Wsparcie dla Ukrainy i przygotowanie jej na kolejną zimę pod ostrzałem, dalsza rezygnacja z rosyjskich źródeł energii i rozbudowa unijnej infrastruktury. Takie priorytety w tej dziedzinie ma zakładać duńskie przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej. Kopenhaga przejmie tę rolę od Warszawy 1 lipca. Niels Frederik Malskær, attaché ds. energii z ambasady Danii w Polsce, zastrzega jednak w rozmowie z DGP, że formalnie zostanie to dopiero ogłoszone przez rząd.

Zintegrowany rynek energii pomoże OZE…

– Istnieje duży niewykorzystany potencjał związany z tym, że nasze rynki energii nie są lepiej połączone. Obecne wahania cen mocno wpływają na pojedyncze państwa – przekonuje Malskær. Według danych Eurostatu za 2024 r. Dania ma największy udział odnawialnych źródeł energii w produkcji prądu netto w UE, bo aż 88,4 proc. Większość pochodzi z energetyki wiatrowej. Jak wskazuje Malskær, kraj często odnotowuje dzięki temu spore nadwyżki. – Mamy dobre połączenia z Holandią, Niemcami, Norwegią, ze Szwecją i z Wielką Brytanią, ale nie tak dobre, byśmy zawsze mogli wysyłać im całą nadmiarową energię – tłumaczy. Dlatego Dania chce zachęcać do inwestycji w połączenia transnarodowe. – Chcemy pokazać, jakie programy już teraz się sprawdzają, i zachęcić do zwiększenia budżetów na nie – mówi Malskær.

To m.in. instrument Łącząc Europę–Energia (CEF-E), Platforma na rzecz Technologii Strategicznych dla Europy (STEP) i program Transeuropejskie Sieci Energetyczne (TEN-E). Polskie Sieci Elektroenergetyczne podają w odpowiedzi na pytania DGP, że proces przyspiesza, a „zintegrowany rynek stał się faktem”. „Ceny energii elektrycznej na rynkach krajowych są wyznaczane w ramach jednolitego, europejskiego algorytmu cenowego, bazującego na połączonych księgach ofert” – wskazują. – Z makroekonomicznego punktu widzenia integracja opłaca się wszystkim. Poprawia produktywność i pozwala lepiej wykorzystać istniejącą infrastrukturę oraz kapitał ludzki w tradycyjnych regionach przemysłowych – przekonuje Aleksander Śniegocki, prezes Instytutu Reform.

Z kolei Michał Smoleń z Fundacji Instrat wskazuje, że integracja stabilizuje sieci. – Gdyby każdy kraj chciał się transformować indywidualnie, szczególnie w oparciu o OZE, konieczne byłyby większe rezerwy i moce wytwórcze. Im większy system, tym większa stabilność, a także elastyczność w razie kryzysu, co widzieliśmy w 2022 r. – mówi. Międzynarodowe przepływy energii co do zasady obniżają jej ceny i emisje. – Nie inaczej jest w przypadku Polski, która korzysta, gdy w Niemczech już wieje, a u nas jeszcze nie zaczęło, i może importować tanią energię. Innym razem nadmiar produkcji z polskich OZE znajduje klientów za granicą – tłumaczy.

Według Śniegockiego rozwój połączeń międzynarodowych to konieczność, jeśli nie chcemy, by przemysł, zwłaszcza energochłonny, przeniósł się poza Polskę. – Należymy do najdroższych rynków energii w regionie, a w I poł. lat 30. różnice jeszcze się pogłębią. Nasi sąsiedzi osiągną wysokie udziały OZE, a Polska nadal będzie w trakcie modernizacji systemu. Bez lepszych połączeń i możliwości importu dużych wolumenów zielonej energii z innych rynków polscy odbiorcy długo nie będą mogli korzystać z przewag kosztowych energii z wiatru i słońca – dodaje prezes IR.

Zdaniem PSE dla Polski najważniejszy jest rozwój własnych źródeł wytwórczych, zwłaszcza dyspozycyjnych. „To właśnie one w połączeniu z OZE i magazynami powinny stanowić główny zasób chroniący przed okresami bardzo wysokich cen i zapewniający bezpieczeństwo pracy systemu” – wskazuje operator systemu przesyłowego i dodaje, że „kierunek, w którym płynie energia, zależy od cen w poszczególnych krajach”, a „nie ma gwarancji, że w sytuacji napiętego bilansu będziemy mieli ceny na tyle wysokie, że uda nam się importować wystarczającą ilość prądu”. Podobnie, jak nie ma gwarancji, że znajdą się chętni na zakup polskiego prądu w momencie nadwyżki generacji. W dodatku wzmocnienie sieci w jednym elemencie „natychmiast odsłania kolejne słabe ogniwo, którego zdolności przesyłowe trzeba zwiększyć”.

…ale Norwegowie nie chcą integracji

Nie wszystkie kraje są zainteresowane dalszą integracją rynków. W lutym spór na ten temat doprowadził do upadku koalicji w pozaunijnej, ale zintegrowanej z Unią Norwegii. Zapytaliśmy Malskæra, czy widzi zagrożenie w niechęci krajów, które w mniejszym stopniu zależą od OZE, takich jak Francja, która większość energii czerpie z atomu. – Tak, zwłaszcza jeśli patrzy się krótkoterminowo. Norwegia w wieloletniej perspektywie wiele zyskała na integracji z unijnym rynkiem energii – twierdzi dyplomata. Smoleń dodaje, że Oslo korzysta ze stabilnej i taniej energii wodnej. – Kiedy w Danii czy Niemczech występuje niedobór energii, odbiorcy są skłonni zapłacić więcej za prąd norweski, który częściowo płynie na południe, podwyższając chwilową cenę dla podmiotów z Norwegii. Kraj na tym zarabia, ale jego mieszkańcy w danym momencie ponoszą większe koszty – tłumaczy ekspert.

Nawet jeśli wyższe ceny nie obowiązują długo, niepokoją opinię publiczną, której dotyczą taryfy dynamiczne. – Producenci taniej energii wolą większą integrację, a odbiorcy prądu na rynkach, gdzie występują nadwyżki, postulują ograniczenie handlu – tłumaczy Śniegocki. W Polsce jeszcze dekadę temu dominowała perspektywa państwowych spółek energetycznych, które obawiały się otwarcia na konkurencję. Jednak rosnące obciążenie konsumentów kosztami prądu z węgla i rozbudowa nowych aktywów w oparciu o kontrakty z rynku mocy sprawiły, że rząd stał się zwolennikiem przyspieszania rozbudowy sieci europejskiej i stara się ten pomysł promować w trakcie unijnego przewodnictwa.

Rozmowa z Nielsem Frederikiem Malskærem: