Z szacunków raportu firmy McKinsey wynika, że powstałe farmy mogą mieć łączną moc 6GW. Oznacza to, że urządzeń na Bałtyku będzie bardzo szybko przybywało, choć na razie... nie ma ani jednego. Są za to pierwsze podpisane umowy na ich przyłączenie do sieci – chodzi o farmy o łącznej mocy 2,2 GW.
Wojciech Cetnarski prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej / Dziennik Gazeta Prawna
Moc morskich farm wiatrowych / Dziennik Gazeta Prawna
Dzięki rozwojowi tej gałęzi energetyki nasza gospodarka może do 2030 r. wygenerować dodatkowe 60 mld zł i stworzyć 77 tys. miejsc pracy. Same wpływy z podatków od wiatraków morskich szacowane są na 15 mld zł.
Do tej pory inwestycje stały w miejscu. Brakowało decyzji i przepisów. Zagraniczni inwestorzy zdążyli się z Polski wycofać i z kilkudziesięciu projektów zostało raptem kilkanaście. Teraz branża ma szansę na drugi oddech. Powód? Pierwszy inwestor – Polenergia – dostał w lipcu decyzję środowiskową otwierającą drogę do budowy takiej farmy. Pierwsza ma ruszyć w 2021 r. Poza tym lądowe farmy wiatrowe są w odwrocie, bo ich rozwój blokuje tegoroczna ustawa odległościowa, określająca minimalną odległość urządzeń od zabudowań. Według nowych przepisów nie może być ona mniejsza niż 10-krotność wysokości wiatraka. Tymczasem większość istniejących farm na lądzie nie spełnia tych wymagań, a co za tym idzie, nie mogą być one rozbudowywane. Tego problemu nie mają farmy morskie, które będą stać ponad 20 km od brzegu.
Polenergia deklaruje, że jej pierwsze urządzenia na Bałtyku będą produkować prąd za pięć lat. – Planujemy realizację projektu farm o mocy 1200 MW. Pojedyncza turbina będzie miała moc 8–10 MW, czyli kilkukrotnie większą niż urządzenia na lądzie. Spółka planuje 60–75 turbin na każdy z dwóch etapów realizacji inwestycji – opowiada DGP Michał Michalski z Polenergii. Dodaje, że projekt ma już pozwolenie lokalizacyjne i podpisaną umowę przyłączeniową do sieci energetycznej. Spółka wykonała komplet badań, a w lipcu 2016 r. uzyskała decyzję środowiskową dla pierwszej morskiej farmy wiatrowej Bałtyk Środkowy III. – Kolejnym etapem prac są pomiary wiatru, badania geotechniczne, projektowanie techniczne i pozwolenie na budowę – wylicza Michalski.
Zakończenie pierwszego etapu realizacji inwestycji, czyli osiągnięcie 600 MW mocy, jest planowane na 2021 r. Realizacja drugiego etapu, czyli budowa kolejnych 600 MW – do końca 2025 r. Inwestycja będzie kosztować 17–20 mld złotych. 12 mld z tej kwoty może potencjalnie trafić do polskich przedsiębiorstw. – Będzie to ogromne koło zamachowe dla biznesu. Takie zlecenia to również idealna okazja do budowy nowych kompetencji, których przykładem są unikalne, kompleksowe badania środowiskowe na morskiej części projektów – dowodzi Michalski.
W listopadzie powstała koalicja przemysłu morskiego i energetycznego, której celem jest wpisanie rozwoju turbin na Bałtyku do planu Mateusza Morawieckiego, za który odpowiada resort rozwoju. Na razie jednak nie wypowiedział się on na temat przyszłości morskich farm. Resort energii z kolei zapewnia, że popiera rozwój zrównoważonej energetyki, do której zaliczają się takie urządzenia, a założenie osiągnęcia 6 GW mocy do 2030 r. jest zgodne z elementami polityki morskiej oraz strategiami przyjętymi przez krajowe koncerny. Choćby PGE, które po 2020 r. ma realizować nowy program inwestycyjny. Firma planuje nie tylko rozwój energetyki węglowej i jądrowej, lecz także budowę morskich farm.
– Ten sektor rozwija się w Europie naprawdę szybko. Średni przyrost mocy w ostatnich kilkunastu latach wynosił około 30 proc. rocznie. Dziś ta część energetyki dostarcza 11 GW mocy, a wkrótce ta liczba może wzrosnąć do 20 GW – mówi DGP wiceprezes firmy Tele-Fonika Kable Piotr Mirek. – Technologia, czyli m.in. elementy turbiny, to jedynie około 30 proc. całej inwestycji. Istotne są też pozostałe komponenty, m.in. wieże, fundamenty, okablowanie – wszystko produkowane i dostarczane lokalnie. Dotyczy to również usług serwisowych. Dlatego inwestycje w morską energetykę wiatrową wpływają na rozwój całego kraju – wskazuje Grzegorz Należyty z zarządu Siemensa. – Dotyczy to również Polski. My i nasi klienci współpracujemy z firmami, które produkują komponenty wykorzystywane potem przy budowie infrastruktury w Danii, Wielkiej Brytanii i Niemczech. Dzięki rozwojowi tego obszaru w Polsce firmy dodatkowo rozbudują swoje kompetencje – dodaje.
