Podczas gdy Donald Tusk mówi o konieczności obniżenia cen energii, Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej przedstawia analizę, według której liberalizacja ustawy wiatrakowej przyniosłaby prąd tańszy w tym roku o 9 zł za MWh.

Według Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW), zapowiadane w 100 konkretach zmniejszenie minimalnej odległości turbin od zabudowań z 700 do 500 metrów uwolniłoby potencjał ok. 41 GW z wiatru do 2040 r.

„Roczne nadwyżkowe koszty energii elektrycznej wynikające z większego uzależnienia od węgla sięgną w roku 2030 aż 6,6 mld zł. Już w tym roku Polska wyda na importowany węgiel ponad 1,1 mld zł. Bez odblokowania lądowej energetyki wiatrowej z każdym rokiem kwota ta będzie rosnąć” – uważa PSEW.

Tańszy prąd na wagę złota

Według wyliczeń PSEW każdy gigawat energii zainstalowanej w lądowych farmach wiatrowych oznacza energię tańszą o ponad 9 zł za MWh. Bez liberalizacji, o tyle droższa będzie według organizacji energia w 2025 r., a w 2030 r. – już o 55 zł za MWh.

Brak reformy oznacza też brak wpływów podatkowych dla samorządów z tytułu lokalizowania wiatraków na ich terenie. Według PSEW, chodzi o 80 mln zł z tytułu podatku od nieruchomości, PIT i CIT, które zasiliłyby budżety gmin w samym 2025 r. Z kolei rolnicy mogliby uzyskać według PSEW 440 mln zł z tytułu dzierżawy gruntów do 2030 r.

- Mamy niepotrzebne opóźnienia, które przynoszą realne straty w całym systemie elektroenergetycznym i w dalszej perspektywie będą powodować regres gospodarczy. Energetyka wiatrowa to nie tylko nasza niezależność energetyczna i bezpieczeństwo, ale też najtańszy prąd – jej koszt wytworzenia jest 3-3,5 krotnie niższy niż z paliw kopalnych - mówi Janusz Gajowiecki, prezes PSEW.

Tania energia ważna dla polskiej prezydencji

Dzień przed publikacją analizy PSEW, Donald Tusk prezentował priorytety polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej. Podczas przemówienia wskazywał na konieczność obniżenia cen energii. Według niego, cena energii w niektórych krajach europejskich jest „nieakceptowalnie wysoka”, co utrudnia konkurowanie z gospodarką chińską czy amerykańską.

„Bezpieczeństwo energetyczne to też konkretne zadania, które spowodują, że energia w Europie nie będzie najdroższa, tylko - jeśli nie najtańsza – to porównywalna z innymi potęgami gospodarczymi” – przekonywał premier tłumacząc, że niezależność Europy „wprost zależy także od suwerenności i niezależności energetycznej”.

Ustawa wiatrakowa w zamrażarce

Nowy rząd nadal nie przyjął przepisów, które zwiększyłyby potencjał lądowej energetyki wiatrowej, choć było to zapowiadane w 100 konkretach, umowie koalicyjnej oraz expose premiera. Jeszcze w listopadzie Paulina Hennig-Kloska, ministra klimatu i środowiska mówiła DGP: „„Trudno mi wyobrazić sobie zamknięcie roku bez ustawy wiatrakowej w Sejmie. Żadne krzyki Don Kiszotów w ławach opozycji tego nie zmienią”.

Tymczasem projekt ustawy utknął na etapie Stałego Komitetu Rady Ministrów. Na przełomie grudnia i stycznia przedstawiciele rządu zgłaszali do niego swoje uwagi, niekiedy proponując drastyczne zmiany. Ministerstwo rolnictwa i rozwoju wsi podważyło nawet sens zmniejszenia minimalnej odległości z 700 do 500 metrów.

10 stycznia Miłosz Motyka, wiceminister klimatu i środowiska, przekazywał DGP, że finalny projekt poznamy po następnym posiedzeniu Stałego Komitetu Rady Ministrów, które odbyło się 16 stycznia. Projekt po poprawkach nadal nie jest jednak znany.

- Poprawa warunków rozwoju źródeł odnawialnych to niezbędny element dla obniżania cen energii w Polsce oraz zachowania konkurencyjności przemysłu. Zgodnie z najnowszym projektem Krajowego Planu w dziedzinie Energii i Klimatu, do 2030 roku moc zainstalowana w OZE powinna wynieść 57 GW, a w 2040 r. przekroczyć 90 GW. Bez uwolnienia nowych mocy z energetyki wiatrowej Polska nie pokryje tego zapotrzebowania - mówi dr Joanna Pandera, Prezeska Forum Energii.