Nie brak przykładów samoregulacji sektora w celu ograniczenia pewnych praktyk za granicą. Jeżeli jeździ się po bandzie, to długoterminowo nikomu nie będzie się to opłacać - mówi w wywiadzie dla DGP Wojciech Kwaśniak, zastępca przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego.
Jak będzie ostatecznie wyglądało rozwiązanie problemu kredytów we frankach?
Nie wiem. Czekamy na finalną propozycję banków. Mają ją przedstawić na posiedzeniu Komitetu Stabilności Finansowej. Wcześniej dialog odbywał się albo poprzez publiczne deklaracje, albo w relacjach z nadzorem. Ale interesariuszy jest w tej sprawie więcej, więc uważam, że prezentacja na posiedzeniu KSF, jak tego chcą banki, jest podejściem właściwym.
Czy wyznaczono już termin posiedzenia KSF?
O tym decyduje minister finansów jako przewodniczący komitetu. Ale banki mają być gotowe w maju.
Sądzi pan, że zaprezentowane rozwiązanie będzie bliższe propozycji przewodniczącego KNF Andrzeja Jakubiaka, który mówił o przewalutowaniu kredytów po oryginalnym kursie i podziale ryzyka między banki i klientów? Czy też może propozycji zgłoszonej przez banki, która mówi o wsparciu dla klientów w spłacie i przewalutowaniu po kursie wybranym przez klienta, ale dopiero wtedy gdy notowania franka faktycznie dojdą do wybranego poziomu?
Trudno powiedzieć. Opinie wobec tego, co dotychczas przedstawiły banki, były dość zdystansowane. Ta propozycja niewątpliwie wymaga dopracowania. Propozycja przewodniczącego KNF jest kompleksowa, oparta na wyliczeniach i jasnych zasadach. Niewątpliwie jest ona niewygodna dla banków. I one szukają rozwiązania dla siebie mniej kosztownego. Nam chodzi o takie rozwiązanie, które w sposób trwały będzie usuwało ryzyko kursowe obciążające dziś kredytobiorców i banki. I spełniało jeszcze dwa warunki: zarówno kredytobiorcy, jak i banki powinni mieć wybór, czyli dobrowolność decyzji. Chodzi też o to, by kredytobiorcy walutowi nie byli uprzywilejowani względem złotowych. Pamiętajmy, że tych drugich jest znacznie więcej.
Bankowcy są bardziej skłonni do rozwiązania kwestii kredytów we frankach?
Wydaje mi się, że banki coraz lepiej rozumieją taką potrzebę. Widać, że klimat regulacyjny – mówię o podejściu polityków, ale i wymiaru sprawiedliwości – staje się dla nich mniej przychylny. I nie brak przykładów samoregulacji sektora w celu ograniczenia pewnych praktyk za granicą. W Wielkiej Brytanii dotyczyło to w ostatnich latach produktów ubezpieczeniowo-inwestycyjnych. Instytucje same zaproponowały klientom pewne korzystne dla nich rozwiązania, które obowiązywały z automatu, bez potrzeby chodzenia do sądu. Ostatnio mamy też przykład dotyczący kredytów frankowych – z Austrii, która nie tylko była jednym z liderów, jeśli chodzi o te produkty, ale też to właśnie stamtąd nastąpił transfer do Polski know-how dotyczącego takich kredytów. Tamtejsze banki ogłosiły, że w sprawach związanych z tymi kredytami z automatu poddają się trybowi mediacji. To przecież jedna z naszych propozycji! Nasze banki w tak kontrowersyjnej sprawie jak dotychczas nie zgadzają się na mediację.
Czy po zaprezentowaniu w marcu propozycji banków mieliście jeszcze jakieś spotkania z bankowcami w tej sprawie? Omawiane były jakieś konkretne kwestie?
Mieliśmy jeszcze jedno spotkanie, na którym poruszyliśmy kilka szczegółów odnoszących się do propozycji banków. Nasze główne zastrzeżenie polegało na tym, że propozycja banków – w przeciwieństwie do naszej – była niepoliczalna. Mam nadzieję, że to, co banki przedstawią w maju, będzie już konkretne. I nie będzie potrzeby prowadzenia działań o charakterze regulacyjnym, które do czegokolwiek by banki przymuszały. Ani oczekiwania na rozstrzygnięcia, jeśli chodzi o pozwy zbiorowe, sprawy sądowe itp.
Czy możliwe jest, że pojedyncze banki będą przyjmować wasz model?
Tego nie można wykluczyć. Banki mają różne profile ryzyka portfela kredytowego i różnie nim zarządzają. My pamiętaliśmy o tym, dyskutując w ramach KNF nad rozwiązaniem dotyczącym dodatkowych wymogów kapitałowych wobec banków posiadających duże zaangażowanie w kredyty walutowe.
W związku z tymi „domiarami kapitałowymi” część banków nie może wypłacić w tym roku dywidendy. Dlaczego się na to zdecydowaliście?
Z uwagi na długookresową stabilność i bezpieczeństwo banków. Przyjęte przez nas rozwiązanie jest najbardziej pracochłonne i dla nadzoru, i dla banków, ale ono pozwala nam indywidualizować podejście. Dwa inne podejścia były dla nadzoru dużo wygodniejsze, bo arbitralne, ale za to dużo bardziej kosztowne dla banków. To byłoby jak przyłożenie siekierą bez patrzenia, jak kto te kredyty sprzedawał oraz jak później nimi zarządzał. Jedno polegało na dodatkowym podniesieniu wagi ryzyka dla kredytów walutowych, które skutkowałoby zwiększeniem wymogu kapitałowego wobec wszystkich kredytów walutowych, bez względu na ich profil ryzyka, w tym poziom LTV. Inną propozycją było wprowadzenie dodatkowego buforu kapitałowego na tzw. ryzyko systemowe. Zaznaczam, że wszystkie trzy są zgodne z regulacjami unijnymi, a wybrane rozwiązanie jest precyzyjnie opisane w wytycznych EBA.
My podzielimy banki na dwie grupy: te z kapitałem polskim bądź pochodzącym z krajów spoza UE oraz unijne. W odniesieniu do tych pierwszych decyzje w sprawie dodatkowego wymogu kapitałowego podejmiemy samodzielnie. W przypadku drugich przeprowadzimy konsultacje w ramach kolegium nadzorczego z Europejskim Bankiem Centralnym jako nadzorcą europejskim.
Co, jeśli EBC uzna, że domiar kapitałowy nie jest potrzebny?
Nie przewiduję różnicy poglądów w tej sprawie. Nasze relacje z europejskim nadzorem bankowym są bardzo dobre. A spojrzenie na kwestię odpowiedzialności banków w związku z kredytami walutowymi mamy takie samo. Ostateczną decyzję podejmie KNF, bo zgodnie z obowiązującymi standardami w UE jest to związane z bezpieczeństwem depozytów złożonych w polskich bankach.
Jakie były ubiegłoroczne wyniki SKOK-ów? Ile kapitału potrzebują?
Wyniki tego sektora opublikujemy w maju. Dziś mogę powiedzieć, że sektor ma wiele problemów. I są to problemy o charakterze strukturalnym. Mamy grupę kas, wobec których zatwierdziliśmy programy naprawcze – również z udziałem wsparcia finansowego Kasy Krajowej. Przyjęliśmy siedem programów. Niestety, kas zobowiązanych do przygotowania takich programów jest jeszcze 24. Jest też grupa kas, która działa bez zakłóceń również bez żadnych programów naprawczych. Wiadomo, że jeszcze przed objęciem SKOK-ów państwowym nadzorem podjęto błędne próby restrukturyzacji sektora. Jeśli chodzi np. o sprzedaż należności niespłacanych powyżej 12 miesięcy w zamian za skrypty dłużne, nie usunęło to ryzyka z kas. W części kas były podejmowane decyzje dotyczące tworzenia dodatkowych podmiotów, do których były przenoszone wybrane części działalności. Często to dodatkowo zwiększało koszty. Te wszystkie decyzje nie dadzą się szybko odwrócić również w wymiarze finansowym. Jeśli w jakimś podmiocie więcej niż 40 proc. portfela kredytowego to należności niepracujące, to oznacza, że w środowisku niskich stóp procentowych nie da się łatwo odpracować tych strat bez wprowadzenia dodatkowego, znaczącego kapitału. Ten kapitał może przyjść albo od samych członków, albo od Kasy Krajowej. Przepisy ustawy są tak skonstruowane, że to ona jest głównym podmiotem udzielającym wsparcia kasom – zarówno kapitałowego, jak i płynnościowego.
Czy współpraca z Kasą Krajową w tym zakresie się poprawia?
Cały czas odbywa się dialog. Cieszy postęp w tym, że pomoc finansowa wybranym kasom zaczęła być udzielana. Ale w części kas ona jest w naszym przekonaniu niedostateczna, by przeprowadzić ich skuteczną restrukturyzację. Rozmawiamy więc o koniecznym zwiększeniu pomocy. Rozmawiamy też o zwiększeniu zaangażowania z dostępnych Kasie Krajowej środków – zarówno krajowych, jak i zagranicznych, by jak największą liczbę kas uchronić przed upadłością.
Te środki zagraniczne to...
