Na rynku walutowym frank kosztuje już niecałe 4 zł, o ponad 30 gr mniej niż w pierwszych dniach po uwolnieniu kursu szwajcarskiej waluty przez tamtejszy bank centralny.
Nadal jest więc drożej niż na początku roku, ale to już nie taka tragedia, jak wydawało się tuż po 15 stycznia. A do tego mamy jeszcze pozytywne dla spłacających kredyty we frankach efekty cięcia stóp procentowych w Szwajcarii. Nawet jeśli nic się nie stało, to przynajmniej przez minione dwa i pół tygodnia wiele osób – w tym najwyraźniej i ci, którzy już od lat spłacają kredyty w walutach obcych – sporo dowiedziało się o finansach. Zarówno w wymiarze globalnym, jak i osobistym. Prawdziwa frankowa akademia.
Niektóre lekcje nie miały specjalnie praktycznego charakteru. Bo co komu z tego, że na własnej skórze (przecież nie pierwszy raz) przekonał się o ryzyku brania kredytu w obcej walucie. Ale jest i pożyteczna nauka: jak ta dotycząca spreadu walutowego. Niby nic nowego, bo przecież o tym, że przy spłacie kredytu denominowanego we frankach (czy innej walucie) banki nakładają nawet kilkuprocentową prowizję od wymiany walut, powszechnie wiadomo od kilku lat, swego czasu Sejm uchwalił nawet specjalną ustawę antyspreadową. A jednak większość klientów nie dawała sobie szansy, by zaoszczędzić na spłacie kredytu. Ocknęli się dopiero teraz, gdy zresztą same banki deklarują, że przez kilka miesięcy zgodzą się na mniejszy zarobek i tną swoje spready. Późno, ale dobre i to.