W ubiegłym roku Polacy wydali w sklepach 1 259 977 mln zł, z czego 370 928 mln zł na żywność, napoje alkoholowe i bezalkoholowe oraz tytoń – wynika z danych GUS. To więcej niż przed rokiem – odpowiednio o 5,9 proc. i 11,2 proc.
– W żywności inflacja za ubiegły rok wyniosła jednak 15,1 proc., a ogólny jej wskaźnik sięgnął 11,4 proc. – zauważa Grzegorz Rykaczewski, analityk sektora rolno-spożywczego Banku Pekao S.A.
Zabiegi sieci handlowych, takie jak duże promocje czy zerowa stawka VAT na niektóre produkty, nie zdały egzaminu. – Nie bez powodu. Rok wcześniej nastąpił znaczący wzrost sprzedaży detalicznej, w związku z wybuchem wojny w Ukrainie. Mieliśmy więc do czynienia z wysoką bazą roku poprzedniego. Do tego w pierwszym półroczu realne dochody gospodarstw domowych rosły wolniej niż inflacja. Polacy ograniczali więc zakupy. W drugiej połowie roku trend się odwrócił, ale za to pojawiły się niepewność i obawy co do przyszłości – wyjaśnia Grzegorz Rykaczewski.
Te produkty żywnościowe, które drożały wolniej, cieszyły się większym zainteresowaniem konsumentów. Dotyczy to m.in. części produktów mięsnych, pieczywa, owoców czy tłuszczów. Z kolei ceny warzyw i cukru poszybowały w górę, co automatycznie spowodowało spadek popytu.
Z najnowszych danych UCE Research wynika, że w pierwszym półroczu tego roku liczba promocji w sklepach zwiększyła się o niemal 9 proc. Mamy też do czynienia z realnym wzrostem dochodów. – Widać jednak, że Polacy dodatkowe wpływy wolą odkładać, niż wydawać. W pierwszej połowie tego roku sprzedaż detaliczna żywności spadła w porównaniu z rokiem ubiegłym o 0,8 proc. To może sugerować, że na odbicie w detalu jeszcze poczekamy – zauważa Grzegorz Rykaczewski. ©℗