów przeciwko ustawie, które przeszły przez kraj, gdy do końca września ważyła się sprawa przedłużenia koncesji kanału TVN24, a ostatnio odżyły, gdy Sejm reanimował lex TVN w głosowaniu 17 grudnia.
Apel o zawetowanie ustawy w ciągu kilku dni przed świętami podpisało ok. 2,5 mln osób. O taką decyzję zwracały się do prezydenta także organizacje pozarządowe, m.in. Helsińska Fundacja Praw Człowieka i Reporterzy bez Granic. Argumentowały, że wprowadzenie lex TVN byłoby zagrożeniem dla wolności i pluralizmu mediów w Polsce. Przywoływano porównanie ze strategiami wypychania zagranicznych, niezależnych od władzy właścicieli mediów z rynków rosyjskiego i węgierskiego.
Wreszcie argumentem było zdanie obywateli, którzy – jak podkreślał Andrzej Duda – przeciwni są kolejnym sporom i jątrzącym sprawom. – Pacta sunt servanda plus spokój naszych obywateli – tak swoje motywy podsumował Andrzej Duda.
To wszystko były argumenty za tym, by nie podpisywać ustawy, ale zamiast wetować, Andrzej Duda mógł ją wysłać z tak silnym uzasadnieniem prawnym do Trybunału Konstytucyjnego. Jednak omawiając tę możliwość, prezydent zwracał uwagę, że gdyby TK nie podzielił jego argumentów i uznał całą ustawę za zgodną z konstytucją, to wówczas musiałby ją podpisać. A – jak deklarował – chciał mieć pewność, że ustawa nie wejdzie w życie. Zważywszy na układ sił w Sejmie, teraz ją uzyskał.
Z takiego obrotu spraw cieszy się opozycja. – Jarosław Kaczyński chciał pokazać, kto tu rządzi, ale to mu się nie udało, a to pokazuje, że obóz rządowy ulega dekompozycji – mówi rzecznik Platformy Obywatelskiej Jan Grabiec. Jednakże z takim scenariuszem PiS liczył się od pewnego czasu, nieoficjalnie wspominali o nim czołowi politycy PiS, a lider partii Jarosław Kaczyński sugerował we wczorajszym wywiadzie dla Interii, że bierze to pod uwagę.
Opozycja uważa, że weto pokazuje dekompozycję obozu rządzącego