Widmo weta dla budżetowego wsparcia mediów publicznych może wymusić większą życzliwość TVP dla prezydenta.
Nie zanosi się na to, by Jacek Kurski stracił wkrótce stanowisko prezesa Telewizji Polskiej. Ale zwycięski marsz, jakim rozpoczął się dla niego ten rok, zmienił się właśnie w terenowy bieg z przeszkodami.
Na początku stycznia Kurski radośnie podsumował trzy lata swoich rządów na Woronicza, dając do zrozumienia, że w tym roku budżet państwa znów zasili media publiczne. I faktycznie, zaraz pojawił się poselski projekt nowelizacji ustawy o abonamencie RTV, pozwalający wypłacić TVP i publicznemu radiu nawet 1,26 mld zł.
Po czym słońce nad TVP zgasło. Uderza w nią nie tylko opozycja, od dawna krytykująca działalność Kurskiego. Robi to też głowa państwa, związana z obozem rządzącym.
Prezydent Andrzej Duda nigdy nie był szczególnie hołubiony przez TVP. Kwintesencją stosunku telewizji do prezydenta była tegoroczna „Szopka noworoczna”, w której głowę państwa nazwano Adrianem – jak jest określany, gdy antyszambruje u prezesa PiS w serialu „Ucho Prezesa”. Kurski powiedział potem tygodnikowi „Sieci”, że było to „czymś niestosownym” i chciał zmiany, ale twórcy szopki zostawili Adriana. Wcześniej, gdy nie chciał czegoś na antenie, był skuteczniejszy. Zdjął program kulturalny „Pegaz”, bo zaproszono tam Przemysława Wojcieszka, reżysera sztuki „Hymn narodowy”, której nie aprobował. Zdjął też premierę Teatru TV, bo grała w niej Julia Wyszyńska, która wystąpiła w potępianym przez niego spektaklu „Klątwa”.
Teraz, gdy po zamordowaniu prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza wszyscy chcą walczyć z mową nienawiści, środowiska opozycyjne wskazują palcem właśnie TVP i jej programy informacyjne. A głowa państwa nie broni stacji. Dwa dni po pogrzebie Adamowicza prezydent Duda pytany w wywiadzie dla Wirtualnej Polski, jak media zdały egzamin z odpowiedzialności za słowa i co sądzi o zarzutach wobec TVP, odparł: „Mam zastrzeżenia do polskich mediów w ogóle, nikogo nie wyróżniam na plus ani na minus. Proszę o rachunek sumienia wszystkich”. Na Woronicza odebrano to jako policzek.
A może zaboleć jeszcze bardziej. „Rzeczpospolita” pisze bowiem, że „Pałac Prezydencki nie wyklucza weta” ustawy z zastrzykiem finansowym dla mediów publicznych. „Jest oczekiwanie zmiany tonu, ale i zmian personalnych” – mówi „Rz” jeden z najbliższych doradców prezydenta.
Nasi rozmówcy z obozu rządzącego uważają, że samo weto jest mało prawdopodobne, m.in. dlatego że powszechna krytyka dotyczy programów informacyjnych, na które i tak TVP zdoła zarobić z reklam, więc odcinanie jej funduszy niczego tu nie zmieni. Ponadto, jeśli Andrzej Duda poważnie myśli o drugiej kadencji, nie może podcinać gałęzi, na której siedzi. Propaganda Kurskiego może budzić niesmak co wrażliwszych osób w obozie rządzącym, ale jest skuteczna.
– Racjonalne jest za to pogrożenie TVP zakręceniem kurka – stwierdza jeden z naszych rozmówców.
I może się wkrótce okazać, że w tej dziedzinie prezydent ma konkurencję. – Mamy sygnały, że ustawa w ogóle nie przejdzie – niepokoi się osoba z TVP. Do fanów Kurskiego nie zalicza się też bowiem premier Mateusz Morawiecki.
Biuro prasowe prezydenta RP w kwestii ewentualnego weta odpowiedziało nam, że ponieważ projekt czeka dopiero na pierwsze czytanie w Sejmie, „dokonywanie jakichkolwiek ocen na tym etapie procesu legislacyjnego jest dalece przedwczesne”.