Głównym wyzwaniem stojącym przed branżą jest obniżenie kosztów wytwarzenia energii z turbin umieszczonych na morzu. W 2015 r. było to średnio 153 euro za 1 MWh w porównaniu ze 117 euro za 1 MWh uzyskiwanego z energii słonecznej i zaledwie 64 euro za 1 MWh z wiatraków umieszczonych na lądzie. Główni gracze na morskim rynku dążą do obniżenia tej pierwszej wartości do 100 euro. Taki poziom byłby konkurencyjny wobec innych niskoemisyjnych źródeł.
Zdaniem McKinseya dalszy spadek cen jest realny. W lipcu w Holandii ogłoszono budowę morskiej farmy o mocy 700 MW z ceną 72,7 euro za 1 MWh. – Biorąc pod uwagę wyniki ostatnich aukcji w Europie, koszt 1 MWh dla tego sektora zaczyna osiągać poziom podobny do kosztu megawatogodziny wytworzonej przez nowo budowane elektrownie węglowe – zauważa Michalski.
Liderami tego segmentu energetyki są Niemcy i Wielka Brytania, a wkrótce dołączą do nich Chiny. W ubiegłym roku w RFN i na Wyspach uruchomiono morskie elektrownie wiatrowe o mocy 3,7 GW, co stanowiło ponad 90 proc. wszystkich mocy oddanych w tym czasie do użytku na świecie. Największą morską elektrownią wiatrową na świecie jest London Array o mocy 630 MW.
OPINIA
Wiatraki przyniosą nam bezpieczeństwo
Raport firmy McKinsey jest kolejnym potwierdzeniem tego, co w PSEW mówimy od dawna. Potencjał rozwoju morskiej energetyki wiatrowej na Bałtyku jest ogromny i tylko czeka na wykorzystanie. Morze Bałtyckie ma dobre warunki wietrzności i korzystne warunki hydrologiczne (małe zasolenie i zafalowanie, niewielka głębokość), co obniża koszty inwestycji. Powstanie w polskiej strefie ekonomicznej do 2030 r. wiatraków o łącznej mocy 6 GW oznaczałoby osiągnięcie większej mocy, niż mają mieć w sumie planowane inwestycje w źródła konwencjonalne w Opolu, Kozienicach i Jaworznie.
Możliwość wytwarzania energii z własnych źródeł, zmniejszająca zależność od importu paliw, jest nie do przecenienia. Koszty inwestycji w morskie elektrownie wiatrowe spadają. W ciągu ostatniego półrocza przeciętny koszt produkcji takiej energii spadł o ponad 20 proc. Zachodnie kraje UE w ramach technologii offshore wybudowały instalacje o łącznej mocy 11 GW, a prognozy mówią o możliwości powstania w Europie do 2030 r. morskich wiatraków o mocy przekraczającej 98 GW. To ponad dwa razy więcej, niż ma cały polski system elektroenergetyczny.
Wiele naszych firm już korzysta na rozwoju morskiej energetyki wiatrowej w Europie. Zamówienia na potrzeby takich farm wiatrowych realizują zakłady w Gdańsku, Gdyni czy Szczecinie. Jesteśmy globalnym liderem produkcji fundamentów do morskich farm wiatrowych. Inny argument to możliwość połączenia programu budowy energetyki wiatrowej na Bałtyku z programem wzorowanym na North Sea Offshore Grid, czyli budowy lokalnej sieci międzynarodowej łączącej wszystkie inwestycje offshore na Bałtyku. To 30 GW w perspektywie 2030 r. To by znacząco odciążyło sieci energetyczne i inwestorów od kosztów przyłączenia i obniżyło koszty energii dla odbiorców końcowych.
Polska jest członkiem BEMIP (Baltic Energy Market Interconnection Plan), którego celem jest budowa lokalnego rynku energii krajów regionu Morza Bałtyckiego. Organizacje wiatrowe krajów bałtyckich zainicjowały program Baltic See Offshore Initiative. Jego ambicją jest przekonanie rządów krajów BEMIP, że najlepszą metodą realizacji ich celów jest budowa regionalnego rynku energii krajów nadbałtyckich na podstawie energetyki offshore i systemu interkonektorów. Realizacja programu przyniesie oszczędności w kosztach budowy infrastruktury przyłączeniowej, zmniejszy koszty pozyskania energii z morskich farm wiatrowych i znacząco zwiększy nasze bezpieczeństwo energetyczne.