Jakość portfela kredytów hipotecznych w polskich bankach jest bardzo dobra. Poziom zagrożonych kredytów waha się w przedziale 2,8–3,1 proc. jego wartości. Być może ostatnio się nieco zwiększa, ale to wynika z tego, że banki ograniczyły udzielanie nowych kredytów na cele mieszkaniowe - uważa Krzysztof Pietraszkiewicz, prezes Związku Banków Polskich.

Niektóre firmy windykacyjne szacują, że w tym roku podaż wierzytelności hipotecznych może być nawet dwukrotnie wyższa niż w ubiegłym i wynieść ponad 1 mld zł. Czy rzeczywiście należy spodziewać się zwiększonej aktywności banków w sprzedawaniu złych kredytów mieszkaniowych?

Jakość portfela kredytów hipotecznych w polskich bankach jest bardzo dobra. Poziom zagrożonych kredytów waha się w przedziale 2,8–3,1 proc. jego wartości. Być może ostatnio się nieco zwiększa, ale to wynika z tego, że banki ograniczyły udzielanie nowych kredytów na cele mieszkaniowe. Mamy więc do czynienia z efektem statystycznym. Jeśli na 1,85 mln umów kredytowych regularnie rat nie płaci około 3 proc., to jest to przecież ułamek. Banki sobie z tym radzą w większości przypadków, są w stanie same restrukturyzować takie kredyty. Sprzedaż wierzytelności to ostateczność.

Czy nie martwi pana fakt, że jednak nominalnie wartość złych kredytów hipotecznych przyrasta stosunkowo szybko? W styczniu było ich o 17 proc. więcej niż rok wcześniej.

Każda pula kredytów dojrzewa, to znaczy dopiero po pewnym czasie okazuje się, ile z nich jest spłacanych na czas, a ile nie. W przypadku kredytów o dużych wartościach udzielanych na bardzo długie okresy to dojrzewanie trwa nawet kilka lat. W naszych warunkach można to szacować na 4 do 7 lat. Dopiero po tym czasie będzie można powiedzieć, jak taki kredyt jest obsługiwany przez kredytobiorcę. Być może fakt, że rośnie wielkość nominalna kredytów spłacanych nieregularnie, to pochodna dużej akcji kredytowej lat 2006–2008 w segmencie kredytów hipotecznych.

Dlaczego kredyty hipoteczne spłacane są lepiej niż np. konsumpcyjne?

Kredyty zabezpieczone hipotekami zaciągano przede wszystkim na zakup mieszkań i domów. Mało w tej puli jest kredytów inwestycyjnych czy spekulacyjnych. Oczywiście to, czy obsługa tych kredytów nadal będzie tak dobra, zależy od wielu czynników, na przykład od tego, czy ludzie będą mieli pracę, z której będą czerpać dochody.

To znaczy, że poważnego problemu nie ma?

Być może wraz z powstawaniem jakichś systemów finansowania inwestycji w nieruchomości w Polsce powinny też powstawać mechanizmy służące do restrukturyzacji starych zobowiązań. Problemy ze spłatami przecież występują. W większości są to przypadki losowe, ale są też kredytobiorcy, którzy ewidentnie przeinwestowali.

Czy biorąc pod uwagę to, co mówił pan o dojrzewaniu kredytów, można się spodziewać, że niespłacanych hipotecznych będzie coraz więcej?

Zależy, jak to policzymy. Jedna sprawa to udział złych kredytów w całym portfelu. Tu wiele zależy od tempa akcji kredytowej: jeśli banki będą podpisywać mniej nowych umów mieszkaniowych, to – statystycznie – udział zagrożonych będzie rósł. Jeżeli jednak akcja kredytowa ruszy, to powinien spaść. Z kolei to, czy wielkość niespłacanych kredytów liczona nominalnie –w miliardach złotych – będzie rosła, zależy przede wszystkim od sytuacji gospodarczej, zwłaszcza od poziomu bezrobocia.