To są należne Kasie Krajowej środki z podmiotów z Luksemburga, które zostały przecież wypracowane przez cały system SKOK. Kwota należnej dywidendy to ok. 100 mln zł wobec ponad miliarda złotych niedoboru kapitału w kasach. Jeśli chodzi o zasoby krajowe, to dyskutujemy np. o możliwościach zbycia pewnych podmiotów należących do Kasy Krajowej i zaangażowania pozyskanych środków w restrukturyzację kas. Będzie to dodatkowo służyło niższym kosztom całości systemu i jego większej transparentności.
SKOK-i stały się ostatnio jednym z głównych tematów kampanii wyborczej. Czy dyskusja polityków im nie szkodzi? Czy nie ma np. odpływu depozytów z kas?
Obecnie sytuacja płynnościowa jest dobra. Sektor dysponował – i nadal dysponuje – wysokimi buforami płynnościowymi. Dodatkowe zabezpieczenie to fundusze płynnościowe zbierane przez Kasę Krajową. Przejściowo w wybranych kasach rzeczywiście pojawiło się więcej zapytań od członków, ale to trwało przez kilka dni. Oczywiście ta dyskusja nie jest obojętna dla kas. Ale to ma również taki wymiar, że wiele osób uświadomiło sobie, że są członkami SKOK-ów, a skoro tak, to może warto zainteresować się sytuacją finansową swojej spółdzielni i jakością zarządzania przez jej obecne władze. Dodatkowo dyskusja przypomniała członkom kas, że depozyty w nich zgromadzone są objęte gwarancjami Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, podobnie jak w bankach w Polsce i w całej UE.
Dzisiejsza dyskusja o SKOK-ach i praca podkomisji sejmowej zajmującej się kasami zaczęła się od pisma, jakie szef KNF wysłał do premiera, szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego, w sprawie związanej ze SKOK-ami Fundacji na rzecz Polskich Związków Kredytowych.
Adresaci pisma byli określeni, a jego głównym odbiorcą nie była pani premier, ale szef CBA. Nie od KNF jest zależne to, że informacje zawarte w piśmie wypłynęły do opinii publicznej. Ale też informacje, jakie zawierał ten dokument, są jawne. One pochodzą z publicznych rejestrów, w części dostępnych przez internet. Tu nie ma nic tajnego, nie ujawniliśmy żadnej tajemnicy zawodowej.
Czy wysłanie tego pisma nie było błędem?
Nadzór nie kieruje się polityką. Jeśli w ramach badania określonych spraw identyfikujemy problemy, które przekraczają nasze kompetencje, to kontaktujemy się z innymi właściwymi organami. I to była zwykła wymiana korespondencji między organami państwa. KNF nie jest organem o charakterze śledczym, nie jest organem zajmującym się postępowaniami karnymi. My tylko informujemy o podejrzeniu popełnienia przestępstwa lub wątpliwościach odnoszących się do ważnych spraw związanych z nadzorowanymi instytucjami finansowymi.
Czy orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego o niezgodności bankowego tytułu egzekucyjnego z konstytucją spowoduje, że banki będą mniej chętnie udzielać kredytów? Czy one podrożeją?
Zapewne banki będą ostrożniejsze. I zwłaszcza przy dużych kredytach, przede wszystkim dla przedsiębiorstw, będą wymagały większych zabezpieczeń. Chociaż w ostatnich latach wiele się zmieniło, jeśli chodzi o dochodzenie należności, ale do rozwiniętych i stabilnych rynków mamy jeszcze ogromny dystans. Gdybyśmy byli na poziomie Zachodu, moglibyśmy myśleć o tym, by banki miały takie same uprawnienia, jak każdy inny wierzyciel.
Jak pan widzi konsekwencje orzeczenia TK?
To orzeczenie mówi, że obecne rozwiązanie jest niewłaściwe. Ale także, że banki jako instytucje publicznego zaufania zarządzające środkami deponentów powinny posiadać uprawnienie, żeby w sprawny sposób dochodzić swoich należności. Dlatego trybunał wyznaczył okres przejściowy. Dziś nie wiemy, jak będzie wyglądało to nowe rozwiązanie. Ale też orzeczenie niewątpliwie powinno spowodować w bankach refleksję, czy one nie nadużywały swojej pozycji. Mówię o skrajnych sytuacjach, bo przecież BTE to instrument, który podlegał kontroli sądowej. Ale były określone banki i pracowali w nich konkretni ludzie, którzy nadużywali zaufania, jeśli chodzi o uprawnienie do wystawiania BTE. To dotyczy zresztą nie tylko tytułu wykonawczego. Mówi się, że są banki, które lubią jeździć po bandzie, jeśli chodzi o ofertę sprzedażową, sposób sprzedaży, ale i tryb egzekucji. Być może to spowoduje w bankach refleksję, że jednak warto być porządnym. Bo jeżeli jeździ się po bandzie, to długoterminowo wszystkim nie będzie się to opłacać.