Jego zdaniem również, wbrew oficjalnym deklaracjom, banki nie chcą negocjować z klientami umów kredytowych i dążą do ich szybkiego rozwiązywania. Prezes SBB przyznaje też, że dziś najpewniejszą metodą rozwiązywania problemów frankowiczów jest droga sądowa.
W lecie ubiegłego roku Stowarzyszenie "Stop Bankowemu Bezprawiu" zapowiadało opublikowanie listy "toksycznych banków", czyli najgorszych banków z punktu widzenia kredytów frankowych. Taka lista powstała?
Arkadiusz Szcześniak: Tak, powstała i została opublikowana. Znalazły się na niej te banki, które uznaliśmy za najgorzej traktujące klientów: Getin Bank, mBank i Bank Millennium. Mają one największe portfele „walutowe”, najwięcej nieprawidłowości w umowach i najgorzej sobie radzą w kontaktach z klientami. Skupiają się na maksymalizacja zysku, nawet kosztem łamania przepisów prawa.
Jak pan ocenia obecną sytuację frankowiczów? Ostatnio prezes NBP Adam Glapiński oświadczył, że na finiszu są prace związane z przygotowaniem "mechanizmów nadzorczych", które będą skłaniać banki do przewalutowywania kredytów frankowych. Ma to firmować Komitet Stabilności Finansowej, a największe koszty mają ponieść banki. Czegoś oczekujecie po tych propozycjach?
Powiem szczerze, że nie. We wrześniu ubiegłego roku spotkaliśmy się z grupą roboczą KSF, która ma wypracować mechanizmy, mające zmusić banki do przewalutowania kredytów w porozumieniu z klientami. Po tym spotkaniu byliśmy bardzo zawiedzeni, bo wiedza tamtej strony o faktycznej sytuacji klientów była wtedy bardzo skromna. Nawet nie wiedzieli, jakie jest ryzyko dla banków związane z LtV (współczynnik pokazujący stosunek wartości kredytu do wartości mieszkania; jeżeli przekracza 100 proc., oznacza to, że wartość kredytu przewyższa wartość mieszkania - PAP) przewyższającym wartość nieruchomości. Przyznali też, że nie wyliczali ani ryzyka prawnego związanego z kształtem umów, ani ryzyka związanego z tym, że blisko 200 tys. umów ma LtV ponad 100 proc. To pokazało, że nie bardzo można liczyć na wsparcie tej grupy. Postrzegamy wręcz działania KSF jako grę na czas, podobnie jak zwlekanie z ustawami w Sejmie.
Czemu miałaby służyć ta gra na czas?
Dziś klienci mogą liczyć tylko na drogę sądową. Tymczasem przeciąganie sprawy powoduje, że 10-letni okres przedawnienia dla najliczniejszych roczników kredytobiorców następuje w 2017 i 2018 roku. Stąd mamy wrażenie, że wiele z tych działań służy temu, by podtrzymać jakieś nadzieje u osób, które zastanawiają się nad drogą sądową. Po to, by minęło 10 lat od podpisania umowy i pierwszego momentu przewalutowania. Jeśli to się przedawni, będzie trudniej wygrać sprawę w sądzie.
Chodzi o to, że nawet jeśli umowa zostanie uznana przez sąd za bezprawną, będzie przedawniona?
Tak. Część roszczeń może się przedawnić. Stąd banki i instytucje, które je wspierają robią wszystko, by przeciągnąć sprawę. Na razie banki likwidują umowy w jeden sposób - wypowiadają je, zabierając klientom mieszkania, by je potem z zyskiem sprzedać na licytacji. To widać choćby po tym, ilu ubyło kredytobiorców - przez trzy ostatnie lata ponad 130 tysięcy. Poza tym nieprawdą jest, że banki coś oferują kredytobiorcom. Często odrzucają wnioski np. na karencję w spłacie kredytu. Nie mówiąc już o tym, że robią wszystko, by klienci nie mogli skorzystać z funduszu wsparcia dla kredytobiorców w trudnej sytuacji. Nawet wtedy, gdy spełniają wymogi ustawowe.
ZBP wymienia powstanie funduszu jako jeden z ważnych elementów pomocy dla frankowiczów...
Tak? To warto spytać, na jaką kwotę udzielono pomocy z tego funduszu. A jest taki zapis w ustawie, że niewykorzystane środki wracają do wpłacających, czyli do banków.
SBB oczekiwało, że w związku ze zmianą władzy sytuacja frankowiczów polepszy się. Rozumiem, że mimo inicjatywy prezydenta Andrzeja Dudy uważacie, że wasza sytuacja nie jest lepsza?
