O ile będziemy w stanie go spłacić. Prosta prawda, ale warta przypomnienia, zwłaszcza przed zbliżającym się okresem przedświątecznym, w którym banki i firmy pożyczkowe będą ze zwielokrotnioną siłą przekonywać nas do tego, żeby zrobić zakupy na raty. W tym roku będzie im łatwiej, bo przecież stopy procentowe są rekordowo niskie (a jutro Rada Polityki Pieniężnej może je jeszcze obniżyć).
Wprawdzie bankowcy zwykli mówić, że oprocentowanie nie jest decydującym czynnikiem dla osób zadłużających się po to, by kupić np. sprzęt RTV, ale jednak raty będą niższe.
Warto odwrócić myślenie: zamiast najpierw kupować, a potem spłacać, najpierw pozbierajmy pieniądze na wymarzony zakup. To nie tylko będzie dla nas bardziej bezpieczne. Będzie też z korzyścią dla gospodarki. Zwiększające jej potencjał inwestycje firmy powinny w dużej mierze finansować kredytem. A pieniądze na kredyty powinny pochodzić właśnie z naszych oszczędności. Im więcej tych ostatnich, tym większe szanse na wyższy wzrost gospodarczy.
Problem w tym, że na razie w Polsce jest odwrotnie – to firmy oszczędzają, a konsumenci chcą się zadłużać. To mogłoby się zmienić, gdyby pojawiły się odpowiednie zachęty: dla firm do inwestowania, a dla gospodarstw domowych do oszczędzania. Podatkowe? Oczywiście. Ale nauka oszczędzania zamiast życia na kredyt też nie byłaby od rzeczy.