Waszyngton chce zmienić zasady sprzedaży amerykańskiej broni niektórym państwom. Odłamkiem może też dostać Warszawa.

Prezydent USA Joe Biden przygotowuje zmiany w zasadach sprzedaży broni konwencjonalnej. W niedalekiej przyszłości więcej do powiedzenia na ten temat będą mieli urzędnicy Departamentu Stanu, którzy zajmują się prawami człowieka. Jak podaje Reuters, skutki tej polityki mają odczuć Filipiny, których siły policyjne zdaniem organizacji pozarządowych radykalnie nadużywają broni. Zmiana podejścia administracji mogłaby się odbić także na Arabii Saudyjskiej, która sponsoruje wojnę w Jemenie, i Zjednoczonych Emiratach Arabskich.
Autorzy artykułu, waszyngtońscy dziennikarze Mike Stone i Patricia Zengerle, informują, że wysłannicy Departamentu Stanu spotykają się już z pracownikami Kongresu, a zmiany miałyby zostać zaprezentowane jeszcze we wrześniu. Miałyby one objąć głównie sprzedaż karabinów i sprzętu do rozpoznania, którego używają siły mundurowe do walki z organizacjami paramilitarnymi, ale raczej nie obejmą sprzedaży dużych systemów, np. obrony przeciwlotniczej. Trudno przewidzieć, czy miałyby wpływ np. na sprzedaż czołgów. Takie podejście różniłoby się radykalnie od tego, które proponowała administracja prezydenta Donalda Trumpa. Bob Woodward w książce „Donald Trump. Strach w Białym Domu” opisuje, jak zięć Trumpa Jared Kushner miał wydawać polecenia urzędnikom.
– Załatw, żeby Saudyjczycy więcej kupowali. Jeśli zamówią systemy broni, pomoże to naszej gospodarce i stworzy miejsca pracy. Niech kupią duże zapasy amunicji i podpiszą 10-letnie kontrakty na obsługę i utrzymanie systemów – miał mówić Kushner. To dobrze ilustruje ówczesne podejście administracji. Trump chwalił się wielkością podpisywanych kontraktów. Także politycy Prawa i Sprawiedliwości w relacjach z Waszyngtonem traktowali dotychczas zakupy broni jako możliwość wkupienia się w łaski Białego Domu. Teraz, przynajmniej deklaratywnie, ma się to zmienić. Jednak administracja Bidena nie będzie mogła sobie pozwolić na zbyt duże ograniczenia sprzedaży potężnych koncernów zbrojeniowych, jak choćby największy na świecie Lockheed Martin.
Być może jeszcze bardziej istotny z punktu widzenia Warszawy jest opublikowany w środę list amerykańskich senatorów – demokratycznych i republikańskich – który zawiera ostrzeżenie, że uchwalenie tzw. lex TVN „może mieć negatywne skutki dla obronności, biznesu i relacji handlowych”. Tak więc nawet jeśli administracja prezydenta nie miałaby chęci blokować sprzedaży uzbrojenia Polsce, to mogą to zrobić senatorowie. Warto pamiętać, że każda sprzedaż amerykańskiego uzbrojenia i usług związanych z obronnością członkom Sojuszu Północnoatlantyckiego o wartości powyżej 100 mln dol. wymaga de facto zgody Kongresu. O ile zmiany w umowach dotyczących zakupu przez Polskę systemu Patriot czy samolotów F-35 wydają się nieprawdopodobne, zdecydowanie można sobie wyobrazić problemy przy rozmowach o zakupie 250 czołgów Abrams, który na początku lipca zapowiedział wicepremier Jarosław Kaczyński. W ramach procedury FMS wysłaliśmy do Waszyngtonu zapytanie ofertowe i teraz czekamy na odpowiedź. Na późniejszym etapie w procedurze pojawia się notyfikacja i politycy będą mieli 15 dni, by zablokować ewentualną sprzedaż. Wydaje się, że szanse na taki ruch będą większe, gdyby rząd PiS faktycznie zdecydował się na nieprzedłużenie koncesji TVN i walkę z jego amerykańskim właścicielem.
W ostatnich latach najbardziej spektakularnym przypadkiem zerwania współpracy w dziedzinie obronności było wypchnięcie Turcji z programu sprzedaży samolotów F-35. Nie było ono jednak związane z troską o prawa człowieka w tym kraju, a z tym, że Ankara zdecydowała się na zakup kluczowego uzbrojenia również w Rosji. Stany Zjednoczone są od lat największym eksporterem broni na świecie. Według Międzynarodowego Sztokholmskiego Instytutu Badań nad Pokojem, w latach 2016–2020 odpowiadały za 37 proc. światowego eksportu, a pięć największych światowych firm zbrojeniowych ma swoje siedziby za Atlantykiem.