Gdyby NBP albo Sejm chciały coś zrobić w naszej sprawie, to już by zrobiły. Prezydent w kampanii wyborczej złożył deklarację, że w ciągu trzech miesięcy po objęciu przez niego urzędu będzie złożony projekt. Słowa tak naprawdę nie dotrzymał, bo to, co trafiło do Sejmu w sierpniu, czyli projekt spreadowy, był pisany jakby ręką bankierów. Nasza strona nie była dopuszczona do pracy przy nim. Politycy przekonują cały czas, że jakiekolwiek ustawowe uregulowanie problemu tzw. frankowiczów spowoduje zapaść systemu bankowego. To nieprawda, bo system bankowy w Polsce nie zależy od 500 tys. umów.
Na co liczycie, prosząc o spotkanie wicepremiera Mateusza Morawieckiego?
Występując jakiś czas temu po głównym wydaniu "Wiadomości" w TVP pan wicepremier Morawiecki z wielką troską wypowiadał się o konieczności wykreślania klauzul niedozwolonych z umów kredytowych. Mieliśmy nadzieję, że rzeczywiście zależy mu na rozwiązaniu tej sytuacji. Jednak cały czas nie chce się spotkać z osobami mającymi te niedozwolone klauzule. Na nasze oficjalne pismo dostaliśmy odpowiedź, że pan wicepremier Morawiecki jest bardzo zajęty i nie ma czasu się spotkać. Jeżeli nadal nie będzie chciał się spotkać, będzie to naszym zdaniem dowodzić, że mimo medialnych deklaracji, cały czas stoi po stronie banków. Wystąpiliśmy zresztą o informację, ile razy spotkał się w ostatnim czasie z bankowcami. A dysponujemy też dokumentem, który dowodzi, że w 2005 roku kierowany wtedy przez pana Mateusza Morawieckiego bank BZ WBK doskonale wiedział, czym grozi udzielanie tzw. "walutowych" kredytów. Mimo to udzielał ich potem dalej. To wszystko pozwala wnioskować, że troska pana wicepremiera może być fałszywa. Liczymy oczywiście mimo wszystko, że jednak się z nami spotka, stąd wystąpiliśmy do niego z listem otwartym.
Ostatnio prezes UOKiK Marek Niechciał uaktywnił się w sprawie kredytów frankowych. To coś może pomóc?
Rzeczywiście kontakt z UOKiK jest coraz lepszy. Urząd chce zaangażować się w indywidualne mediacje między kredytobiorcami a bankami. My jesteśmy tu trochę sceptyczni, bo próbowaliśmy takie mediacje prowadzić i nie znamy ani jednego przypadku, by bank podjął rozmowę. Zresztą po deklaracji prezesa UOKiK już dwa banki powiedziały, że ich te przepisy, na które powołuje się UOKiK, nie obowiązują. Dopóki banki nie dostaną przepisu, który zmusi je do jakiegoś działania albo wyroku sądowego, ich akcjonariusze nie pozwolą na pójście na rękę jakiejś grupie klientów. Bankom po prostu powinno przestać się opłacać wykonywać umowy niezgodne z prawem.
Rozumiem, że raczej nie liczycie na drogę ustawową, bo jedyny popierany przez was projekt, klubu Kukiz'15, raczej nie ma szans na wyjście z Sejmu, a prezydenckiego projektu spreadowego nie akceptujecie. Co zatem dalej zamierzacie? Chcecie głównie liczyć na drogę sądową?
Orzecznictwo sądów idzie w dobrym kierunku, jeśli chodzi o klauzule niedozwolone. Jest jednak problem, że kancelarii prawnych zajmujących się tą tematyką nie jest zbyt dużo, a informacje o nich są bardzo rozproszone. A zła konstrukcja pozwu może prowadzić do jego odrzucenia, już bywały takie przypadki. Dlatego przygotowaliśmy projekt strony internetowej, która będzie zbierać informacje o takich kancelariach. Zbieramy też dane o procesach sądowych. Gdy banki stwierdzą, że zagrożenie skutecznymi pozwami będzie tak duże, że bardziej opłaci się pójść na ugodę z klientami, to rzeczywiście na te ugody pójdą. Dlatego zachęcamy ludzi, by występowali na drogę sądową, bo to jest obecnie jedyna realna metoda dochodzenia swoich praw.
Trzeba uczciwie przyznać, że w międzyczasie pojawiło się trochę niewielkich i korzystnych zmian. Np. kwestia kosztów wpisu sądowego dla konsumentów, który został ograniczony w czynnościach do 1000 zł. Wcześniej było to 5 proc., co przy skali kredytów hipotecznych było blokadą złożenia pozwu. Liczymy na drobne zmiany, które by wyrównywały szanse klientów i banków, np. w sprawie 14-dniowego nakazu zapłaty, który banki wystawiają klientom, podczas gdy same mają 30 dni na odpowiedź.
Naciskamy też rząd, by powstał raport o skutkach społecznych tzw. "kredytów walutowych". Gdyby się okazało, ile państwo traci na podatkach z powodu tych kredytów, ile rodzin wpada w szarą strefę, albo w ogóle wyjeżdża z Polski, zaczęto by równoważyć zyski i straty.
Rozmawiał Piotr Śmiłowicz (PAP)