Po zawieszeniu znanej dziennikarki radiowy kanał informacyjny nadawcy publicznego Chorizont zamilkł na pięć godzin.
Był to pierwszy przypadek wstrzymania emisji programu w powojennej historii bułgarskiego radia publicznego BNR. Regulator rynku ukarał nadawcę grzywną. Dziennikarze uważają całe zdarzenie za zagrożenie dla wolności słowa, a parlamentarzyści szykują komisję śledczą.
Sprawa zaczęła się od zawieszenia w obowiązkach Siłwii Welikowej, dziennikarki pracującej w BNR od ponad 25 lat i specjalizującej się w tematach dotyczących wymiaru sprawiedliwości. Siłwię Welikową zawieszono 12 września, gdy w kraju trwała burzliwa dyskusja w sprawie nominowania na stanowisko prokuratora generalnego obecnego zastępcy Iwana Geszewa. Jak podaje Radio Free Europe/Radio Liberty (RFE/RL), kierownictwo radia uznało, że dziennikarka złamała zasady, nawołując słuchaczy do protestu. Welikowa wyjaśniała później, że chodziło o jej krytycyzm wobec Geszewa i nieprzejrzystego trybu jego nominacji.
Nazajutrz po zawieszeniu dziennikarki kierownictwo BNR wyłączyło kanał informacyjny Chorizont. Najpopularniejsza stacja w Bułgarii milczała od szóstej rano do jedenastej. Oficjalnie z przyczyn technicznych dziennikarze stacji powiedzieli jednak gazecie „Dnewnik”, że chodziło o to, iż nikt nie zgodził się zastąpić Welikowej, która prowadzi poranne pasmo. Jej odsunięcie wywołało protest kolegów. Według Reutersa przed siedzibą radia 13 września pikietowało kilkadziesiąt osób. Welikową przywrócono do pracy, ale to nie zamknęło sprawy. Kwestię bezprecedensowego wyłączenia nadajników zaczęli bowiem badać bułgarscy regulatorzy rynku oraz prokuratura.
W piątek 20 września Komisja ds. Regulacji Łączności zdecydowała o grzywnie dla BNR. Może ona wynieść od 10 tys. do 100 tys. lewów (22 tys. – 220 tys. zł). Serwis podaje, że Komisja, a wcześniej prokuratura i Agencja Bezpieczeństwa Narodowego, ustaliły, iż wbrew twierdzeniom kierownictwa radia 13 września nie wystąpiły żadne problemy techniczne uniemożliwiające nadawanie programu.
W efekcie skandalu p.o. dyrektora stacji Nikołaj Krystew, który zawiesił Siłwię Welikową i wyłączył emisję Chorizontu, podał się do dymisji. Cała sprawa wznowiła pytania o wolność słowa w kraju. Serwis Intellinews.com cytuje oświadczenie Stowarzyszenia Dziennikarzy Europejskich (AEJ) w Bułgarii, które stwierdza, że z niepokojem śledzi „zamach na zawód dziennikarza” i uciszanie krytyki, czego przykładem było zawieszenie prowadzącej poranek Chorizontu.
W tegorocznym rankingu Reporterów bez Granic Bułgaria uplasowała się na 111. miejscu (na 180 krajów świata), wypadając najgorzej ze wszystkich państw Unii Europejskiej. Organizacja uzasadniła taką lokatę m.in. działaniami rządu w Sofii, który przekupuje media funduszami unijnymi, zapewniając sobie łagodne traktowanie lub wręcz milczenie o kłopotliwych dla władzy sprawach. Reporterzy bez Granic podkreślają też, że dziennikarstwo stało się w Bułgarii niebezpiecznym zawodem.
W październiku 2018 r. brutalnie zamordowano tam Wiktoriję Marinową, dziennikarkę telewizyjną badającą korupcję w sferach rządowych. Z kolei think tank OBC Transeuropa informuje, że w dniu, gdy zamilkł Chorizont, fotograf magazynu „Kłub Z” Weselin Boriszew został zatrzymany podczas robienia zdjęć policjantom otaczającym tłum protestujący przeciwko nominacji Geszewa na prokuratora generalnego. Choć legitymował się jako fotoreporter, został zatrzymany pod zarzutem wandalizmu i wypuszczony dopiero nazajutrz.
Oburzenie wydarzeniami w radiu publicznym wyrażają także politycy. Związany z opozycją prezydent Rumen Radew stwierdził, że skandal w BNR świadczy o kryzysie wolności słowa w kraju i należy położyć temu kres. A premier Bojko Borisow twierdzi, że bronił zawieszonej Welikowej, a wyłączenie nadajników uważa za „sabotaż przeciwko rządowi”. Według RFE/RL szef rządu poinstruował też partię rządzącą, by poparła wysunięty przez opozycję postulat utworzenia w parlamencie komisji do zbadania kryzysu w radiu publicznym.